W Polsce wszyscy wmawiają ci, że musisz być umęczonym i cierpiącym rodzicem. To bzdura

Michał Mańkowski
Cierpienia młodego... nie Wertera, ale Rodzica. Zauważyłem w Polsce tendencję do tego, że jako świeżo upieczony rodzic musisz cierpieć i ma być ci ciężko. Przekonałem się o tym na własnej skórze przez ostatnich kilkanaście miesięcy. Społeczeństwo stara się ciebie usilnie przekonać, że masz być umęczony, że będzie strasznie i "dopiero się zacznie". Zawsze jest jakieś "dopiero się zacznie". I jak w to uwierzysz, to takim smutnym i umęczonym rodzicem będziesz.
Fot. Unsplash

"Uważaj, zaraz się zacznie"

Mam to szczęście, że od paru miesięcy jestem tatą. Przez ostatni rok przeszedłem razem z żoną całą ścieżkę od momentu dowiedzenia się o ciąży do porodu i pierwszych miesięcy życia. Cała gama doświadczeń, którą jako obecny rodzic na pewno pamiętasz lub jako przyszły masz jeszcze przed sobą.

Jest jednak jeden "błąd", którego w Polsce popełnić nie możesz. Nie możesz powiedzieć, że tak właściwie to jest... spoko, fajnie, w porządku. Jeśli miałbym podsumować te 12 miesięcy jednym hasłem, to byłoby to "zaraz się zacznie". Opcjonalnie "niedługo zobaczysz".


I zaczyna się już od samego początku, jeszcze zanim maluch w ogóle pojawi się na świecie. Wszyscy się cieszą i gratulują, ale gdzieś w międzyczasie przemycane są takie czerwone lampki. W pierwszym trymestrze musisz ciągle wymiotować i mieć zawroty głowy. Nie ma? "Zaraz się zacznie". Nie zaczęło się? "Zaraz się zacznie w drugim trymestrze, będzie tyle zachcianek, że będziesz musiał latać po ogórki kiszone i bitą śmietanę w środku nocy hehe".

Nie zaczęło się? "Zaraz się zacznie w trzecim trymestrze, jak brzuch urośnie dopiero to będzie". No urósł, ale jest względnie znośnie w porównaniu do tego, czym wszyscy "straszyli". To nic, jedziemy dalej: "poczekaj aż urodzisz, Jezu poród to dopiero będzie".

Ilość złych wróżb i ostrzeżeń których nasłuchasz się jeszcze zanim dziecko pojawi się na świecie jest absurdalna. Generalnie masz być przerażony, bo wszystko się zmieni i będzie... strasznie.

A ty nawet jeszcze nie miałeś okazji potrzymać malucha na rękach.

Lekko? Zobaczysz po porodzie

Potem jest jeszcze lepiej. Poczekaj aż wyjdzie ze szpitala i będzie w domu. Zobaczysz, jak będzie po pierwszym tygodniu. Już ci współczuję jak przyjdą kolki. O Boże, a jak pierwsze zęby zaczną wychodzić. Przekonasz się jak jest ciężko przez parę dni po szczepieniu, a już na pewno jak przyjdą skoki rozwojowe. Zobaczysz, jak ciężko będzie wam jeździć samochodem, a co dopiero, jak dziecko napakuje do pampersa poza domem. Nie wiesz co to dziecko z gorączką, a kąpiele to dopiero będzie wyzwanie.

Na pewno nie będziesz wychodził z domu, możesz pomarzyć o wyjściu do restauracji. Wakacje, podróże? Zapomnij. Spotkania ze znajomymi, wyjścia gdzieś "dla siebie"? Masz małe dziecko, siedź i cierp. W domu musisz mieć bałagan, sam/sama musisz być zaniedbany i wiecznie zmęczony.

I najważniejsze: sam musisz ciągle narzekać, jak jest ci ciężko. Musisz nieść ten krzyż i opowiadać o nim dookoła.

Jeśli się tego nasłuchasz i w to uwierzysz, to na pewno tak będzie. Będziesz umęczonym i cierpiącym polskim rodzicem. Prawo przyciągania i samospełniająca się przepowiednia. Będziesz zmęczony, będziesz się nakręcał coraz bardziej i zamkniesz się w domu, a każdy problem będzie w twoich oczach od razu pasował ci do układanki. "No tak, przecież tak ma być".

Ale to tylko błędne koło cierpienia

Czy mam szczęście i trafił mi się wyjątkowo bezproblemowy egzemplarz? Możliwe. Czy spora w tym zasługa żony? Na pewno.

Ale spokojnie, nie spadłem z konia i nie chcę przekonywać wszystkich, że bycie rodzicem (zwłaszcza na początku) to taka słodkopierdząca wizja. Nie jesteśmy jacyś wyjątkowi, doświadczyliśmy właściwie wszystkiego, przed czym nas ostrzegano.

Do tej pory żona się ze mnie śmieje, jak po pierwszej nocy powiedziałem jej, że "jak tak to będzie wyglądać, to ja nie dam rady".

Sęk w tym, że jest tutaj trochę jak w tym powiedzeniu: jest zima, musi być zimno. Jest małe dziecko, musi być inaczej i ciężej. Musi popłakać, pomarudzić, zwymiotować czy napakować do pampersa w najmniej odpowiednim momencie, trzeba jeździć po położnych i lekarzach. Warto to zaakceptować i mieć odpowiednie podejście.

Tymczasem przez ostatnie 12 miesięcy obserwuję błędne koło. Jest jakaś usilna presja na umęczonego i cierpiącego rodzica, który nie ogarnia. Doszło do tego, że jak przy innych rodzicach mówisz, że jest świetnie to... czujesz się winny. Od razu ten wzrok, że nie, to niemożliwe, na pewno coś pudrujesz. A jeśli nie, to czemu ty masz łatwiej od kogoś innego.

Społeczeństwo wmawia ci, że tak ciężko ma być i już. A jeśli się tego nasłuchasz i w to uwierzysz, to na pewno tak będzie.

A nie jest.

Jest naprawdę super. Po prostu inaczej. I tak, tak – wiem. "Dopiero zaraz się zacznie". Już nie mogę się doczekać.