Adam Bodnar: Czy potrzebne są przepisy o znieważeniu Prezydenta?

Adam Bodnar
dr hab., prof. Uniwersytetu SWPS, były Rzecznik Praw Obywatelskich
Raz na jakiś czas jak bumerang wracamy do debaty w związku ze sprawami dotyczącymi znieważenia Prezydenta. Praktycznie w czasie kadencji każdego z Prezydentów toczyły się takie sprawy. Gorąco spieraliśmy się, czy użycie takiego, czy innego słowa było adekwatne, obraźliwe oraz czy mieściło się w granicach wolności opinii.
Bodnar: Czy rzeczywiście używanie całego aparatu państwa do ochrony godności Prezydenta jest niezbędne do budowania autorytetu Rzeczypospolitej? Fot. Piotr Zagiell/East News
Głosy w debacie różnie się rozkładały, często w zależności od bieżących sympatii politycznych. Dość wspomnieć sprawę „Antykomora”, którego popierali zwolennicy prawicy. Z kolei środowiska związane z dzisiejszym obozem władzy krytykują Sąd Okręgowy w Warszawie, który umorzył postępowanie w sprawie Jakuba Żulczyka ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu.

Na swój sposób sprawy dotyczące znieważenia Prezydenta są atrakcyjne medialnie i politycznie. Niektórym może zależeć na powtarzaniu treści zarzutu, bo ma on wtedy szansę utrwalić się w zbiorowej świadomości.


Ale powstaje pytanie, czy tego typu sprawy są nam w ogóle potrzebne. Czy rzeczywiście używanie całego aparatu państwa do ochrony godności Prezydenta jest niezbędne do budowania autorytetu Rzeczypospolitej?

Czytaj także: Adam Bodnar: Walka o wolność mediów się nie kończy

Ten problem był już w Polsce rozważany i to na najwyższym szczeblu. Na kanwie jednej ze spraw dotyczącej słów byłego Prezydenta RP Lecha Wałęsy pod adresem Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, Sąd Okręgowy w Gdańsku postanowił zadań pytanie Trybunałowi Konstytucyjnemu. Sąd pytał, czy art. 135 para. 2 kodeksu karnego, przewidujący odpowiedzialność do trzech lat pozbawienia wolności za publiczne znieważenie Prezydenta RP, jest zgodny z Konstytucją.

Sprawę pamiętam doskonale, bo w ramach prac Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka postanowiliśmy przedstawić opinię przyjaciela sądu (amicus curiae). Po pierwsze, twierdziliśmy, że zagrożenie tak wysoką sankcją jest nieproporcjonalne. Po drugie, w polskim prawie już istnieją przepisy przewidujące odpowiedzialność za znieważenie funkcjonariusza publicznego (art. 226 para. 3 kk).

Nie ma zatem potrzeby tworzenia specjalnych regulacji. Zwróciliśmy także uwagę na potencjalny „mrożący skutek”. Wiele osób powstrzyma się nawet przed niewinną krytyką, jeśli nie chce mieć problemów prawnych. Co więcej, wtedy jeszcze nie przewidywaliśmy próby podporządkowania sądownictwa politykom. To przecież stwarza pokusę szerszego sięgania po sankcje karne.

6 lipca 2011 r., czyli ponad 10 lat temu, Trybunał Konstytucyjny uznał, że ten przepis jest zgodny z Konstytucją (P 12/09). TK orzekał w pełnym składzie. Na treść orzeczenia bardzo mocno wpłynęła tendencja utożsamiania osoby pełniącej funkcję Prezydenta RP z majestatem całej Rzeczypospolitej.

Jak podkreślił TK „celem wyodrębnienia przestępstwa publicznego znieważenia Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej jest ochrona godności osobistej i autorytetu tego organu, a w konsekwencji - ochrona państwa polskiego, którego Prezydent Rzeczypospolitej jest uosobieniem.”

Czytaj także: "Pomni gorzkich doświadczeń". Adam Bodnar wyjaśnia, dlaczego to ważne słowa z naszej Konstytucji

TK uznał także, że jeśli dokonuje się znieważenia Prezydenta, to jakby godziło się w całą Rzeczpospolitą: „Dokonanie czynu określonego w art. 135 § 2 k.k., a zatem wystąpienie przeciwko podmiotowi będącemu emanacją ustrojową "dobra wspólnego", godzi w Rzeczpospolitą jako dobro wspólne wszystkich obywateli przez np. obniżenie prestiżu organów państwa, erozję zaufania obywateli do Rzeczypospolitej, i może prowadzić do stanów malejącego stopnia identyfikacji obywateli z państwem.”

W związku z tak zarysowanym polem argumentacji TK uznał, że art. 135 para. 2 kk jest zgodny z Konstytucją oraz że względy wolności słowa nie mogą prowadzić do podważenia konstytucyjności tego przepisu. TK podkreślił, że obowiązywanie tego przepisu nie wstrzymuje możliwości prowadzenia normalnej debaty publicznej oraz krytyki Prezydenta. Dwóch sędziów zgłosiło zdania odrębne do wyroku (Stanisław Biernat oraz Piotr Tuleja).

W zasadzie od czasu wyroku TK nie było sposobu, aby ten przepis ruszyć i znowelizować. Pojawiały się kolejne sprawy, kolejne publiczne dyskusje, a przepis cały czas obowiązuje w niezmienionym kształcie. Można się spodziewać, że kolejne sprawy - podobne do tej przeciwko Jakubowi Żulczykowi - będą się pojawiały. Zresztą nawet w tej sprawie ciekawe będzie obserwowanie, co zrobi sąd II instancji, czy prokurator złoży kasację, a może nawet skargę nadzwyczajną. Serial będzie trwał.

Kiedy oczekiwaliśmy na wyrok, media informowały o nowym zjawisku społecznym w Brazylii. Powstała tam gra komputerowa pt. Kandidatos. Postaci w grze do złudzenia przypominają aktualnego Prezydenta Jaira Bolsonaro oraz Luiza Inácio da Silva („Lula”) – byłego Prezydenta, który teraz ponownie walczy o władzę. Gra jest masowo ściągana na komputery. Można w niej między innymi stoczyć walkę wręcz, wcielając się w postaci przypominające polityków.

Wyobraźmy sobie, że podobna gra powstaje w Polsce i powoduje oburzenie tak sportretowanych polityków. Zaprzęg prokuratorów ruszyłby do ratowania godności Prezydenta RP. Przedstawicielom opozycji pozostałoby skorzystanie z powództwa o ochronę dóbr osobistych albo z przepisów karnych o znieważeniu lub zniesławieniu. Nie mogliby liczyć na wsparcie prokuratury, bo tego typu sprawy są ścigane z oskarżenia prywatnego.

Ale jest jeszcze jedna opcja – może zamiast walczyć przy użyciu sądów należy zareagować trafnym komentarzem, śmiechem, anegdotą. Może nawet kolejnym utworem hip-hopowym. Przekuć szyderstwo i krytykę w zwycięstwo.

Politycy (w tym Prezydent) oczywiście muszą mieć „grubą skórę” chroniącą przed publiczną krytyką. Niektórych spraw, zwłaszcza gróźb karalnych, nie można odpuszczać. Ale politycy dzięki własnej ekspozycji mają znacznie łatwiejszy dostęp do mediów i wyborców, aby reagować na zaczepne komentarze czy nawet ostre opinie.

To może być dla nich lepsze narzędzie reakcji niż jakikolwiek proces karny, a zwłaszcza ten pobrzmiewający groźbą „pozbawienia wolności do lat trzech”.