Trójmiasto: Jechała pożegnać się z umierającym ojcem. Taksówkarz wziął 600 zł za 21 km
Niemal 600 złotych kosztował kurs taksówką z dworca w Gdyni do szpitala na Zaspie w Gdańsku. Tyle za 21-kilometrowy przejazd policzono 60-letniej kobiecie, która śpieszyła się, aby pożegnać się ze swoim ojcem, który umierał. Ostatecznie nie zdążyła go zobaczyć przed śmiercią. Przedstawiciel firmy, do której należy taksówka, wydał oświadczenie.
W trakcie podróży odebrała telefon ze złymi wieściami. Otrzymała informacje od personelu szpitala na Zaspie w Gdańsku o tym, że stan jej ojca dramatycznie się pogorszył i musi się spieszyć, ponieważ w każdej chwili może umrzeć.
"Mam 60 lat, mój wiekowy tata leżał już bardzo schorowany w szpitalu na Zaspie. Tego dnia odebrałam telefon z informacją od pielęgniarki, żebym pilnie przyjechała do szpitala, bo tata umiera" – oznajmiła na wstępie.
"Wysiadłam więc z autobusu na dworcu w Gdyni i zastanawiałam się, jak najszybciej mogę dotrzeć na Zaspę. Wybór padł na taksówkę - pierwszą, która stała na postoju" – dodała.
Kobieta wsiadając do samochodu poinformowała taksówkarza o tym, dokąd konkretnie chce jechać. Kierowca nie uświadomił jej, że ostateczny koszt kursu będzie tak wysoki. Przejazdy taxi w Trójmieście nie należą do tanich, jednak warto podkreślić, że nie była to ani święto ani noc ani ranek, tylko wtorkowe popołudnie, przed godziną 16.
"Po wejściu do taksówki powiedziałam, że chcę jechać do szpitala na Zaspie. Na wejściu nie dostałam żadnej informacji o droższym kursie, ale na wysokości Sopotu kierowca wspomniał, że zmienia taryfę na wyższą. Przez myśl mi nie przeszło, że przejazd zakończy się taką kwotą" – powiedziała 60-latka.
Roztrzęsiona kobieta nie zwracała jednak uwagi na licznik. "Zresztą nie myślałam wtedy o cenie, a o tym, że jadę do umierającego ojca i że bardzo mi się spieszy" – podkreśliła.
Zapłaciła 595 zł za kurs taksówką z Gdyni do Gdańska. Nie zdążyła pożegnać się z umierającym ojcem•Fot. Google Maps
Sytuacja okazała się jeszcze bardziej patowa, bo zamiast spieszyć do taty, kobieta musiała szukać w okolicy bankomatu, ponieważ taksówkarz nie dysponował terminalem płatniczym.
"Ja naprawdę nie miałam czasu się z nim kłócić. Po prostu wypłaciłam z bankomatu 600 zł i wręczyłam je taksówkarzowi. Niestety do taty nie zdążyłam. Zmarł kilkanaście minut wcześniej" – wyznała.
Dała 600 zł za taksówkę z Gdyni do Gdańska. Oświadczenie przewoźnika
Pierwotnie przedstawiciele firmy, z której usług korzystała kobieta, nie zareagowali na prośbę o komentarz w sprawie. Dopiero w niedzielę (2 stycznia) przesłali takie oświadczenie:"Po pierwsze, przepraszamy Panią Joannę za zaistniałą sytuację. Po drugie, zapewniamy Panią Joannę, że zwrócimy pieniądze, które zostały pobrane przez naszego pracownika za wskazany kurs. Po trzecie, wyjaśniamy całą sytuację.
Działalność przewozu osób jest poboczną działalnością naszej firmy. Aby prowadzić tego typu usługi, zatrudniamy pracowników.
Niestety we wskazanej sytuacji (zapewniamy, że jednostkowej) pracownik samowolnie i bez naszej wiedzy zmienił obowiązujące stawki. Zachowanie pracownika było zapewne podyktowane chęcią uzyskania większego wynagrodzenia (prowizji).
Niestety, rozliczamy kursy około 10-15 dnia miesiąca, dlatego nie byliśmy w stanie "wychwycić" nieprawidłowości. Zapewniamy jednak Państwa i Klientów, że w stosunku do pracownika zostały wyciągnięte odpowiednie konsekwencje.
Niestety nie wiemy z kim kontaktowała się redakcja Trójmiasto.pl, jednak na pewno nie była to osoba decyzyjna w naszej firmie. Oczywiście po otrzymaniu numeru telefonu, z którym kontaktował się redaktor, wyciągniemy także konsekwencje w stosunku do tej osoby, za brak reakcji na informację o nieprawidłowościach.
W zaistniałej sytuacji pozostaje nam jedynie jeszcze raz przeprosić Panią Joannę.
Czytelników Trojmiasto.pl prosimy o nieocenianie innych naszych działalności, przez pryzmat zaistniałej sytuacji."