„Wędrowiec” – znakomity thriller (nie tylko) dla fanów Stephena Kinga!

Materiał promocyjny GW Foksal
Narastająca z każdą stroną groza, duszna atmosfera miasteczka przypominającego Twin Peaks, niewyjaśniona tajemnica sprzed lat i trup ślicznej dziewczyny unoszący się na wodach jeziora w alpejskiej dolinie. To wszystko znajdziecie w „Wędrowcu” Luki D'Andrei, włoskiego mistrza thrillerów!
Thriller Wędrowiec w księgarniach od 26 stycznia


Kto zabił Erikę Knapp? Odpowiedzi na to pytanie poszukują bohaterowie nowej powieści włoskiego pisarza Luki D’Andrei. Nietuzinkowa para samozwańczych detektywów – autor romansów i charakterna motocyklistka – co chwilę narażać się będzie na śmiertelne niebezpieczeństwo, poszukując prawdy nie tylko w rzeczywistym świecie, lecz także w strzępach lokalnych wierzeń, mitów i legend, a nawet w symbolach tarota.

Pisarz Tony Carcano jak co dzień wyszedł na spacer ze swoim leciwym bernardynem. Słynny autor gorących romansów wiódł wyjątkowo nudne życie: nigdy nie opuścił Bolzano, wciąż mieszkał w domu, w którym się urodził, a jego jedynym towarzyszem był starzejący się pies. Z rutyny wybija go jednak bolesnym uderzeniem w szczękę blondwłosa dwudziestolatka Sybille – dziewczyna na motocyklu i z nożem sprężynowym zatkniętym w tylnej kieszeni szortów.

Gdy pokaże mu zdjęcie, na którym znacznie młodsza wersja Tony’ego głupawo uśmiecha się, leżąc obok zakrytego prześcieradłem ciała martwej Eriki, zada tylko jedno pytanie: „Dlaczego?”. Dziewczyna nie wierzy, że jej matka (tak, jak się okazuje, Sybille to córka „szalonej Eriki”) popełniła samobójstwo i zostawiła ją – wtedy roczne dziecko – na pastwę losu. Tony też zaczyna w to wątpić, więc po niefortunnym początku znajomości zaczynają wspólne śledztwo, a akcja „Wędrowca” zaczyna rozwijać się w tempie rozpędzonego do maksimum dwuśladowego śmigacza enduro Sybille.

D'Andrea systematycznie odsłania kolejne warstwy złożonej, poplątanej intrygi i powoli rozbija w drzazgi na pozór idylliczną fasadę rozciągniętej w alpejskiej dolinie miejscowości Kreuzwirt rządzonej przez pewną bardzo wpływową rodzinę. Szybko okazuje się, że malownicza sceneria Górnej Adygi to tylko ułuda, a klimat miasteczka leżącego gdzieś między Austrią i Włochami, otoczonego pięknymi górami i szemrzącymi potokami, jest tak ciężki i duszny jak u mistrzów skandynawskiego kryminału.
Wędrowiec w księgarniach od 26 stycznia. Fot. Laura Bielak


Włoski pisarz zbliża się do perfekcji w prowadzeniu dynamicznej narracji – krótkie rozdziały, częste zmiany miejsc akcji, mnóstwo iskrzących dialogów, malarskie, ale nie przegadane opisy. To sprawia, że mamy wrażenie, jakby z każdą stroną ta opowieść wciągała nas coraz głębiej i głębiej, aż do miejsca, gdzie to, co materialne i realne zaczyna ustępować metafizycznemu. Autor potęguje poczucie grozy powoli, co i rusz odsłaniając jakiś dziwny lub niepokojący szczegół: a to wycięty na drzewie symbol, a to dziecięca rymowanka lub strzęp starej legendy, który prowadzi czytelnika na kolejne piętra złożonej tajemnicy. Jakby D'Andrea otwierał jakieś tajemne szczeliny w czasie i przestrzeni, prowadząc czytelnika wprost do... piekła.

Odsłania przy tym coraz mroczniejsze oblicze tyrolskiego miasteczka – pełne brzydkich tajemnic, przemocy i nienawiści, kłamstwa i szaleństwa. Tworzy też galerię intrygujących, nietuzinkowych, świetnie opisanych postaci. Zabawnych i nieco szalonych, ale w obronie swoich interesów – także groźnych i śmiertelnie niebezpiecznych. Pojawiają się też postaci „nie z tego świata”, jak tytułowy Wędrowiec nieco przypominający złoczyńców tworzonych przez samego Stephena Kinga.

W dużym skrócie – „Wędrowiec” to genialne połączenie powieści śledczej i thrillera. A że Luca D'Andrea łączy te gatunki po mistrzowsku, polskiego czytelnika przekonywać nie trzeba. Jego wcześniejsza powieść, „Istota zła”, zebrała świetne recenzje i zjednała mu grono wiernych fanów. Dzięki „Wędrowcowi” włoski pisarz na pewno podbije serca nie tylko kolejnych tysięcy wielbicieli „historii z dreszczykiem”, lecz także tych, którzy po prostu kochają dobrą literaturę.