Czy do 2030 Polska będzie krajem wolnym od papierosów? Na tle innych państw nie wyglądamy najlepiej

Redakcja naTemat
W tym roku obchodzimy 30. rocznicę Światowego Dnia Rzucania Palenia. W Polsce papierosy pali co czwarty dorosły. Niewiele wskazuje na to, aby w najbliższym czasie statystyka ta miałaby się zmienić. A do 2030 roku mieliśmy, według zapewnień Głównego Inspektoratu Sanitarnego, stać się krajem wolnym od papierosów.
Fot. Unsplash.com / Kristaps Solims
Same deklaracje ze strony polityków nie wystarczą. Prawda jest taka, że bez odpowiedniego wsparcia palaczom bardzo trudno rozstać się z nałogiem. Przykładem niech będzie nasze własne, od wielu lat mocno zadymione, podwórko.

Rozpalone pokolenie

Dzisiaj wraca niestety „moda na palenie”. Co drugi uczeń polskiej szkoły pierwszego „papieroska” ma już za sobą. Co roku palić zaczyna 180 tys. nieletnich.

Do palenia zachęca u nas też cena papierosów — polska paczka jest jedną z dwóch najtańszych w Unii. Taniej jest tylko w Bułgarii. Pomocy w walce z uzależnieniem palacze nie znajdą też w sieci specjalistycznych poradni, bo takiej w Polsce praktycznie nie ma. Są tylko 2 poradnie – na 8 milionów palących.


Jeśli chcieć, to móc, to polscy palacze na razie nie chcą rozstać się z papierosami, co widać w statystykach Komisji Europejskiej.

Głosy, mówiące o tym, że w przestrzeni publicznej nie musi być miejsca na dym papierosowy, słychać już w wielu krajach. Mało tego: do chóru przeciwników palenia przyłączają się... nawet koncerny tytoniowe! Niektóre z nich otwarcie mówią, że skreślają papierosy – i stawiają na produkty alternatywne: woreczki z nikotyną, e-papierosy i podgrzewacze tytoniu.

Polska w ogonie Europy

W wyniku chorób wywołanych paleniem umiera w Polsce rocznie aż 81 tysięcy osób. To zatrważająca statystyka, która powinna działać na wyobraźnię. Wydaje się, że jest jednak dokładnie odwrotnie. Według wskazań Eurobarometru Polska – obok Węgier i Rumunii – ma jeden najniższych w całej Unii Europejskiej odsetków palaczy deklarujących rzucenie palenia.

Warto zaznaczyć przy tym, że wiek inicjacji nikotynowej jest u nas dość niski i wynosi od 18 do 25 lat. W praktyce ”przygoda” z paleniem może jednak rozpoczynać się znacznie wcześniej: papierosy są łatwo dostępne i tanie — najtańszą paczkę można kupić już za niecałe 13 zł.

Nic więc dziwnego, że aż według WHO Polska jest w gronie 5 europejskich państw o najwyższym odsetku młodych palaczy, czyli palących dzieci i młodzieży. Przekłada się to na około 4 mld sztuk wypalonych przez nich papierosów w skali roku.

Młodzi palacze bardzo szybko zmienią się w palących dorosłych, a ci z kolei — w dług publiczny. Wydatki na walkę ze skutkami palenia sięgają dzisiaj 15 proc. całości dochodów na służbę zdrowia, co w ubiegłym roku można było przeliczyć na 18,23 mld zł. Do tej kwoty trzeba jednak doliczyć prawie drugie tyle kosztów poza medycznych, takich jak obniżona produktywność czy nieobecności pracowników. Wszystko to sprawia, że tak naprawdę do każdej sprzedanej paczki dokłada się de facto również niepaląca większość społeczeństwa.

Zapomniana profilaktyka

Pytanie, czy ta niepaląca większość wolałaby nie dokładać się do programów profilaktycznych? Potencjalnych sposobów na ograniczenie skutków palenia jest sporo: od nikotynowej terapii zastępczej zaczynając, a na lekach jak cytyzyna, wareniklina czy bupropion kończąc. Niektóre z nich dostępne są bez recepty. Ale refundowane już nie są.

