Celebrować z przytupem czy przemilczeć w samotności? Imprezy rozwodowe dalej dzielą Polaków

Joanna Stawczyk
Jak brać ślub to z przytupem, a jak się rozwodzić to z jeszcze większym hukiem? Impreza rozwodowa to wydarzenie, na które decydują się nie tylko znani z show-biznesu. A zdania są podzielone, bo jedni takie eventy uznają, a drudzy mają w pogardzie. To co - świętować czy szlochać? Trend na "divorce party" niejedno ma oblicze.
Imprezy rozwodowe Polek i Polaków. Organizowanie "divorce party" Fot. mediadrumworld.com / Catherine N/Media Drum/East News

Świętować czy nie? Oto jest pytanie

W Polsce wciąż skrajne emocje targają społeczeństwem, gdy zestawia się hasła rozwód i impreza, a co dopiero, jak dochodzi do realizacji owego połączenia. Przeważnie to pokolenie starszych rodaków szczególnie nie jest w stanie przyjąć, że ma ono prawo istnieć.


Bo to śmieszne, niepoważne, irracjonalne, zbędne robienie szumu, a no i przecież, jaki to zły przykład dla dzieci – cóż się jednak dziwić, że idą tym tropem. Tak zostali wychowani. Kulturowo od zarania dziejów przecież to śluby i wesela zawsze były najwyższą formą ucieleśnienia spełnienia i szczęścia, a rozstania powodem do pogrążenia się w depresji albo skończenia z życiem.

Ile razy babcie czy ciotki wystrzeliły z pytaniem o to, kiedy ślub? A ile razy padło pytanie o rozwód, gdy rodzina widziała, że wasz związek jest toksyczny i powoli w nim obumieracie? No właśnie...

Idea "divorce party", która przyszła z wyzwolonego Zachodu, wywołała zamieszanie dekadę temu i nadal budzi konsternację u wielu Polaków. Ale ma też coraz większą grupę zwolenników i interesantów.

Z przytupem odzyskanie wolności i powrót do statusu singielki świętować nie omieszkała ostatnio chociażby Doda. Jej małżeńska przygoda z Emilem Stępniem dobiegła końca w połowie listopada bieżącego roku. "Divorce Party" gwiazda zorganizowała z pompą, począwszy od spektakularnego "wejścia" (do centrum stolicy zajechała bowiem roznegliżowana na dachu limuzyny pokaźnych rozmiarów), aż po kosztowną kreację i wystawną kolację.
Imprezy rozwodowe Polek i Polaków. "Divorce party" DodyFot. Adam Jankowski/REPORTER
Spokojnie – tu stawiam kropkę nad (i)mprezą Rabczewskiej, bo nie o celebryckich historiach i zawirowaniach dziś mowa. Przykład artystki dobrze obrazuje jednak, jak różne bywa podejście Polek i Polaków w tej kwestii i to jest klucz do szerszego spojrzenia.

Polaryzację doskonale widać po reakcjach internatów, które lawinowo posypały się pod publikacjami ze zdjęciami z hucznej imprezy wokalistki. "Impreza fajna i fajnie wyglądasz Doda, ale czy naprawdę jest co świętować? Widzę pierwszą imprezę porozwodową, w jakim kierunku ten świat zmierza?" – ocenił jeden z internautów.

"W sumie nie wiem z czego tu się cieszyć? Co świętować? Że kolejny związek nie wyszedł? Sama mam za sobą kilka nieudanych relacji i zawsze mi było raczej smutno niż wesoło po rozstaniu. Zawsze była refleksja i zaduma nad tym co ze mną nie tak. Czemu znowu nie wypaliło" – wtórowała inna internautka.

"Psycholodzy zrobili kiedyś takie badania z których wynika, że utrata bliskiej osoby (rozstanie) jest porównywalna ze śmiercią bliskiej osoby. Normalni ludzie nie imprezują po pogrzebie jak i nie imprezują po rozwodzie" – dorzuciła kolejna do umoralniającej wiązanki.

Wesele super, rozwód jeszcze lepiej?

Sporo internautów nie uważa rozstania za okoliczność odpowiednią do celebrowania. Wielu porównuje to nawet do zakładania maski i wmawiania sobie, że jest w porządku i będzie lepiej. Jest też druga strona medalu. Równie liczna okazała się grupa, która z aprobatą odniosła się do pomysłu świętowania rozwodu.

"Osobiście uważam, że takie imprezy rozwodowe powinny być świętowane tak samo jak wesela. Dla wielu kobiet czy mężczyzn jest to najszczęśliwszy dzień w życiu, uwalniając się z toksycznego związku, często po wielu latach. Lubię wesela, ale na rozwodową imprezę też z chęcią pójdę" – stwierdziła entuzjastycznie obserwatorka piosenkarki.
Celebrować z przytupem czy przemilczeć w samotności? Imprezy rozwodowe na ostrzu nożaFot. pexels.com
"Rozstania bywają bolesne, rozwody również. Jednakże, podoba mi się owe wyjście poza konwenanse. Powinniśmy zmienić punkt widzenia. Gdy coś się kończy, przychodzi nowe. Powód do radości. Celebracja wyciągniętych lekcji. Furtka do lepszego życia" – dodał internauta. "Jakby dodała film z wesela to byście byli zachwyceni. Jak dodaje z rozwodu to już hejty" – podsumowała wymownie jedna z pań.

Mają na koncie imprezy rozwodowe. Oto ich historie

Mimo tego, że trend na "divorce party" dopiero raczkuje w naszym kraju, to odważne Polki dają przykład i udowadniają, że warto chwycić los za rogi i zawalczyć o lepsze jutro. O tym, w jakiej aurze i przede wszystkim z jaką myślą organizuje się imprezy rozwodowe ,nie opowie lepiej nikt, niż bohaterki, które przeżyły to na własnej skórze.

Anna z Warszawy zdecydowała się opowiedzieć naTemat o swoich przejściach. Teraz czuje się wewnętrznie silniejsza i szczęśliwsza:

Zanim zdecydowałam się i złożyłam wniosek o rozwód walczyłam o swoje małżeństwo przez ponad dwa lata. Były nawet terapie. Indywidualne i małżeńskie. Nie pomogły nam.

Miałam podwójny dylemat: nikt nie bierze ślubu po to, aby się później rozwodzić oraz mamy dziecko – nie chciałam "rozbijać rodziny".

Mój tata dał mi najlepszą radę, jaką dostałam w tym czasie: zrób wszystko co możesz, aby ratować małżeństwo. Kiedy poczujesz, że już wyczerpałaś wszystkie możliwości, będziesz gotowa złożyć pozew. I tak zrobiłam. Dzięki temu nigdy nie żałowałam.

Na orzeczenie rozwodu czekałam 4 lata. Najpierw złożyłam wniosek rozwodu bez orzekania o winie. Niestety były mąż nie zgodził się i musieliśmy szukać winy. Dwukrotnie. Najpierw w sądzie I Instancji, następnie w sądzie II Instancji. Kiedy w grę nie wchodzi zdrada czy patologia, winy sąd nie orzeknie.

Z góry wiedziałam, że nie będzie podstaw do orzekania winy, ale musiałam prać głupie brudy w sądzie, aby nie wziąć winy walkowerem na siebie i aby uzyskać rozwód. Było mi wstyd. Najgorszy czas w moim życiu. Podupadłam na zdrowiu. Stres mnie zjadał. Ponowne musiałam przerabiać temat: "dlaczego nam nie wyszło".

W trakcie tych 4 lat jednak zainwestowałam w swój rozwój. Zmieniałam prace i awansowałam, szkolę się zawodowo (obecnie już zarabiam niemal 2 razy więcej niż w dniu, gdy rozchodziłam się z byłym mężem), zrobiłam prawo jazdy, odnowiłam kontakty z przyjaciółmi (w czasie trwania małżeństwa unikałam ich, bo mój były mąż mało kogo lubił).

Moim zdaniem dajemy też teraz lepszy przykład naszemu dziecku. Nigdy nie chciałabym, aby poświęcał się dla kogoś za wszelką cenę. Nie chciałabym też, aby patrzył i słuchał naszych kłótni. Teraz nasze dziecko ma obraz szczęśliwego związku taty z nową partnerką, mojej pełnej akceptacji tegoż związku, oraz mojej siły, z jaką wyszłam po rozwodzie. Może być kim zechce. Może kiedyś stworzyć szczęśliwy związek, albo może skupić się na rozwoju i nauce.

Dwukrotnie organizowałam "imprezę rozwodową". Za pierwszym razem musiałam zmieniać termin, gdy okazało się, że spodziewanego wyroku na rozprawie nie było. Były mąż złożył dodatkowe wnioski i przedłużono rozprawę.

Za drugim razem już się udało i wyrok był. Zaprosiłam najbliższych przyjaciół do siebie i w małym gronie świętowałam koniec. Nie była to huczna impreza. Miała intymny charakter. Moi bliscy przyjaciele przez cały okres rozwodu bardzo mnie wspierali. Rodzina także, jednak rodzina to inne pokolenie. Otrzymałam od nich wszystkich gratulacje i uściski.

Z przyjaciółmi spotkałam się, aby swobodnie porozmawiać i wreszcie odetchnąć. Owszem, rozwód zawsze jest porażką, bo jak wspominałam, nie po to brałam ślub, żeby się rozwodzić. Jednak uważam, że nic na siłę nie można utrzymywać. Zakończenie rozwodu chciałam zatem świętować jako koniec wojny i koniec prania brudów.

Nadal mam kontakt z byłym mężem, bo wychowujemy razem dziecko, ale obecnie nasz kontakt jest lepszy. Żałuję, że nie zgodził się od razu na rozwód bez orzekania o winie. Stale wzniecało to między nami kłótnie. Nie pozwalało zapomnieć i zamknąć etapu, który powinien być już de facto dawno zamknięty. Staram się jednak tego nie wypominać. Patrzę do przodu.

Małgorzata z Wrocławia przyznaje, że zanim postanowiła, że wyprawi rozwodową imprezę, przeszła przez roczną terapię. To pomogło jej przepracować zmianę i żałobę po partnerze, z którym była przez niemal dekadę, odkąd skończyła 18-stkę.
Imprezy rozwodowe Polek i Polaków. Organizowanie "divorce party"Fot. pexels.com
Z Grześkiem poznali się jeszcze w liceum. Byli nie tylko parą, ale przede wszystkim przyjaciółmi. Układ idealny, nieprawdaż? Poszli nawet na ten sam kierunek studiów. Postanowili się pobrać, gdy mieli po 24 lata.

Rok po ślubie zaczęliśmy się rozmijać. Były częste kłótnie i równie częste "ciche dni". Każde z nas uciekało myślami gdzie indziej i nawet wspólny czas był jakby osobno. Przez to, że wcześniej zamknęliśmy się na innych i byliśmy dla siebie non stop, zaczęło wychodzić, że po ludzku każdemu z nas brakuje innych znajomości, przyjaciół.

Męczyliśmy się tak jeszcze przez kolejne trzy lata. Aby "scementować" związek wzięliśmy psa. Nie pomógł. Były zdrady, było rozgoryczenie. Ale wciąż nie było wystarczającej siły, żeby w zgodzie sobie podziękować i spróbować od nowa. Samemu. Przyzwyczajenie i strach przed tym, że stracimy siebie był okropny.

Dopiero w pracy, gdy miałam 27 lat. poznałam Baśkę, która stała się moją bohaterką. Sama jest ode mnie starsza i ma na koncie życie w przemocy i rozwód z tyranem. W dodatku dziecko. Wyszła z tego. Z ogromną siłą i zaraziła nią mnie, mimo tego, że z Grześkiem nie miałam aż tak krzywdzących przeżyć.

Już w trakcie rozwodu poradziła mi, abym udała się na terapię i przede wszystkim odkryła na nowo siebie. Miała rację. Niesamowicie mi to pomogło i zrozumiałam, że musimy w końcu spróbować zawalczyć o własne szczęście. I nawet po jakimś czasie będziemy mogli wznowić kontakt, ale jako przyjaciele.

Imprezę rozwodową zorganizowała mi po zakończeniu terapii Baśka i moja siostra. To była niespodzianka. Przyjechałam do domku nad morzem. Miałyśmy tam we trzy spędzić weekend. Na miejscu były nie tylko one. Była też mama, która uwielbiała Grześka i długo nie mogła pogodzić się z naszym rozstaniem.

Ale od tamtej pory była przede wszystkim dla mnie. Okazała mi wsparcie. Były też moje dwie inne przyjaciółki i przyjaciel. Siedzieliśmy na plaży przez całą noc. Była pizza, wino, rozmowy, gry, tańce i śmiech. I co najważniejsze – gdy wzeszło słońce ze łzami szczęścia powitałam nie tylko nowy dzień, ale nowy etap w swoim życiu.

Impreza rozwodowa a kondycja psychiczna

Postanowiliśmy zapytać doświadczoną psycholog, Darię Żukowską, co sądzi o wschodzącej modzie na imprezy rozwodowe.
Daria Żukowska

Psycholog kliniczny - terapeuta, socjolog. W swojej praktyce z klientami stosuje podejście transpersonalne (łączy ciało, umysł i duszę). Poza tym prowadzi swoje konto na YouTube (ZOBACZ TUTAJ), gdzie wchodzi w zakamarki ludzkiej psychiki, zgłębia rozmaite zagadnienia oraz mechanizmy.

Joanna Stawczyk: Okres żałoby po związku jest bardzo indywidualną kwestią. Powody rozstań także bywają bardziej i mniej złożone, wina również może być po jednej lub obu stronach. Kiedy jest dobry moment na to, aby zorganizować taką imprezę rozwodową z pełną świadomością, że zaczyna się nowy etap?

Jeżeli zerkniemy na skalę stresu Holmesa i Rahe'a, to rozwód jest na drugim miejscu, jako jedno z najbardziej stresujących wydarzeń w życiu. Co to znaczy? Możesz zsumować dzięki tej skali swój poziom stresu, a badania tych panów pokazują zależność pomiędzy poziomem twojego stresu a możliwością zachorowania na różne dolegliwości.

Dlatego czas po rozwodzie jest dobrym czasem na to, żeby lepiej poznać siebie, czasami wręcz odszukać siebie. To możliwość lepszego zrozumienia siebie. Bo zastanawiam się, biorąc po uwagę etapy żałoby, nad tego typu imprezami, w kontekście pierwszej fazy żałoby: zaprzeczenie. Jeżeli faktycznie na tym etapie zorganizujemy imprezę, jest to faza wyparcia tego, co się dzieje.

Jeżeli przejdziesz żałobę, która kończy się akceptacją i nadal masz chęć zorganizowania takiej imprezy, proszę bardzo. Natomiast jeżeli jej celem jest ucieczka od przeżycia tego, co się wydarzyło, poczucia tego, to czas tuz po rozwodzie nie jest raczej dobrym momentem.

Czy moda na "divorce party" ma szansę być czymś pozytywnym w polskiej kulturze?Czas po rozwodzie jest dla wielu osób najlepszą okazją do zaczęcia kochania siebie, poznania siebie, czasami pierwszy raz w życiu.

Jeżeli wezmę pod uwagę swoje kliniczne doświadczenie, to kiedy trafiają do mnie klienci w trakcie rozwodu bądź tuż po, to emocje, które im towarzyszą, to złość, smutek, żal, czyli kolejne etapy żałoby. Nie widzę tam imprezowych nastrojów, bynajmniej. Co innego, kiedy ktoś zakończył etap żałoby.

Przytoczę opinię jednej z internautek: "Normalni ludzie nie imprezują po pogrzebie, jak i nie imprezują po rozwodzie". Co o tym sądzisz?Nie przepadam za słowem normalni... jednak zgodzę się z tym pod kątem tego, co wymaga twojej uwagi po rozwodzie, i co wróci do Ciebie, jeżeli się temu właśnie nie przyjrzysz: Twoje emocje, schematy.

Nieprzepracowane emocje, które pojawiają się w wyniku rozwodu, stare emocje, które dochodzą do głosu. To wylezie w najmniej oczekiwanym momencie i miejscu, dlatego ważniejsze jest stopniowe, ale świadome zajrzenie w głąb siebie. Przede wszystkim dla swojego własnego dobra.

To dobre z punktu terapeutycznego, aby przeżyć taką imprezę i postawić pewnego rodzaju kropkę w gronie najbliższych?Z punktu terapeutycznego dobrą rzeczą jest zakończenie procesu separacji, a następnie rozpoczęcie procesu indywiduacji, czyli w skrócie przywrócenie sobie sprawczości w życiu. Zwłaszcza, kiedy byliśmy w narcystycznej relacji.

To dopiero kropka dla siebie, przede wszystkim. Także nadal będę trzymać się tego, że najpierw skupmy się na żałobie po danej relacji, bez względu na to, kto zakończył daną relację. Po tym przychodzi szczera radość, lekkość, wolność. Jeżeli pojawi się chęć zorganizowania "divorce party" w tym czasie i będzie to w zgodzie z tobą, super, jeżeli nie, też super.

Jak wytłumaczyć starszym członkom rodziny (babciom, dziadkom, ciotkom, a nawet rodzicom), że masz ochotę zorganizować taką imprezę?Wyjdźmy w ogóle ze schematu tłumaczenia się innym z czegokolwiek i również przestańmy tego oczekiwać od innych. Jedynie zadajmy sobie pytanie, czy danym słowem, działaniem, nie krzywdzimy siebie i innych? Jeżeli nie, róbmy to, co czujemy, że jest w zgodzie z nami.

Profesjonalne planowanie "divorce party"? Czemu nie

Jeśli już o imprezach rozwodowych mowa, to nie wypada nie wspomnieć o Katarzynie Waszczuk, psycholog biznesu i właścicielce agencji Diamond Moments, która od sześciu lat profesjonalnie zajmuje się organizacją takich eventów w Polsce.

W rozmowie z Anetą Olender w naTemat podkreślała, że tego typu imprezy nie oznaczają tylko eventu. Przy organizacji współpracuje bowiem także z psychologami i z prawnikami, aby klienci mogli łatwiej i komfortowo przejść przez cały proces rozstania.

– Zmienia się nasze podejście do rozwodów. Choć na pewno minie jeszcze sporo czasu, aby było takie, jak na Zachodzie. Jesteśmy dosyć konserwatywnym społeczeństwem i mamy zakodowane, że rozwód to porażka, że to koniec pewnego etapu – zaznaczyła Waszczuk.

– Zwracają się do nas ludzie na różnym etapie tego procesu, głównie są to osoby po rozwodzie, ale zdarzają się też tacy, którzy rozprawy mają jeszcze przed sobą lub są w ich trakcie. Jeśli ktoś zgłasza się do nas na początku drogi, to kontaktujemy ją ze współpracującymi centrami rozwodowymi w celu rozplanowania strategicznego rozwodu. Teraz, po zmianach w prawie, mediacje są obowiązkowe – tłumaczyła.

Jakie pomysły na imprezę rozwodową preferują Polki i Polacy?

Ekspertka podkreślała, że klienci nie zawsze mają wszystko przepracowane, stąd profesjonalna organizacja powinna uwzględniać wsparcie psychologiczne. – Zależy nam na tym, aby jak najlepiej taką osobę nastawić, zmienić jej przekonanie, że rozwód to wcale nie jest porażka – dodała.
Imprezy rozwodowe Polek i Polaków. Organizowanie "divorce party"Fot. unsplash.com
A co do samych pomysłów na imprezę, wszystko zależy od predyspozycji klienta i nie da się ukryć, że płeć też ma tu znaczenie. Panie stawiają częściej na na wyjazdy do SPA, na zajęcia z burleski czy naukę sexy dance, natomiast panowie idą w klimaty militarne, strzelnicę, gry terenowe czy naukę uwodzenia.
Czytaj także: "Tort z figurką męża z odrąbaną głową". Organizuje imprezy rozwodowe, mówi, czego oczekują klienci