Część z nas przyzwyczaiła się do obowiązującego prawa, a nawet uznała je za słuszne. Mimo to ponad połowa Polek i Polaków wciąż jest za liberalizacją dostępu do aborcji. Najbardziej konserwatywną w tej kwestii grupą są dziś mężczyźni w średnim wieku – słabo wykształceni i dobrze zarabiający mieszkańcy dużych miast.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Dziś mija dokładnie rok od wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zakazał aborcji z przyczyn embriopatologicznych, a tym samym uczynił z Polski kraj z najbardziej drakońskim pod tym względem prawem w Unii Europejskiej.
Co sądzą dziś Polki i Polacy, którzy przed rokiem masowo manifestowali swój sprzeciw? Badanie na reprezentatywnej grupie osób przeprowadziła dla naTemat agencja SW Research.
Wynika z niego, że za złagodzeniem obowiązującego prawa aborcyjnego jest dziś zaledwie 52,6 proc. badanych. Zaledwie, bo gdy rok temu agencja badawcza SW Research przygotowywała analogiczny sondaż dla rp.pl przeciw wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego było 70,7 proc. z nas.
Niepokoić może fakt, że aż 9 proc. Polaków i Polek opowiada się za zaostrzeniem prawa, które w tym momencie dopuszcza przerwanie ciąży jedynie, gdy zagraża ona życiu lub zdrowiu kobiety albo jeśli do zapłodnienia doszło w wyniku gwałtu, lub stosunku kazirodczego.
Szokująco duży odsetek rodaków (22,3 proc.) nie ma w tej kwestii zdania. I myliłby się ten, kto uznałby, że większość z osób, które wskazały taką odpowiedź to mężczyźni, których aborcja – przynajmniej bezpośrednio – nie dotyczy.
Polki, choć częściej niż Polacy, były za złagodzeniem obowiązującego prawa (56,9 proc. w porównaniu do 47,7 proc.), a także rzadziej opowiadały się za jego zaostrzeniem (7,3 proc. do 10,8 proc. mężczyzn), równie często co panowie odpowiadały, że nie mają w tej kwestii opinii.
Wiek a poglądy na obowiązujące prawo aborcyjne
Pewnym zaskoczeniem są też wyniki sondażu, jeśli uwzględnimy wiek ankietowanych. Choć stereotypowo za najbardzej konserwatywną grupę wiekową uznaje się osoby starsze, badania pokazały, że w kwestii aborcji najwięcej zwolenników zaostrzenia prawa jest wśród ludzi w średnim wieku (35-49 lat), za którym jest aż 11,8 proc. z nich, a więc niemal o 4 punkty proc. więcej niż wśród osób powyżej 50. roku życia.
Do tego tylko w grupie osób w średnim wieku mniej niż połowa ankietowanych była za złagodzeniem obecnych przepisów (w pozostałych grupach opowiadała się za tym większość).
Natalię Broniarczyk aktywistkę i współzałożycielkę Aborcyjnego Dream Teamu i Aborcji Bez Granic te wyniki nie dziwią.
– Osoby, które są dziś w średnim wieku, w czasie przemiany ustrojowej były niepełnoletnie. W latach 90. do ich szkół wprowadzono obowiązkową religię, a uczniom puszczało się "Niemy krzyk" – pseudodokument o aborcji, w którym pod przyjętą tezę manipulowano nie tylko wiedzą naukową, ale nawet obrazami. To wtedy na polskie ulice po raz pierwszy trafiły zdjęcia zakrwawionych płodów. Na oczach dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków toczyła się kampania mająca na celu zaostrzenie prawda aborcyjnego, do którego doszło w 1993 roku.
Natalia Broniarczyk zwraca uwagę, że ludzie z tej grupy byli dziećmi i nastolatkami wystawionymi na propagandę, przed którą nie mieli narzędzi, by się bronić. Nie mieli też dostępu do internetu.
– Uważam, że na części z tych osób silny wpływ wywarł kontekst, w jakim po raz pierwszy usłyszały o aborcji. A był to kontekst jednoznacznie negatywny. O ile nie zetknęły się osobiście lub w swoim otoczeniu z aborcją, nie miały szansy wyrobić sobie własnego zdania, ale i empatii w tej kwestii – dodaje Broniarczyk.
Zeszłoroczne protesty pokazały też duże zaangażowanie najmłodszej grupy dorosłych (18-24), co widać również w naszym badaniu. To oni najczęściej ze wszystkich grup wiekowych byli przeciwni wyrokowi TK, a także najrzadziej opowiadali się za dalszym zaostrzaniem prawa aborcyjnego.
Najlepiej wykształceni za liberalizacją prawa aborcyjnego
Kolejną zmienną, którą sprawdziliśmy, była korelacja poglądów na temat prawa aborcyjnego z wykształceniem ankietowanych.
Co ciekawe, im wyższe było wykształcenie pytanych osób, tym rzadziej deklarowali, że "nie mają zdania". Ta odpowiedź padała w tej grupie ponad dwukrotnie rzadziej (16,7 proc.) niż wśród osób z wykształceniem podstawowym (34,3 proc.).
