Wulgarne i obleśne życie pewnego prawnika. Po tej książce kobiety pytają: "Wszyscy faceci tacy są?"

Monika Przybysz
Nową książkę Piotra C. czyta się lekko i ciężko jednocześnie. Lekko, bo napisana jest w luźnym, anegdotycznym stylu, jakby to podpity kolega opowiadał nam historyjki ze swojego życia. Ciężko, bo świat stworzony przez autora ocieka chamstwem, zniszczeniem i nasieniem.
Recenzja "Solisty" Conscious Design/Unsplash
"Solista, czyli on, ona i jego żona" to nowa propozycja autora znanego z "Pokolenia Ikea" i "Brudu". Piotr C. niezmiennie od lat skupia wokół siebie liczne grono fanów pomimo, a może przede wszystkim dlatego, że nadal nie ujawnił, kim tak naprawdę jest. Pod pseudonimem pisze książki wulgarne, rozerotyzowane, a przy tym błyskotliwe i kąśliwe.

Historia pewnego prawnika

Tytuł najnowszej powieści anonimowego autora mógłby spokojnie, według mnie, zostać skrócony do jednego słowa – solista – które idealnie opisuje mentalny stan głównego bohatera. Wini teoretycznie wiedzie piękne życie. Jest prawnikiem, ma żonę i syna. Mieszka w Warszawie i raczej odseparowany jest od problemów, które części społeczeństwa spędzają sen z powiek. Aparycją przypomina Ronana Keatinga z "Boyzone", na co chętnie zwracają uwagę kolejne (i przyszłe) jego kochanki.
No właśnie. Problemy i kochanki. Głównym życiowym problemem, a raczej zadaniem, Winiego, jest ukrywanie swoich rozlicznych romansów. Wszak "małżeństwo to błogosławieństwo", za które należy dziękować i które należy doceniać. Ale dlaczego od razu odmawiać sobie uciech, które oferują inne kobiety? Pokrętna logika, trzeba przyznać.

Piotr C. nie bawi się w głęboką psychologię. Pokazuje swojego bohatera takiego, jakim jest, wpuszcza nas do jego głowy, bo tylko w taki sposób możemy dowiedzieć się, jak absurdalne, seksistowskie i obleśne myśli kłębią się w tym korporacyjnym i regularnie zalewanym alkoholem, również w pracy, mózgu. Winiego podglądamy w naturalnym dla niego środowisku – w kancelarii, w której pracuje i w towarzystwie kochanek. W domu nie jest sobą – musi być czujny i uważny, stosuje 10. punktowy kodeks, który sprawia, że jego żona nie zdaje sobie sprawy, z kim żyje.

Warto dodać, że Zuzeł, żona Winiego, nie jest "klasyczną jędzą" – wiele wybacza, przymyka oka, rozumie, między małżonkami jest dużo rozmów, czułości, pocałunków i zbliżeń. Ah, i miłości – Wini często o tym mówi lub myśli, że pomimo upływu lat kocha swoją żonę i że "nawet kiedy się puszcza, to jej nie opuszcza".

Toksyczna męskość w ataku

Autor nie daje nam nic, co mogłoby sprawić, że jakkolwiek zapałamy do głównego bohatera, ale i jego środowiska, sympatią lub współczuciem. "Solista" to właściwie kompilacja najobrzydliwszych zachowań, stereotypów, taktyk podrywu, wulgaryzmów i toksycznych teorii o relacjach damsko-męskich.

Lepiej nie traktować tej lektury poważnie, a z przymrużeniem oka, mając na uwadze, że za całością czai się solidna dawka ironii i satyry. To właściwie ponad 400 stron najgłupszych kłamstw, którymi mężczyźni karmią kobiety i odwrotnie, bo tak, panie w "Soliście" często nie ustępują facetom. Wszyscy razem taplają się w toksycznym bagnie.

"Dziewczyny – chcecie spokojnie spać ? Nie czytajcie. Ostrzegłem" – napisał jeden z internautów o książce Piotra C. i faktycznie, gdy poczytałam komentarze kobiet, które lekturę mają już za sobą, trafiłam na powtarzające się pytanie: "Czy wszyscy mężczyźni tacy są?:.

Pozwolę sobie na spoiler – nie, nie wszyscy mężczyźni tacy są. Zdaje się, że autor celowo posłużył się wyraźnym i trochę brutalnym wyolbrzymieniem, by pokazać, że tacy mężczyźni się zdarzają i właściwie od nas zależy, czy przyjmiemy ich zaproszenie do tańca.

Uważaj, czego pragniesz

Należąc do wielu grup dla kobiet i czytając naprawdę przeróżne historie randkowo-romantyczne, pomyślałam, że "Solista" może być właściwie ostrzeżeniem. Autor stworzył potwora, dokładnie opisał jego schemat działania, przelewając na kartki obleśne, głupie, generalizujące i ograniczone rewelacje ("hehe, kobiety chcą mocnych emocji i mocnego rżnięcia"), kotłujące się w głowie prawnika i napędzającego go.

W istocie życie Winiego jest marne i nudne, bo ileż można chodzić na drinka i "r***ć" przypadkowe dziewczyny, zastanawiając się, czy jej cycki są mniej, czy bardziej obwisłe? W rozumieniu głównego bohatera to jest właśnie sens życia, znak, że "jest królem". Czy aby na pewno? Czy przyglądając mu się z boku, przyznamy, że jasne, fajnie jest na własną odpowiedzialność sprowadzać swoje życie do poziomu rynsztoka? Krzywdzić innych? Zdradzać żonę? Obiecywać, kłamać, ściemniać?

Codzienność Winiego nie jest tak naprawdę atrakcyjna. To codzienność podporządkowana żądzom i instynktom. Jaca, przyjaciel prawnika, mówi mu: "Cały czas myślisz, że ru***ąc te baby, uciekniesz od swoich problemów". Jak wspomniałam, autor nie psychologizuje, nie daje zbyt wiele wskazówek czy powodów, które mogłyby, chociaż w minimalnym procencie "uzasadnić" działania napalonego prawnika. Nie wiemy, o jakich problemach może mówić Jaca.

I może o to właśnie w "Soliście" chodzi? Że nieważne są powody? Ważne jest to, co robimy i jakie to za sobą niesie konsekwencje? Bo właśnie – nawet najbardziej doświadczony oszust w końcu spadnie z rowerka...
Fot. materiały prasowe

Artykuł powstał we współpracy z Zaczytani.pl