Seria dyskwalifikacji i pogrom faworytów. Polacy nie skorzystali z prezentu od sędziów
Tak szalonego konkursu skoków narciarskich jeszcze w historii nie było. Pierwsza w historii olimpijskich zmagań rywalizacja drużyn mieszanych przyniosła serię dyskwalifikacji potentatów, dominację Słoweńców, świetne skoki Rosjan i sensacyjny brąz dla Kanady. Polacy skorzystali na całym zamieszaniu, pod wodzą Kamila Stocha i Dawida Kubackiego doskoczyli do szóstego miejsca.
W serii próbnej Biało-Czerwoni wypracowali niezłe wyniki, Dawid Kubacki skoczył 96 metrów, a Kamil Stoch metr krócej. Nasze panie starały się z całych sił, Kinga Rajda uzyskała 79 metrów, a Nicole Konderla 77,5 metra. Te wyniki dałyby naszej drużynie siódme miejsce w zawodach, czyli w granicach oczekiwań i możliwości.
Rywalizację rozpoczęliśmy od słabego skoku na 75,5 metra Nicole Konderli, czyli ostatniego miejsca w stawce. Polka nie radzi sobie z presją, jej próba od razu oznaczała, że poprzeczka będzie wisieć przed resztą drużyny bardzo wysoko. Na szczęście w drugiej serii mieliśmy Dawida Kubackiego, czyli trzeciego skoczka w niedzielnych zawodach na skoczni normalnej.
Bohater igrzysk w Pekinie pewnie pofrunął 96 metrów i udało się nam awansować na szóste miejsce, a przy okazji "pomogła" dyskwalifikacja dla Sary Takanashi z Japonii, którą niespodziewanie ukarano za nieprzepisowy kombinezon. Fin Mika Jukkara nie miał litości, po chwili karę dostała też Austria i Biało-Czerwoni wskoczyli niespodziewanie na pozycję piątą.
Dobrze finiszowaliśmy w pierwszej serii, bo najpierw Kinga Rajda oddała skok o długości 80,5 metra, a zamykał ją Kamil Stoch. "Rakieta z Zębu" szybowała 99,5 metra, co dało nam piąte miejsce i awans do serii finałowej. Liderowali Słoweńcy (106 metrów Ursy Bogataj!), przed Norwegami oraz Rosjanami. Do grona zdyskwalifikowanych dołączyli za to Niemcy. I wydawało się, że nic nas już nie zaskoczy.
W drugiej serii oglądaliśmy więc nie tylko walkę o medale, ale też łzy Japonki Sary Takanashi, która nie mogła się pogodzić z anulowaniem jej pierwszego skoku oraz kolejną dyskwalifikację. Tym razem ukarano Norweżkę Annę Odine Stroem, Skandynawowie stracili niemal pewny medal. Słowenia pędziła po złoto, z szansą na medal nagle znalazła się Kanada.
Polacy szybko zostali pozbawieni złudzeń. Nicole Konderla skoczyła 72,5 metra, niwecząc nasze marzenia o awansie ponad siódmą lokatę. Nawet 101 metrów Dawida Kubackiego nie dało nam szans na awans w stawce, a wyprzedzały nas Japonia i Austria, które miały na koncie o jeden oddany skok mniej, w efekcie dyskwalifikacji z pierwszej serii zawodów.
Kinga Rajda swój skok popisowo zawaliła, skoczyła tylko 73,5 metra i wszelkie marzenia o wyższej lokacie mogliśmy włożyć między bajki. Na szczęście zawody pozytywnym akcentem zamknął Kamil Stoch, który skoczył 102,5 metra. Chwilę później okazało się, że druga z Norweżek, Silje Opseth również została zdyskwalifikowana, Biało-Czerwoni walkę zamknęli szóstym miejscem. Bardzo dobrym.
Złoto oczywiście przypadło Słowenii, Nika Kriżnar, Ursa Bogataj, Timi Zajc i Peter Prevc byli zdecydowanie najlepsi w zawodach. Niespodziankę sprawiła Rosja, ale równe i dalekie skoki całej czwórki dały jej zasłużone srebro. Wielką sensację sprawiła Kanada, która zdobyła historyczny brązowy medal. Mackenzie Boyd-Clowes obronił się przed atakiem Japończyków i skokiem Ryoyu Kobayashiego (106 metrów), zapewniając drużynie miejsce w historii.
Czytaj także: Rywale Polaków wściekli po sukcesie Kubackiego. "Sędziowie zabrali nam olimpijski medal"
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut