Szokująca prawda o sytuacji w olimpijskiej kadrze Polski. "Zespół jest rozwalony od środka"
Dużo krytyki po występie polskiej reprezentacji pań w skokach narciarskich spadło na głowy naszych skoczkiń oraz sztabu szkoleniowego. Biało-Czerwone zaprezentowały się tak, jak pokazywały w trakcie sezonu Pucharu Świata, bardzo przeciętnie. Nicole Konderla, jedna z kadrowiczek, przerwała milczenie.
– Najgorszy był czas po konkursie indywidualnym. Wylała się ogromna fala krytyki, która bardzo mnie przytłoczyła. Nie miałam ogromnych oczekiwań wobec tych zawodów. Przyjechałam tutaj po naukę, a spadło tyle krytyki, że człowiek usiadł i zastanowił się nad tym, co się dzieje. Dołujący był też brak wsparcia od reszty zespołu – przyznała Konderla w rozmowie dla portalu Skijumping.pl.
Po występie indywidualnym na chińskich igrzyskach nie brakowało łez przed kamerą. Widać było, że choć to olimpijski debiut, Polki czują się bezradne w obliczu rywalizacji z najlepszymi. Racjonalnie znając swoją obecną pozycję w światowych skokach, będącą w opozycji do ambicji sportowej.
Ostatecznie Polska ukończyła konkurs na szóstym miejscu. Nadzieja na medal była, ale warunkiem na przyszłość - są lepsze występy części damskiej kadry.
– Jeżeli ktoś nas obserwuje, to widzi, jaka jest sytuacja. Nie jesteśmy jednością. Nie mamy wspólnego celu i nie pracujemy na niego. To wszystko jest rozwalone [...] Choćby przyszedł najlepszy szkoleniowiec na świecie, to nie będzie działać – stwierdziła Konderla.
Warto przypomnieć, że szefem kobiecej reprezentacji jest trener Łukasz Kruczek. Szkoleniowiec prowadzi Polki od 2019 roku, kiedy przejął zespół od wcześniejszego selekcjonera, Marcina Bachledy. Ta zmiana jednak niewiele dała, spoglądając na regres wynikowy, jaki zaliczyły Biało-Czerwone.
Trzeba jednak zauważyć, że Konderla i Rajda to młode zawodniczki. Pierwsza to rocznik 2001, a druga z wymienionych - 2000. Z pewnością taka surowa lekcja olimpijska może zaprocentować w przyszłości, ale potrzeba dobrego planu na przyszłość kobiecych skoków w Polsce.
Czytaj także: Aleksandra Król miała wielkiego pecha, trafiła na żelazną faworytkę. "Próbowałam ją cisnąć"
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut