Wywiad z Lewandowską dzień przed protestami po śmierci 30-latki. "Nie zdecydowałabym się na aborcję"

redakcja naTemat
Podczas gdy na ustach całej Polski jest dramatyczna historia 30-letniej Izabeli, która zmarła na sepsę po tym, jak lekarze czekali aż płód samoistnie obumrze, zamiast dokonać terminacji ciąży, Anna Lewandowska deklaruje, że "nigdy nie zdecydowałaby się na aborcję", bo jest osobą wierzącą. Redakcja "Wprost" wybrała wyjątkowo niefortunny moment na publikację rozmowy z trenerką.
Anna Lewandowska zadeklarowała, że sama nigdy nie zdecydowałaby się na aborcję, bo jest osobą wierzącą fot. Piotr Molecki / East News
29 października Prawniczka rodziny zmarłej, która osierociła dziecko, podała do wiadomości publicznej jak wyglądała opieka lekarska nad kobietą, której w 22. tygodniu ciąży odeszły wody, co kwalifikowało ją do natychmiastowego zabiegu aborcji w celu ratowania jej zdrowia i życia.

Póżniej reporterzy "Uwagi" TVN dotarli do rodziny zmarłej i wiadomości, które wysyłała ze szpitala. Kobieta pisała wprost, że lekarze czekają, aż serce płodu, które nie miałoby żadnych szans na przeżycie, przestanie bić, bo po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 22 października zeszłego roku wolą nie wykonywać aborcji.


Wiadomo też, że Izabela bała się sepsy, tym bardziej, że czuła się coraz gorzej i miała wysoką gorączkę, co wedle relacji kobiet, które leżały z nią na sali, wielokrotnie zgłaszała medykom.
W czasie, gdy w Polsce rozgorzała dyskusja na temat tzw. mrożącego efektu, jaki wywarł wyrok TK Julii Przyłębskiej na polskie szpitale, w których nie wykonuje się zabiegów terminacji ciąży nawet w przypadkach zagrożenia zdrowia i życia kobieta, a na sobotę 6 października w Warszawie zaplanowano wielki protest pod siedzibą Trybunału, 5 października "Wprost" zdecydował się opublikować wywiad z Anną Lewandowską i zatytułować go "Jestem osobą wierzącą. Nie zdecydowałabym się na aborcję".

W kontekście ostatnich wydarzeń, nie ma chyba gorszego momentu na obnoszenie się z deklaracjami tego typu, za co w tym przypadku odpowiada raczej wydawca "Wprost" niż sama rozmówczyni. Anna Lewandowska wielokrotnie podkreślała, że jest za wolnym wyborem każdej kobiety w kwestii aborcji. Nie ukrywała także, że sama na taki zabieg raczej by się nie zdecydowała.

Jak na ironię w samej rozmowie zatytułowanej mocną deklaracją, Lewandowska opowiada dlaczego woli... nie wypowiadać mocnych deklaracji. – Wolę sugerować, jakie mam zdanie niż je wykrzykiwać, albo komuś coś narzucać. Kiedy zdarzało mi się to robić mocniej w przeszłości, to mój głos bywał przeinaczany – stwierdza celebrytka.

– Kiedy wybuchły protesty (chodzi o Strajk Kobiet - red.), napisałam, że politycy nie powinni wkraczać w pewne obszary życia. Jak dodałam ten post, to reakcje były pozytywne, że "Ania wspiera kobiety", że "Ania udzieliła poparcia". A dzień później, chociaż nic nowego nie napisałam, było już zupełnie inaczej, że ja się nie utożsamiam, że powinnam była jeszcze bardziej wesprzeć. Nie cofnęłabym swojego ruchu, ale dużo mnie to wtedy nauczyło, jak słowo może być zmieniane, manipulowane – mówi Lewandowska w rozmowie z dziennikarzem "Wprost", który chyba zrobił dokładnie to, czego obawiała się trenerka.
Czytaj także: Krzyczała z bólu przez 12 godzin, ale odmówiono jej aborcji. Historia Valentiny wstrząsnęła Włochami