Aleksandra Król miała wielkiego pecha, trafiła na żelazną faworytkę. "Próbowałam ją cisnąć"
– Próbowałam ją cisnąć i wywierać na niej presję do samego końca, ale nie udało się. Wywróciłam się i przegrałam – powiedziała dziennikarzom Aleksandra Król, ósma zawodniczka giganta równoległego w snowboardzie, która chciała walczyć w Pekinie o medal. Nie udało się, bo w ćwierćfinale trafiła na faworytkę numer jeden, niesamowitą Ester Ledecką. Czeszka wywalczyła złoty medal w świetnym stylu.
Czeszka w cuglach sięgnęła po złoto, żadna z rywalek nawet nie nawiązała z nią walki w slalomie gigancie równoległym. – Mogę się pochwalić, że na treningach z nią wygrywałam. W zawodach jeździła jednak przepięknie. Nie popełniła żadnego błędu. Zasłużenie sięgnęła po złoto – chwaliła legendę Ola Król, która przyznała, że czuje zawód po swoim starcie.
Ale też rozumie, że miała pecha i los skojarzył ją ze słynną Czeszką. Cóż, trzecie kolejne igrzyska kończy bez medalu, ale na każdych kolejnych była lepsza i notowała progres. – Walczyłam, cisnęłam do końca. Taki jest ten sport, taką miałam drabinkę. Pecha miałam, że trafiłam na Ester, ale dałam z siebie wszystko – mówiła przed kamerami Eurosportu i przyznała, że nie nosi się zamiarem zakończenia kariery.
Dziennikarze dociekali, czy zdecyduje się na kolejne igrzyska, które rozegrane zostaną w Italii. – Na razie nie zamierzam kończyć. Nie wiem jednak, czy wytrwam do kolejnych igrzysk. Mam bowiem też inne plany. Chciałabym założyć rodzinę i mieć dzieci – szczerze przyznała Aleksandra Król. Być może 31-latka zdecyduje się wrócić na stok i raz jeszcze powalczyć o medal i to będzie wspaniała sprawa.
Na razie dziękujemy jej za wielkie emocje w Pekinie!
Czytaj także: Wspaniały występ Biało-Czerwonych w snowboardzie. Ola Król upadła i przegrała z legendą
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut