Firma Łukasza Mejzy ma poważny problem. Na jaw wyszły wyniki urzędowej kontroli

Agata Sucharska
Pojawiły się nowe ustalenia ws. firmy wiceministra sportu Łukasza Mejzy. Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, spółka otrzymała kilkaset tysięcy złotych w ramach funduszy z Unii Europejskiej na szkolenia dla przedsiębiorców. Teraz pieniądze muszą zostać zwrócone z powodu licznych nieprawidłowości.
Firma Mejzy ma poważny problem. Na jaw wyszły wyniki urzędowej kontroli. Fot. Maciej Luczniewski/REPORTER


Firma Mejzy musi zwrócić pieniądze

Wirtualna Polska wskazuje na wyniki kontroli w lubuskim urzędzie marszałkowskim. Okazuje się, że spółka Łukasza Mejzy Future Wolves działająca od połowy 2019 roku do października 2021 prowadziła szkolenia dla przedsiębiorców. Zostały one dofinansowane z unijnej dotacji w wysokości niemal milion złotych.


Kontrola wykazała jednak liczne nieprawidłowości m.in. braki w dokumentacji tych szkoleń. Nie zgadzały się terminy spotkań – planowane wcześniej na osiem dni trwało ostatecznie dwa, a zaplanowane na godzinę testy, przeprowadzano w 10 minut.

Z tego powodu Urząd Marszałkowski Województwa Lubuskiego, który wcześniej wypłacił firmie Mejzy środki, postanowił, że muszą one zostać zwrócone. Spółka musi oddać, 664 tys. zł., a prawie 20 tys. zł musi zwrócić należąca do społecznej asystentki posła.

O co chodzi w sprawie Mejzy?

Przypomnijmy, że pod koniec listopada dziennikarze WP ujawnili, że Łukasz Mejza w przeszłości założył firmę medyczną, reklamującą się sloganem "Leczymy nieuleczalne". Miała specjalizować się w kosztownym leczeniu chorych na raka, Alzheimera czy Parkinsona.

Poseł miał przekonywać do skuteczności terapii potencjalnych pacjentów, wśród których były też dzieci. Proponowane przez Mejzę rozwiązania były bardzo kosztowne, gdyż cena jednej sesji i leczenia w Meksyku sięgać miała 80 tys. dolarów. Wyszło na jaw, że owe metody są uznawane za niesprawdzone i niebezpieczne zarówno w Polsce, jak i na świecie.

Mejza tłumaczył się z zarzutów na konferencji prasowej 8 grudnia. – Mamy do czynienia z największym atakiem politycznym po 1989 roku. Atakiem na Zjednoczoną Prawicę i większość rządową – przekonywał polityk Partii Republikańskiej.

– Ta stalinowska zasada "dajcie mi człowieka, a znajdzie się na niego paragraf" dalej jest żywa – komentował – Opozycja dalej liczy, że przyjmie władzę. Chciałbym przypomnieć, że mocno wspieram i będę wspierał rząd Zjednoczonej Prawicy – dodawał.

– Jeżeli oddam mandat, na moje miejsce wejdzie poseł opozycji. Wtedy opozycja wywoła kryzys parlamentarny. Kiedyś politycy mówili o dorżnięciu watahy. Teraz chcą dorżnąć Mejzę – tłumaczył.

Dowiedz się więcej o zarzutach wobec Łukasza Mejzy:

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut