Wielkie odrodzenie Biało-Czerwonych, nasi skoczkowie walczą o zwycięstwo w Wiśle

Krzysztof Gaweł
Austria prowadzi po pierwszej serii drużynowego konkursu Pucharu Świata w skokach narciarskich i ma 3,4 punktu przewagi nad Biało-Czerwonymi. Nasz zespół na skoczni im. Adama Małysza nie zawiódł, walczy o końcowy triumf i jest naprawdę blisko miejsca na podium. Na słowa uznania zasłużył Andrzej Stękała, który skoczył w loteryjnych warunkach 129,5 metra. Druga seria zawodów od 17:40.
Po kapitalnym skoku Andrzeja Stękały Polacy walczą o zwycięstwo w zawodach drużynowych w Wiśle Fot. JURE MAKOVEC/AFP/East News
Biało-Czerwoni po raz piąty wystartowali w zawodach drużynowych w Wiśle i liczyli przed własną publicznością na piąte podium. Dotąd nigdy nie zdarzyło się, by nasz zespół na skoczni im. Adama Małysza był poza trójką, choć w sobotę o taki stan rzeczy mogło być niezwykle trudno, bo rywale imponują, a nasi skoczkowie z kolei na razie nie zachwycali na początku sezonu.

Nim rozpoczęły się na dobre emocje w Wiśle, jury zawodów odwołało serię próbną, bo wiał bardzo mocny i groźny dla skoczków wiatr. Akurat na belce siedział Piotr Żyła, który musiał obejść się smakiem. Wrócił w pierwszej rundzie zawodów, skoczył 120 metrów i dał nam miejsce w czołówce, bo czwarte. Starta do prowadzących Japończyków wyniosła 5,9 punktu.

Za to w drugiej turze mieliśmy wielkie powody do radości, Andrzej Stękała odleciał i po skoku na 129 metrów byliśmy wiceliderem, niecałe pięć "oczek" za faworyzowaną Austrią. Wydawało się, że możemy nawiązać walkę o triumf w zawodach, ale Dawid Kubacki znów miał problemy na skoczni i uzyskał tylko 119 metrów. Mistrz świata nie miał wesołej miny, ale tylko przez chwilę.

Do głosu doszły kapryśne warunki, wiatr zaczął kręcić i popsuł plany naszych rywali. Austriak Daniel Huber skoczył tylko 116 metrów, po chwili Halvor Egner Granerud 116,5 metra, a Markus Eisenbichler tylko 107 metrów. I stała się rzecz zupełnie niespodziewana, Biało-Czerwoni znaleźli się na czele zawodów, o 0,2 punktu przed Słoweńcami.

Pozostał więc w pierwszej serii Kamil Stoch, który w piątek na skoczni im. Adama Małysza imponował. Ale tym razem miał pecha, nie było wiatru, nie było jak odlecieć i nasz lider skoczył tylko 117,5 metra. Rywale odpowiedzieli skokami Stefana Krafta na 122 metr oraz Anże Laniska na 104,5 metra. Słowenia straciła bardzo dużo, Austria znalazła się na czele.

Polacy po pierwszej serii tracili więc do liderów tylko 3,4 punktu, a nad trzecią Słowenią mają 23,3 punktu przewagi. Nasz zespół znalazł się w czołówce i przed finałową serią nie jest bez szans na wygraną. Decydujące skoki, o ile jury nie zdecyduje się na zakończenie zawodów po pierwszej rundzie, ma się rozpocząć się o godzinie 17:40. Transmisja w TVN, Eurosporcie oraz TVP Sport.


Czytaj także: Kamil Stoch ponownie w mistrzowskiej dyspozycji w Wiśle? "Skoki widziały już różne rzeczy"

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut