Najbardziej mrożąca krew w żyłach książka roku nie jest kryminałem. Poznaj "Samotność polarnika"

Michał Jośko
Ta opowieść o rozpoczętej 110 lat temu wyprawie arktycznej dowodzi, iż życie pisze scenariusze trzymające w napięciu mocniej niż wszystko, co powstaje w głowach najbardziej utalentowanych pisarzy.
Sanie przepiłowane przez Mawsona podczas samotnej wędrówki Wikimedia/ domena publiczna
Roald Amundsen, Robert Falcon Scott, Ernest Shackleton – oto nazwiska, o których myślimy w kontekście tzw. Heroicznej Ery Eksploracji Antarktydy. Choć na kartach podręczników oraz w świadomości mieszkańców wszystkich zakątków kuli ziemskiej błyszczą głównie dokonania owej trójki, to w ich cieniu kryją się wyczyny postaci równie śmiałych, równie istotnych dla procesu poznawania niezbadanych wcześniej rejonów naszej planety.

"Samotność polarnika. Najwspanialsza historia o przetrwaniu w dziejach wypraw odkrywczych" autorstwa Davida Robertsa pozwala poznać jednego z takich właśnie herosów – Australijczyka rozpoznawalnego głównie w swej ojczyźnie, której mieszkańcy kojarzą jego twarz np. z banknotów studolarowych.

Mowa tutaj o Douglasie Mawsonie, organizatorze Australazjatyckiej Wyprawy Antarktycznej (ang.: Australasian Antarctic Expedition), będącej jednym z najważniejszych i zarazem najbardziej dramatycznych rozdziałów w historii eksploracji południowych krańców naszej planety.

W klasycznych łańcuchach górskich, takich jak Himalaje czy Alpy, lodowce odróżniają się wyraźnie na tle współtworzących szczyty ścian, grani i pól śnieżnych. Na Antarktydzie znacznie trudniej wskazać takie granice. Lodowiec jest zatopiony w śniegu i lodzie, które otaczają go z różnych stron. Przeprawa przez niego budzi zrozumiałe obawy u polarników (…). Forsowanie lodospadów, czyli chaotycznych i pociętych szczelinami części lodowca, bywa nie lada wyzwaniem nawet dla najbardziej doświadczonych alpinistów z lekkimi plecakami, a co dopiero dla grupy z psami i saniami, na których ciągnięty jest ładunek ważący czterysta pięćdziesiąt kilogramów.

"Samotność polarnika. Najwspanialsza historia o przetrwaniu w dziejach wypraw odkrywczych" – fragment książki

Członkowie Australazjatyckiej Wyprawy Antarktycznej. Douglas Mawson siedzi w środkuWikimedia/ domena publiczna
Wszystko zaczyna się 2 grudnia 1911, gdy osiemnastoosobowa ekipa badaczy pod wodzą owego 31-latka wypływa, w towarzystwie wiwatów wielotysięcznego tłumu, z portu Hobart na pokładzie statku Aurora.

Cel: założenie dwóch, oddalonych od siebie o ponad 2400 kilometrów, baz na Antarktydzie, stanowiących punkty wypadowe dla eksploratorów zbierających mnóstwo bezcennych danych – począwszy od tych z zakresu geologii, poprzez kartografię, meteorologię i biologię, a skończywszy na poznaniu południowego bieguna magnetycznego.

Karty "Samotności polarnika" pozwalają nam poznać fascynujące szczegóły dotyczące przedsięwzięcia, które wielki Edmund Hillary określił po latach mianem najwspanialszej historii o przetrwaniu w dziejach wypraw odkrywczych.

David Roberts przybliża nam sylwetki tych (podkreślmy: niesamowicie wręcz barwnych) postaci, napędzanych zarówno pragnieniem wielkich dokonań naukowych, jak i żądzą przygód.

Przemierzamy wraz z nimi kolejne setki kilometrów, brnąc przez skute lodem pustkowia i walcząc ze śnieżycami, ekstremalnie niskimi temperaturami, a także rozpędzonym do nawet stu kilkudziesięciu kilometrów na godzinę wiatrem.

Niepowodzenia pierwszego tygodnia mocno nadszarpnęły morale wszystkich trzech mężczyzn. Do mierzenia pokonywanej odległości służył prosty licznik: kółko przymocowane do sań, zliczające obroty i pozwalające określić, ile kilometrów grupa pokonała jednego dnia. Jednak, jak czytamy w dzienniku podróży Mawsona, już pierwszego dnia licznik „uległ poważnemu uszkodzeniu, gdy spłoszone psy przez kilka minut gnały na złamanie karku. Te przyrządy są zbyt delikatne i kruche do psich zaprzęgów poruszających się po lodzie”.

"Samotność polarnika. Najwspanialsza historia o przetrwaniu w dziejach wypraw odkrywczych" – fragment książki

Douglas Mawson (na pierwszym planie) odpoczywający podczas wyprawyWikimedia/ domena publiczna
Wspólnie z owymi śmiałkami przeżywamy również kolejne dramaty; takie jak kluczowy w owej historii wypad zespołu składającego się z Douglasa Mawsona, Belgrave'a Ninnisa (25-letniego porucznika brytyjskiego pułku Królewskich Fizylierów) oraz Xaviera Mertza (o cztery lata starszego prawnika ze Szwajcarii).

W styczniu roku 1913, gdy ów trzyosobowy zespół znajduje się około pięciuset kilometrów od bazy, jedna z przepraw przez szczeliny lodowe kończy się tragicznie: w mroźną otchłań wpada zarówno Ninnis, jak też najlepsze psy zaprzęgowe oraz sanie, na których znajduje się większość ekwipunku i zapasów jedzenia.

Pozostaje odwrót, podczas którego nie obejdzie się bez wielu bolesnych decyzji, dotyczących m. in. konieczności pozbycia się znacznej części ocalałego sprzętu oraz zjadania kolejnych psów. To punkt zwrotny, który rozpoczyna desperacką walkę o przetrwanie dwóch pozostałych przy życiu bohaterów.

Niemal stuletnia tradycja zimowania w warunkach polarnych, najpierw w okolicach północnego koła podbiegunowego, potem też na Antarktydzie, uczyła konieczności szukania zajęcia i rozrywki podczas długich mrocznych miesięcy. W trakcie AEA wieczory często umilała głośna lektura książek, przy czym miejsce na mównicy chętnie zajmował Mawson deklamujący utwory swojego ukochanego poety Roberta Service’a. McLean, poruszony wykonaniem wiersza The Cremation of Sam McGee, zanotował w swoim dzienniku: „Wiersze były realistyczne i pełne życia, emanowały męską siłą, w czym przypominały Mawsona, który je deklamował”.

"Samotność polarnika. Najwspanialsza historia o przetrwaniu w dziejach wypraw odkrywczych" – fragment książki

Walkę dla Mertza przegraną, gdyż Szwajcar umiera (przyczyną jest prawdopodobnie hiperwitaminoza wywołana zjadaniem psich wątrób, zawierających toksyczne stężenie witaminy A, choć mogło również chodzić o skrajne wycieńczenie organizmu). Dla Mawsona: walkę od tego momentu samotną i pełną sytuacji, w których człowiek już wita się ze Stwórcą…

… takich jak zawalenie się mostu lodowego, po którym Australijczyk zwisa bezwładnie na linie nad wielką rozpadliną; załamany, pogodzony z własnym losem.

Tym, co ratuje mu życie, jest… poezja. Wspomnienie jednego z wierszy autorstwa Roberta Service’a pozwala polarnikowi podjąć ostatnią próbę, stanowiącą granicę między życiem a śmiercią.

"Spróbuj jeszcze ten jeden raz – umrzeć jest przeraźliwie łatwo, Znacznie trudniej jest żyć dalej" – z owym cytatem na ustach polarnik rusza dalej, raz za razem próbując oszukać przeznaczenie.

Zmagania ze skrajnym głodem i obłędem. Ciągnięcie na czworakach żałosnych resztek ekwipunku (odmrożone stopy, na których skóra oddziela się od mięsa, uniemożliwiają utrzymanie pozycji pionowej). Do tego walka z czasem, gdyż Australijczyk nie wie, czy zdąży powrócić do bazy przed odpłynięciem Aurory.

Całodzienna mordęga zaowocowała pokonaniem zaledwie „pięciu okupionych ciężką pracą mil”. Jak wspomina: wieczorem „zasłużyłem sobie na podwójną porcję gęstego wywaru z psich ścięgien. Uważałem wówczas, że rozkosz, jaką dawało zjedzenie czegoś innego niż zwykle, jest w stanie choć w niewielkim stopniu zrekompensować niedolę głodowania”. W dzienniku dodawał: „Codziennie sporo czasu zajmuje mi opatrywanie ran na stopach”.

"Samotność polarnika. Najwspanialsza historia o przetrwaniu w dziejach wypraw odkrywczych" – fragment książki

"Samotność polarnika" – okładka książkiMat. prasowe
To zaledwie część przeciwności, które sprawiają, iż Mawson zaczyna wyglądać niczym żywy szkielet, na widok którego pierwszy z napotkanych kolegów z drużyny zadaje pytanie: "kim jesteś"?

"Samotność polarnika,,," to fascynująca lektura, która pozwala zadać podobne pytania samemu sobie. Kim jestem? Czy mam w sobie choć odrobinę hartu ducha, jakim obdarzony był Douglas Mawson? Czy należę do osób, które nie poddają się nigdy – nawet w sytuacjach z pozoru całkowicie beznadziejnych?

Dzieło Davida Robertsa, wzbogacone zdjęciami (po części dotąd niepublikowanymi) z Australazjatyckiej Wyprawy Antarktycznej, w znacznej mierze oparto na notatkach jej uczestników; włącznie z tymi, które spisał Mawson.

Choć naukowiec, walczący z każdym zbędnym gramem bagażu, wyrzucił nawet raki oraz liny, to zachował swe zapiski – dla kolejnych pokoleń stanowiące bezcenne źródło wiedzy zarówno na temat Antarktydy, jak i natury ludzkiej.

Mawson uszedł półtora kilometra w dół zbocza, gdy wreszcie jego oczom ukazała się zatoka. Wprawdzie nigdzie nie było widać statku, jednak zamiast poddać się rozczarowaniu, tłumaczył sobie, że okręt być może popłynął wzdłuż wschodniego wybrzeża, wypatrując jego zespołu. Pięć kilometrów dalej uwagę polarnika przyciągnął „jakiś ciemny punkt na morzu, majaczący na północnym zachodzie (...). Wyglądał jak płynący w oddali okręt. Czyżby Aurora?”. Jeśli to faktycznie była ona, czy odpłynęła już na dobre, czy krążyła tylko, kontynuując akcję poszukiwawczą?

"Samotność polarnika. Najwspanialsza historia o przetrwaniu w dziejach wypraw odkrywczych" – fragment książki



Materiał powstał we współpracy z Wydawnictwem Słownym.