"Wyborcza" ujawnia rozkazy i zachcianki Kurskiego. Ochroniarze szefa TVP opisali kuriozalne sytuacje

Anna Świerczek
Robienie zakupów dla żony, wożenie ubrań do pralni i sprawdzanie, czy kot ma co jeść – to tylko wybrane z licznych poleceń i zachcianek, które według ustaleń "Gazety Wyborczej" mają spełniać ochroniarze Jacka Kurskiego, podróżując służbowymi samochodami. Co więcej, z informacji, które przekazały gazecie dwa niezależne źródła wynika, że prezes TVP miał kazać ochronie śledzić konkretne osoby, w tym Rafała Trzaskowskiego.
"Gazeta Wyborcza" opisała polecenia i zachcianki, które mają spełniać ochroniarze Jacka Kurskiego. Fot. Piotr Molecki / East News

"Jacek Kurski traktuje telewizję publiczną jak własny folwark" – wnioskuje w artykule opublikowanym 16 grudnia dziennikarz "Gazety Wyborczej", który miał okazję rozmawiać z byłymi pracownikami ochrony Jacka Kurskiego.


Z relacji dwóch pracowników TVP wynika, że wiele spełnianych przez nich "rozkazów" nie miało nic wspólnego z ich obowiązkami zawodowymi. Dowodem na kuriozalne polecenia Kurskiego mają być fragmenty jego korespondencji z ochroniarzami, których screeny zamieściła w swoim artykule "Wyborcza".

I tak dowiadujemy się, że 4 listopada 2019 roku Jacek Kurski miał napisać do jednego z pracowników ochrony: "Napisz smsa do mojej żony czy chce żebyś przywiózł jedzenie teraz w czasie basenu Please". "Rozkaz" – miał odpowiedzieć pracownik TVP.

– W ciągu roku zakupy spożywcze żonie prezesa robiłem co najmniej kilka razy. Kiedy była w szpitalu, przed urodzeniem dziecka, niemal codziennie któryś z nas w godzinach pracy zawoził jej obiady. Prezes dawał nam na to prywatną kartę lub gotówkę, ale za paliwo płaciła telewizja. Korzystaliśmy z karty Flota. Można było nią płacić bez limitów, wyłącznie na stacjach Orlenu – relacjonował "Wyborczej" jeden z ochroniarzy Kurskiego.

Kolejny przykład domniemanych zachcianek? 5 lutego 2020 roku Kurski miał przekazać pracownikowi ochrony wiadomość, którą wcześniej wysłała mu żona Joanna: "Miś czy ktoś może kupić te czekoladki dla mnie w Galerii Mokotów na 0 level w sklepie Lindt? Za 100 zł. Są na wagę" – miała pisać żona. Po czekoladki służbowym autem miał pojechać kierowca prezesa.
Z ustaleń "Wyborczej" wynika, że do obowiązków pracowników TVP ma należeć też zawożenie brudnych ubrań państwa Kurskich do pralni i przywożenie czystych do domu, pilnowanie, czy kot państwa Kurskich ma co jeść, a także zawożenie syna prezesa TVP na basen.

– Robimy za służących, spełniamy prywatne zachcianki prezesa i jego żony. Każdy zarabia duże pieniądze, do pewnego czasu daje się to znieść, ale na dłuższą metę człowiek w takiej pracy traci do siebie szacunek – wyznawał w rozmowie z gazetą inny z pracowników TVP.

Z artykułu wynika, że pracownicy ochrony Kurskiego mają podobne wynagrodzenia – 11 tys. brutto. Trzy razy w roku ochroniarze mają dostawać okolicznościowe nagrody, od trzech do ośmiu tysięcy brutto. Do tego pakiet socjalny i ochrona medyczna

Pracownicy ochrony Kurskiego mieli śledzić Trzaskowskiego


Relacje pracowników miały potwierdzić również, że Jacek Kurski wykorzystuje opłacanych z publicznych pieniędzy ochroniarzy do śledzenia konkretnych osób.

Podczas kampanii przed wyborami prezydenckimi jeden z pracowników ochrony miał jeździć za Rafałem Trzaskowskim. – Z tego, co wiem, miał dowiedzieć się, jaką ochronę ma kandydat PO na prezydenta. Nie wiem, czy była to jednorazowa akcja, czy śledzenie się powtarzało – mówił "Wyborczej" jeden z ochroniarzy.

Śledzenie Trzaskowskiego miał potwierdzić dziennikowi także drugi pracownik. – Jeździł za nim podczas kampanii i robił zdjęcia. Wysyłał je nam w komunikatorze. Widziałem je, ale nie wnikałem w szczegóły – komentował.

Informatorzy "Wyborczej" wycofują zgodę na publikację rozmowy


Należy podkreślić, że "Wyborcza" przesłała do biura prasowego TVP kilka pytań odnoszących się do uzyskanych przez ochroniarzy informacji. Tego samego dnia autor artykułu miał otrzymać wiadomość od byłego pracownika TVP, który w tekście występował jako Paweł. Chwilę później wiadomość o tej samej treści wysłał drugi pracownik, który w tekście pojawiał się jako Jacek. Poniżej cytujemy treść wiadomości:

"Wycofuję zgodę na publikację rozmowy i wszelkich informacji ode mnie. Spreparowałem je pod wpływem błędu i emocji, gdyż chciałem zemścić się na swoim byłym przełożonym z TVP, a Pan Redaktor Kacper Sulowski chciał mi to umożliwić za pomocą publikacji w Gazecie Wyborczej. Informacje te są nieprawdziwe. Żądam wstrzymania publikacji".
Czytaj także: Ostra wymiana zdań po "Wiadomościach" w TVP. Poszło o Mejzę i działkę Morawieckiej

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut