"Rodzina z domu obok". Niewyobrażalny horror rodzeństwa więzionego przez własnych rodziców

Artykuł PR-owy Wydawnictwa Filia
14 stycznia 2018 roku siedemnastoletnia dziewczyna wyszła przez okno swojego domu w Perris w Kalifornii i drżącymi palcami wykręciła numer alarmowy 911. Trzęsącym się głosem powiedziała operatorce, że jej rodzeństwo w wieku od 2 do 29 lat od dawna maltretowane jest przez rodziców. Zapytana o adres, zawahała się. "Nigdy nie wychodziłam z domu" powiedziała.
Fot. materiały prasowe
John Glatt, bestsellerowy autor New York Timesa i autor true crime ("Zaginione dziewczyny") przedstawiają potworną historię Turpinów - pozornie normalnej rodziny, której mroczne sekrety wstrząsnęły całym światem.

"Rodzina z domu obok", John Glatt

Przełożył: Adrian Napieralski
(fragment)

Około godziny 5:30 nad ranem, w chłodny, niedzielny poranek siedemnastoletnia Jordan Turpin i jej trzynastoletnia siostra Jolinda wymknęły się na dwór przez okno sypialni na parterze. Kiedy przechodziły na palcach przez podwórze w kierunku Muir Woods Road w Perris w Kalifornii, na zewnątrz wciąż panował mrok.


Obawiające się o swoje życie dwie zabłąkane dziewczynki minęły domy sąsiadów i skręciły w Presidio Lane. Niespodziewanie mała Jolinda straciła pewność siebie i nie znalazła w sobie tyle odwagi, żeby pójść dalej. Uciekła z powrotem do domu i przez okno wróciła do sypialni. Jordan została sama.

Od momentu przeprowadzki do Perris, trzy i pół roku wcześniej, Jordan rzadko przebywała na zewnątrz i nie znała najbliższej okolicy. Wraz z dwanaściorgiem rodzeństwa przez całe swoje życie była w domu więźniem. Strażnikami więziennymi byli dla nich rodzice, którzy utrzymywali dyscyplinę w domu, stosując wobec swoich "pociech" tortury i przemoc.

Dzieci walczyły z potwornym głodem, pozwalano im na tylko jedną kąpiel w ciągu roku, musiały nosić miesiącami te same cuchnące ubrania. Choć oficjalnie podlegali domowemu obowiązkowi szkolnemu, wiele spośród rodzeństwa Jordan w wieku od dwóch do dwudziestu dziewięciu lat ledwie uzyskało edukację na poziomie pierwszej klasy podstawówki i dysponowało tylko elementarnymi umiejętnościami.

Jordan planowała swoją ucieczkę od ponad dwóch lat. Kilka miesięcy wcześniej Ojciec, który pracował na stanowisku inżyniera, został przeniesiony do Oklahomy. W styczniu 2018 roku rodzina była już spakowana i gotowa do przeprowadzki. Dziewczyna uznała, że lepszej okazji już nie będzie.

W końcu udało się jej znaleźć niezbędny sprzęt do realizacji planu: stary, nieaktywny telefon komórkowy, który kiedyś dał jej brat. Nastolatka usłyszała niegdyś o możliwości wezwania pomocy z zewnątrz. Modliła się, żeby urządzenie wciąż było w stanie nawiązać połączenie ze służbami ratunkowymi.

O 5:51, drżąc ze strachu, Jordan wybrała numer 911 i skontaktowała się ze światem zewnętrznym.

Położone sto dziesięć kilometrów na południowy wschód od Los Angeles miasteczko Perris słynie ze swojej rodzinnej społeczności, a także z dostępu do dobrych szkół i bezpiecznych ulic. Muir Woods Road to ulica otoczona rzędami domów z wypielęgnowanymi trawnikami pełnymi krasnali ogrodowych. Ich mieszkańcy wprost puchną z dumy na myśl, że mogą mieszkać w takim miejscu.

Nieruchomość oznaczona numerem 160 nie różniła się absolutnie niczym od pozostałych budynków w sąsiedztwie. Był to wówczas idealny dom w nowej, modnej dzielnicy Monument Park, kiedy David i Louise Turpinowie wraz z ich dwanaściorgiem dzieci przyjechali tam po raz pierwszy w maju 2014 roku. Byli jedną z pierwszych rodzin, które wprowadziły się do tej okolicy.

Przez następne cztery lata Turpinowie rzadko wychodzili z domu, nie licząc wypadów po odbiór poczty z lokalnej skrzynki. Trzymali się raczej na uboczu.

– Nikt nie wiedział, że mają dwanaścioro dzieci – powiedziała Lindsay Gatlin mieszkająca kilka numerów dalej. – Myślałam, że jedno, góra dwoje.

Pięćdziesięciosiedmioletni David Turpin w istocie wyróżniał się na tle pozostałych mieszkańców ze swoimi farbowanymi blond włosami w stylu Kapitana Kangaroo. Sąsiedzi wiedzieli, że pracował jako inżynier lotnictwa w Northrop Grumman oraz że zarabiał rocznie sześciocyfrową kwotę. Świadczyła o tym lśniąca flota, składająca się z trzech samochodów i piętnastoosobowego busa na podjeździe.

Za zamkniętymi drzwiami istniał jednak zupełnie inny świat. David i jego czterdziestodziewięcioletnia żona Louise zmienili dom w brudny, cuchnący loch, w którym przetrzymywali swoje dzieci. Nalegali, żeby zwracano się do nich per „Matko” i „Ojcze”, jak w biblijnych czasach.

Dzieciom przysługiwał jeden pokój na cztery osoby. Były poważnie niedożywione, często bite i przypinane łańcuchami do mebli, czasami na całe miesiące. Czynności podlegające karze obejmowały mycie się powyżej nadgarstków (tak zwana zabawa wodą), kradzież jedzenia, bawienie się zabawkami czy nawet wyglądanie na zewnątrz przez żaluzje.

Dzieci żyły w świecie mroku, śpiąc w trakcie dnia i czuwając w nocy. Ich jedyny posiłek w ciągu dnia był zawsze taki sam. Składał się z kanapek z masłem orzechowym lub kiełbasą oraz burrito. Najstarsza z rodzeństwa, dobiegająca trzydziestki Jennifer, ważyła zaledwie trzydzieści sześć kilogramów.

Na święta Bożego Narodzenia dwudziestopięcioletni Joshua dostał nowy telefon komórkowy, co sprawiło, że swój stary, już nieaktywny, oddał swojej siostrze Jordan. Przyjaciółka, z którą dziewczyna rozmawiała przez internet, powiedziała jej, że mimo tego może zadzwonić na numer alarmowy.

Aby udowodnić okrucieństwo, które miało miejsce w domu, Jordan w tajemnicy zrobiła telefonem dwa zdjęcia swoich młodszych siostrzyczek przykutych do łóżek i siedzących we własnych odchodach. Zabrała również kawałek koperty z nadrukowanym adresem ich domu, ponieważ go nie znała.

– 911, w czym mogę pomóc? – zapytała operatorka numeru alarmowego Kelly Eckley.

– Proszę posłuchać – powiedziała Jordan, ledwie łapiąc dech z wrażenia. – Mieszkam z piętnastoosobową rodziną, a rodzice stosują wobec nas przemoc. Robią nam krzywdę, a moje dwie młodsze siostry są w tej chwili przykute łańcuchami. Zakuwają nas w nie za każdym razem, kiedy zachowamy się niewłaściwie.

Wysokim głosem dziecka Jordan opowiedziała kobiecie, że nie mogła już dłużej słuchać, jak jej siostrzyczki płaczą przez całą noc z bólu, ciasno przykute przez rodziców do łóżek.

– Budzą się w nocy, zaczynają płakać i proszą mnie, żebym kogoś wezwała – dodała. – Chciałam zadzwonić do was wszystkich i prosić o pomoc dla moich sióstr.

Wstrząśnięta operatorka, która założyła, że ma na linii małe dziecko, zapytała ją o nazwisko.

– T-U-R-P-E-N – przeliterowała Jordan, popełniając przy tym błąd.
Zapytana o adres, dziewczyna odczytała liczby z zabranego skrawka koperty: 925707774, kod pocztowy oraz trzycyfrowy numer oznaczający ich konkretny dom.

Eckley zapytała ją, czy przebywa w pobliżu domu.

– Chyba tak – odparła. – Nigdy stamtąd nie wychodziłam. Nieczęsto mam taką okazję, więc nie wiem nic na temat ulic czy czegokolwiek.

Przez następne dwadzieścia minut Jordan spokojnie opisywała nieludzkie okrucieństwo, którego dopuścili się względem nich rodzice.

– Mój tata ma chyba broń – powiedziała w pewnym momencie, dodając, że jej nie widziała, ale słyszała, jak rodzice o niej rozmawiali.

Kiedy operatorka spytała, czy dzieci chodzą do szkoły, Jordan zaprzeczyła.

– Nasza matka mówi ludziom, że mamy prywatne nauczanie w domu – wyjaśniła. – Ale tak naprawdę wcale się nie uczymy. Nie skończyłam pierwszej klasy, a mam siedemnaście lat.
Fot. materiały prasowe
Eckley zapytała, czy w domu są dostępne jakiekolwiek medykamenty. Jordan odpowiedziała jej, że nie ma pojęcia, co to są medykamenty.

Przerażona tym wszystkim, co usłyszała, Eckley spytała o miejsce, w którym przebywa jej matka, ale Jordan wyjaśniła, że nie wie zbyt wiele na jej temat.

– Ona nas nie lubi – oznajmiła drżącym głosem. – W ogóle nie spędza z nami czasu. Zajmuje się tylko sobą. Moja matka jedynie daje nam jedzenie, ale nigdy nie rozmawiamy.

Podała wiek swojego rodzeństwa, dodając przy tym, że jedyne dziecko, którym matka się zajmuje to dwulatka.

Jordan powiedziała operatorce, że w domu jest taki bałagan, że kiedy się budzi, trudno jest jej oddychać z powodu smrodu. Chcąc złapać odrobinę świeżego powietrza, uchyla okno, choć ryzykuje tym pobicie, gdyby została przyłapana.

– W ogóle się nie kąpiemy – wyjaśniła rzeczowo Jordan. – Nie wiem, czy nie powinniśmy pójść do lekarza.

Zapytana o to, kiedy kąpała się po raz ostatni, dziewczyna zawahała się.

– Ech, nie wiem – odparła. – Prawie rok temu. Czasami czuję się taka brudna, że myję twarz i włosy w zlewie.

Jordan wyjaśniła operatorce, że jej rodzeństwo zostało uwięzione w domu przez Matkę i Ojca.

– Oni nie pozwalają się nam wyprowadzić – dodała. – Niektórzy z nas są gotowi podjąć pracę, ale usłyszeliśmy, że nie ma na to żadnych szans.

***
Po zakończeniu rozmowy na numerze alarmowym funkcjonariusze z Biura Szeryfa w hrabstwie Riverside pospiesznie udali się na miejsce, gdzie czekała już na nich policja z Departamentu Policji w Perris.

Kiedy zobaczyli po raz pierwszy Jordan, pomyśleli, że mają do czynienia z dziesięciolatką. Nawet doświadczeni stróże prawa byli wstrząśnięci, czując od niej fetor i widząc warstwę czarnego brudu na jej skórze. Kiedy pokazała im zdjęcia z telefonu komórkowego przedstawiające jej dwie przykute do łóżek siostry, bez wahania pojechali prosto na Muir Woods Road pod numer 160.

***
Kiedy Louise Turpin usłyszała głośne pukanie do drzwi i zobaczyła migające światła policyjnych radiowozów, natychmiast nakazała rozkuć obie dziewczynki. Starsza siostra pobiegła do ich sypialni, otworzyła kłódki i wrzuciła łańcuchy do szafy.

Jedenastoletnia Julissa, która była przykuta do łóżka, powiedziała później śledczym, że kiedy usłyszała pukanie i zobaczyła błyskające światła, natychmiast pomyślała, że Jordan się powiodło i że wkrótce będą wolne.

Kiedy w końcu zostały otwarte drzwi wejściowe, funkcjonariusze wpadli do środka. Odór był przytłaczający, w ogóle nie byli przygotowani na horror, który zastaną wewnątrz. Jeden z policjantów miał założoną kamerę, którą rejestrował całą akcję.

W jednym z pokoi znaleźli Jonathana Turpina, wciąż przykutego łańcuchem. Kiedy go uwolnili, zaczął się zachowywać tak, jakby zupełnie nic się nie wydarzyło. Jego dwie młodsze siostry, które właśnie zostały uwolnione, miały na brudnej skórze wyraźne, białe ślady w miejscach, gdzie znajdowały się łańcuchy.

Pozostała dziewiątka, cuchnąca ludzkimi odchodami, siedziała stłoczona w innych pokojach. Wszystkie dzieci były straszliwie zaniedbane, śmierdzące i wycieńczone.

– Było tam niezwykle brudno – potwierdził kapitan Greg Fellows z Biura Szeryfa – a warunki były nieludzkie.

Całe to zamieszanie wybudziło ze snu Araceli Olozagaste, która mieszkała po przeciwnej stronie ulicy. Wyjrzała przez zasłony i zobaczyła policjantów wyprowadzających Davida i Louise Turpinów z ich domu. Jej sąsiedzi byli zakuci w kajdanki. David wykrzykiwał coś chaotycznie, a na twarzy Louise nie malowały się żadne emocje.

– Kaszlała tylko – powiedziała Olozagaste. – Zachowywała się dość dziwnie, kiedy rozmawiał z nią policjant. Uśmiechała się do niego ironicznie. Potem dwukrotnie splunęła na ziemię.