Są też inne sposoby zmniejszania odsetka palaczy papierosów: to zachęcanie palaczy do przejścia na produkty bezdymne, czyli na przykład woreczki z nikotyną, e-papierosy czy podgrzewacze tytoniu. Nie ma w nich dymu ani substancji smolistych, przez co mogą być mniej szkodliwe niż tradycyjne „fajki”. Rekomendację korzystania z tego rodzaju urządzeń wydają u nas jednak na razie organy niemające umocowania systemowego, jak np. towarzystwa naukowe. Bo nasze Ministerstwo Zdrowia nie chce słyszeć o możliwości zastępowania większego zła mniejszym złem. Czyli o zastępowaniu papierosa jakąkolwiek do niego alternatywą.

A takie alternatywy, gdy leczenie okaże się nieskuteczne, mogą ograniczać u palaczy katastrofalne skutki palenia papierosów. Jedno z takich towarzystw naukowych stwierdza wprost, że korzystanie z “wystandaryzowanych i przebadanych produktów podgrzewających tytoń, które zmniejszają narażenie na szkodliwe związki powstające podczas procesu spalania tytoniu (...) powinno być obecnie traktowane jako jedna z mniej szkodliwych alternatyw dla tradycyjnych papierosów, a jednocześnie pomost pomiędzy farmakoterapią a całkowitą abstynencją. Właściwą informację na ten temat powinni otrzymywać wszyscy nałogowo palący pacjenci” – czytamy w oświadczeniu Polskiego Towarzystwa Chorób Cywilizacyjnych.

Takie podejście rekomenduje też Krajowe Biuro Do Spraw Przeciwdziałania Narkomanii w przypadku osób uzależnionych od heroiny czy innych opioidów. Niestety, osoby uzależnione od nikotyny na tego rodzaju porady liczyć nie mogą.

To Polska rzeczywistość, a jak wspierają uzależnionych rządy innych krajów?

Europejscy sąsiedzi rzucają palenie

Rządy wielu innych krajów uważnie wczytują się w raporty i badania dotyczące produktów bezdymnych i wyciągają wnioski. Politykę redukcji szkód wspierają publicznie, chociażby przedstawiciele władz czeskich:

— Bez wątpienia istnieją różne opinie na temat produktów alternatywnych. Obiektywnie rzecz biorąc, co potwierdzają moje rozmowy z osobami takimi jak prof. Králíková, podgrzewany tytoń jest mniej szkodliwy. Wierzę, że uda nam się pokonać tradycyjne papierosy z ich dymem, który jest naprawdę wstrętny i który łatwo się rozprzestrzenia, wpływając tym samym również na osoby niepalące. Alternatywy po prostu nie wpływają tak bardzo na otoczenie — mówił Minister Zdrowia Republiki Czeskiej, Adam Vojtěch.

W zależności od rodzaju urządzenia szacuje się, że produkty bezdymne potrafią być nawet do 95 proc. mniej szkodliwe niż tradycyjne papierosy. Wyniki te potwierdzają badania, wykonywane na zlecenie rządów poszczególnych państw.

Badanie zrealizowane na zlecenie Ministerstwa Zdrowia Japonii wykazało, że palacze, którzy zrezygnują z papierosów na rzecz podgrzewaczy tytoniu, mogą liczyć nawet na 10-krotnie niższe całożyciowe ryzyko zachorowania na raka. Wyniki te potwierdza badanie holenderskiej agendy zdrowotnej, podporządkowanej tamtejszemu ministerstwu zdrowia. Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego i Środowiska (RIVM) przekonuje, że narażenie na główne związki rakotwórcze jest nawet 25-krotnie niższe w przypadku osób inhalujących się aerozolem z podgrzewacza tytoniu niż u tych, które palą papierosa i wdychają dym.

Oficjalne stanowisko w sprawie strategii redukcji szkód zajęło również brytyjskie Public Health England. Tamtejsze ministerstwo zaleca palaczom korzystanie z certyfikowanych i wystandaryzowanych e-papierosów, a programy redukcji szkód promuje w przychodniach i szpitalach. W ramach niedawnego pilotażu pacjenci wybranych placówek otrzymywali za darmo e-papierosy wraz z zapasem liquidów.

Przykładów efektywnego zwalczania dymu jest więc sporo. Czy polskie władze zdążą zainspirować się tego typu działaniami nim będzie za późno? To raczej wątpliwe. Polska wolna od papierosów do roku 2030 brzmi dzisiaj jak scenariusz science fiction. Z drugiej strony “science”, czyli wiedzę, już mamy. Dziś wystarczy tylko zrobić z niej użytek i zamienić fikcję na rzeczywistość.