Osoby legitymujące się dyplomami wyższych uczelni okazały się też największymi zwolennikami zmiany obowiązującego prawa na mniej restrykcyjne (56,6 proc.). Pod taką zmianą podpisałoby się zaledwie 35,5 proc. osób z wykształceniem zasadniczym zawodowym.
Należy jednak zaznaczyć, że nawet w tej grupie więcej ankietowanych opowiedziało się za złagodzeniem prawa niż za jego utrzymaniem lub zaostrzeniem.
Aborcja? Kto bogatemu zabroni
Poglądy na temat prawa aborcyjnego różniły się też w zależności od dochodów ankietowanych. Największymi zwolennikami zaostrzenia obecnego prawa okazali się najlepiej uposażeni – zarabiający powyżej 5000 złotych na rękę, wśród których za takim wariantem opowiedziało się niemal 12 proc.
Być może taki wynik świadczy o niskiej solidarności społecznej – osoby z tej grupy prawdopodobnie byłoby stać na zabieg terminacji ciąży za granicą, więc obowiązującym prawem niespecjalnie muszą się przejmować.
Osoby o najniższych dochodach (do 1000 złotych netto) najczęściej spośród wszystkich grup popierały liberalizację obecnego prawa. I trudno się dziwić. Państwo zostawiło je na lodzie. W przypadku ciężkich lub letalnych wad płodu są zdane same nie siebie.
Małe i średnie miasta za prawami kobiet, zawodzą metropolie
Również miejsce zamieszkania miało wpływ na poglądy w sprawie decyzji Trybunału z października 2020 roku. Wbrew temu, czego można by się spodziewać, to wcale nie największe miasta w kraju (Warszawa, Kraków, Łódź, Wrocław i Poznań) okazały się najbardziej liberalne.
Wręcz przeciwnie – aż 10,9 proc. ich mieszkańców jest dziś za zaostrzeniem obowiązującego prawa, zaś wyrok TK popiera 18,4 proc. ankietowanych. To najwyższe wyniki spośród sześciu kategorii na które badacze podzielili miejsca zamieszkania bazując na liczbie mieszkańców.
Najmniej (5,6 proc.) zwolenników kolejnego zaostrzenia obecnego prawa mieszka w miastach powyżej 200 tys. mieszkańców (czyli m.in. Gdańsku, Szczecinie, Bydgoszczy, Katowicach).
Z kolei miasta w przedziale 100-199 tys. mieszkańców, jak np. Rzeszów, Płock, Olsztyn czy Koszalin przodują, jeśli chodzi o poparcie dla liberalizacji prawa (opowiada się za nią aż 60,3 proc.).
Natalia Broniarczyk, Aborcja Bez Granic: Z naszych doświadczeń wynika, że osoby żyjące w mniejszych miastach do aborcji podchodzą praktycznie. Mam tu na myśli, że temat nie jest dla nich uwikłany politycznie czy ideologicznie. Patrzą na przerwanie ciąży, jako na coś, co może dotyczyć ich bezpośrednio. Pamiętam kobietę z małego miasta przerażoną niechcianą ciążą – była na okresie próbnym w pracy, mieszkała z rodzicami. To była jedyna firma w okolicy, która miała dla niej posadę odpowiadającą jej kwalifikacjom. Mówiła, że jeśli pójdzie na macierzyński, szef uzna ją za naciągaczkę i będzie spalona, a na wyprowadzkę nie mogła sobie pozwolić.
Broniarczyk dodaje, że jeśli chodzi o zakaz aborcji z przyczyn embriopatologicznych, kobiety z mniejszych miast orientują się, że jeśli urodzą, będą miały ograniczony dostęp do specjalistycznych placówek, rehabilitacji, a później – placówek oświatowych czy takich, które oferują zajęcia czy opiekę nad dzieckiem o specjalnych potrzebach.
Gdyby pokusić się na podstawie powyższych wyników o "portret demograficzny" osoby najbardziej liberalnej, jeśli chodzi o dostęp do aborcji, byłaby to młoda kobieta z wyższym lub średnim wykształceniem, zarabiająca w porywach do 3000 złotych netto i mieszkająca w mieście średniej wielkości.
Po przeciwnej stronie barykady mamy zaś mężczyznę w średnim wieku. Zarabia dobrze, mieszka w metropolii i ma wykształcenie zawodowe.
Natalia Broniarczyk: Podejście do prawa aborcyjnego nie jest kwestią wykształcenia, miejsca zamieszkania ani dochodów, chociaż oczywiście można tu zauważyć pewne prawidłowości.
– Uważam, że punkt widzenia diametralnie zmienia zetknięcie się z taką sytuacją w najbliższym otoczeniu. Trudno "odmówić" prawa do aborcji siostrze, która ma przed sobą perspektywę dziewięciu miesięcy w ciąży zakończonej agonią własnego dziecka. Albo przyjaciółce w ciężkiej depresji, która mieszka na 30m2 z dwojgiem małych dzieci, a mąż zostawił ją, gdy dowiedział się o ciąży i nie poczuwa się do płacenia alimentów – przekonuje Natalia Broniarczyk.
Kobiety w takim położeniu słyszą, że przecież "jakoś to będzie", ale bardzo często jest znacznie gorzej niż "jakoś".
Chcesz podzielić się historią, opinią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut