Byli asystenci Czarneckiego pogrążają europosła. Złożyli zeznania ws. słynnych kilometrówek

Tomasz Ławnicki
Afera ujrzała światło dzienne w połowie ubiegłego roku. Unijni śledczy z Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) wykryli, że Ryszard Czarnecki miał naciągnąć Parlament Europejski na kwotę 100 tysięcy euro. Wprawdzie europoseł PiS zwrócił blisko połowę tej kwoty, ale problemów z prawem to nie zamknęło. Teraz, jak się okazuje, Czarneckiego pogrążają zeznania jego byłych asystentów.
Byli asystenci Ryszarda Czarneckiego pogrążają europosła. Złożyli zeznania ws. słynnych kilometrówek Fot. Zbyszek Kaczmarek/REPORTER

Podróże Czarneckiego. Kabrioletem w środku zimy do Jasła


Chodzi o tzw. kilometrówki. Do nadużyć miało dochodzić w latach 2009-18. Na wniosek OLAF postępowanie dotyczące doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem Parlamentu Europejskiego w związku z wnioskami o zwrot kosztów podróży służbowych i przyznanie dodatku pobytowego prowadzi prokuratura w Zamościu.


Czytaj także: Ryszard Czarnecki w tarapatach. Unijni śledczy wykryli, jak miał oszukiwać na kilometrówkach

Unijni śledczy dowodzili, że Ryszard Czarnecki przez 9 lat pobierał nienależne mu zwroty kosztów podróży służbowych i diety. Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych ustalił, że europoseł PiS miał naciągać i na podawaniu nieprawdziwych odległości, jakie służbowo pokonuje, i na informacjach dotyczących samochodów, którymi jeździ.
Kontrolerzy OLAF w zawiadomieniu do polskiej prokuratury wskazywali, że w rozliczeniu służbowych wyjazdów Czarnecki wykazywał, iż dojeżdżał do Brukseli z Jasła. Tyle że polityk PiS nie mieszkał w Jaśle, lecz w Warszawie, a różnica w odległości jest niebagatelna - 340 km.

Podejrzenia śledczych wzbudziły też liczne przejazdy Czarneckiego różnymi samochodami, które nie należały do niego. Okazało, że właściciele tych aut zaprzeczyli, by pożyczali je posłowi. W jednym z wniosków Czarnecki wykazywał, że kabrioletem fiata punto podróżował zimą, w lutym.

Śledztwo ws. kilometrówek Czarneckiego. Byli asystenci obciążają europosła


Gdy wybuchła afera, Czarnecki przekonywał, że to fake newsy, które mają zdyskredytować "jego osobę". Zapowiadał kroki prawne i tłumaczył, że za błędy we wnioskach winę ponosi nie on, lecz jego współpracownicy. Ale informacje dotyczące śledztwa toczącego się w Zamościu są dla polityka obciążające. Jak dowiedziało się radio RMF FM, dwaj byli asystenci złożyli w tym śledztwie zeznania. I obaj stwierdzili, że pod wnioskami europosła widnieją podpisy Czarneckiego.

Reporter RMF FM Krzysztof Zasada rozmawiał z byłymi asystentami. "Obaj, niezależnie od siebie, potwierdzili, że widzieli wypełnione protokoły wyjazdów służbowych europosła - jest ich ponad 160. Porównywali je ze swoimi umowami o pracę podpisanymi przez polityka. Według nich podpisy pod tymi dokumentami są tożsame" – informuje stacja. Czarnecki nie chciał komentować słów byłych asystentów. W korespondencji esemesowej zapewnił jedynie, że "od dawna nie ma żadnych nierozliczonych zobowiązań wobec PE". We wrześniu pojawiły się informacje, że Czarnecki dokonał zwrotu części nienależnie pobranej kwoty.
Czytaj także: Rodzina na swoim. Żona europosła Czarneckiego i ojciec Piotra Nisztora są w radzie nadzorczej spółki z grupy PZU

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut