Sceny niczym z dziwacznego horroru. Tak w Chinach ukarano osoby łamiące obostrzenia
W Chinach niesubordynacja w obliczu walki z COVID-19 jest bardzo surowo karana. W mieście Jingxi na południowym wschodzie kraju zdecydowano się na bardzo kontrowersyjne rozwiązanie wobec czterech podejrzanych o naruszenie restrykcji: związano im ręce, powieszono na szyjach tabliczki ze zdjęciami i nazwiskami. Potem policjanci prowadzili ich tak przez centrum miasta. Według BBC te sceny przywiodły na myśl tzw. seanse nienawiści.
- W jednym Jingxi w Chinach czterech mężczyzn oskarżono o naruszenie restrykcji związanych z COVID-19
- Władze, tłumacząc się "dyscyplinowaniem" zastosowały wobec nich kontrowersyjną karę
- Przy tłumie gapiów policjanci prowadzili ulicami miasta podejrzanych, których wcześniej związali i powiesili im na szyjach tabliczki ze zdjęciami
Strategia "zero covid" w Chinach
Największe ognisko infekcji w Chinach znajduje się obecnie w mieście Xian na północy kraju. W czwartek poinformowano o kolejnych 156 przypadkach COVID-19. W całym kraju liczba nowych zakażeń nie przekracza dziennie 200. Jest to o wiele mniej niż w innych krajach, jednak Państwo Środka woli dmuchać na zimne i stosuje strategię "zero covid".O tym, że Chiny podejmują bardzo zdecydowane kroki w walce z koronawirusem, nawet przy niewielkiej liczbie zakażeń, można się było przekonać już od początku pandemii. Ścisły lockdown, kwarantanny. Jeśli ktoś nie dostosowywał się do zaleceń, a w zasadzie nakazów, czekały go bardzo dotkliwe kary.
Większość Chińczyków jest przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy. Jednak kara, którą wobec podejrzanych o naruszenie zasad covidowych zastosowały władze miasta Jingxi, leżącego w regionie Kuangs w południowo-wschodnich Chinach, zdecydowanie podzieliła opinię publiczną w samym kraju. Wzbudziła też duże kontrowersje za granicą.
"Publiczne upokorzenie za naruszenie obostrzeń związanych z COVID-19"
W marcu 2020 roku chińskie władze zdecydowały się wprowadzić surowe przepisy dotyczące przekraczania granicy i wjazdu do Chin. Z tego powodu w praktyce do kraju nie jest wpuszczana większość cudzoziemców. Granica lądowa również jest niemal całkowicie wyłączona z ruchu osobowego.Czytaj także: Pierwszy przypadek Omikronu w Chinach. Wykryto go... u Polaka
W Jingxi, które leży przy granicy z Wietnamem, czterech mężczyzn zostało oskarżonych o to, że nielegalnie sprowadzali przez tę granicę ludzi do Chin. Jak informują chińskie media, w ramach kary, zostali oni zmuszeni w czwartek 28 grudnia do przejścia przez ulice miasta w eskorcie policji.
Mężczyznom związano z tyłu ręce. Potem zawieszono im na szyjach tabliczki, na których widniały ich zdjęcia, a także imiona i nazwiska. Następnie byli prowadzeni przez ulice miasta przez funkcjonariuszy. Wzbudziło to dużą uwagę przechodniów, tym bardziej, że zarówno oskarżeni, jak i policjanci byli ubrani w medyczne stroje ochronne zakrywające całe ciało i głowę.
Kontrowersje wokół kary
Całą sytuację można zobaczyć na nagraniach w mediach społecznościowych i była ona szeroko komentowana. Pojawiało się wiele opinii mówiących o publicznym upokorzeniu.Według BBC, przypominało to tzw. seanse nienawiści, które były często stosowane w Chinach w czasach rewolucji kulturalnej w latach 1966-1976. Brytyjska telewizja podkreślała, że współcześnie, takie coś zdarza się rzadko.
Również pekiński dziennik "Xin Jing Bao" jest przeciwny takim praktykom. "Jest sprzeczne z duchem praworządności i nie można dopuścić, by się powtórzyło" – napisano na jego łamach.
Dla odmiany państwowy dziennik "Guangxi Ribao", wydawany w Kuangsi, podkreślał: "Ta akcja dyscyplinarna silnie odstraszyła od przestępstw związanych z granicą i dodatkowo zwiększyła powszechną świadomość mas w sprawie przeciwdziałania przemytowi, nielegalnej imigracji i świadomego przestrzegania reguł przeciwepidemicznych".
Czytaj także: Kraj z najsurowszymi obostrzeniami. Bez szczepienia przeciw COVID-19 nie będziesz mógł iść do pracy
Również władze Jinxingu obstawały przy swoim. Oznajmiły, że ich "terenowe działanie dyscyplinarne" było zgodne z prawem i nie było w nim nic nieodpowiedniego czy oburzającego.
Tymczasem wśród chińskich internautów całe zamieszanie było odbierane w bardzo różnych sposób. Niektórzy wskazywali, że władze były zmuszone podjąć takie kroki, by przestrzec i chronić przed COVID-19 obszary przygraniczne. Inni podkreślali, że były to sceny jak z horroru, które kojarzyły się z publicznym upokarzaniem ludzi, jakiego dopuszczano się w średniowieczu.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut