Na czym najbardziej zależy Putinowi? To dlatego grozi inwazją, to dałby mu atak na Ukrainę

Katarzyna Zuchowicz
Kreml nie chce, by Ukraina zbliżyła się do Zachodu, nie zgadza się na jej bliższe relacje z NATO i chce mieć ją w swojej sferze wpływów. To wiemy nie od dziś. Ale dlaczego Władimir Putin tak bardzo dąży do konfrontacji i co zyskałby dzięki "podbojowi" Ukrainy? – Trzeba najpierw zrozumieć Putina i Rosjan. To, jaki jest tryb ich rozumowania – słyszymy. Oto główne przyczyny konfliktu, którym dziś żyje świat.
Na czym najbardziej zależy Władimirowi Putinowi w konflikcie z Ukrainą i Zachodem? fot. Sergei Savostyanov/SPUTNIK Russia/East News



Na granicy z Ukrainą jest już ponad 100 tys. rosyjskich żołnierzy, a napięcie nie słabnie. Wręcz przeciwnie, wszyscy zastanawiają się, czy i kiedy wybuchnie wojna. Czy będzie powtórka z czasu, gdy Rosja napadła na Krym?

Putin w wielu sprawach ma rację, ale to nie znaczy, że mógł sobie położyć na talerzu drugie państwo, Ukrainę, odkroić sobie kawałek i połknąć. To jest niedopuszczalne. Ja jestem Rosji życzliwy, ale nie możemy przejść obojętnie obok tego, co Rosja zrobiła z Ukrainą i Krymem, reagując w sposób upiornie twardy, najeżdżając na drugie państwo. Gdyby nie zrobiła tego raz, to byłbym zwolennikiem przewidywania, że teraz wojny nie będzie. Ale drugi raz idzie łatwiej. Ukraina zapłaci straszliwą, niesprawiedliwą cenę, bo powinna mieć prawo wyboru drogi, którą będzie podążać – komentuje w rozmowie z naTemat Stanisław Ciosek, były ambasador RP w Moskwie.

Dlaczego Putinowi tak zależy na obecnej sytuacji? Czy może chodzić o jakieś inne dno, o którym nie wiemy? "Putin chce naszych pieniędzy. Najazd Rosji na Ukrainę może mieć ukryty cel" – takie doniesienia również pojawiły się w ostatnim czasie.

Jak patrzy na to Rosja


– Jest cały zestaw przyczyn, nie chodzi tylko o jedną. Na pewno nie grają tutaj roli przyczyny gospodarcze. Rosja jest tak wielkim obszarowo krajem, że nie musi szukać minerałów, czy pokładów czegoś, czego nie miałaby u siebie. Prawdą jest, że w tym sensie ma wszystko. Przyczyną naporu na Ukrainę, który trwa od wielu lat, są względy historyczne, polityczne i ideologiczne – zaznacza dr Jan Malicki, dr h.c. prof. hon., historyk, dyrektor Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego.

Wszystkie trzy, jak podkreśla, są równie ważne. Ale równie ważne jest zrozumienie rosyjskiej, imperialnej, mentalności. Starszym nie trzeba tego tłumaczyć, ale młodsze pokolenie prawdopodobnie może nie do końca to czuć.

– Jestem chyba ostatnim w Warszawie, którego dałoby się posądzić o jakikolwiek sojusz z Moskwą, ale mówię o tym, żeby nawoływać do zrozumienia przeciwnika i tego, jaki jest tryb jego rozumowania. My wiemy, że celem NATO nie jest napaść na Moskwę i podbój Rosji. Ale z punktu widzenia Moskwy Imperium Rosyjskie stale się kurczy. W 1914 roku było jeszcze aż do Warty, Związek Sowiecki był do Bugu, a teraz Rosja jest mniej więcej na rzece Desna i na Berezynie. Z punktu widzenia Rosjan ich imperium się cofa i mało tego, w ich rozumieniu wrogowie zbliżają się do ich granic – tłumaczy Jan Malicki.

Ci wrogowie, jak mówi ekspert, doprowadzili (w rozumowaniu rosyjskim) najpierw do rozbicia Związku Sowieckiego, potem szerzyli kolorowe rewolucje na jego dawnym terytorium a teraz jeszcze próbują wprowadzić wojska NATO na Ukrainę.

– Jak powiedział Putin, mogą tam trafić systemy rakietowe, których rakiety w ciagu kilku minut dolecą do Moskwy. Oni patrzą na to inaczej, z punktu widzenia kurczącego się imperium oraz poczucia osaczania i otaczania przez wrogów – zauważa.

Taki jest też odbiór rosyjskiego społeczeństwa. – To są dwa główne przekazy: że Rosja jest wielka i jak się uda to kawałek po kawałku trzeba ją znowu przywracać do wielkości oraz, że wszędzie czyhają na nas wrogowie – mówi ekspert. Stanisław Ciosek: – Putin autentycznie uważa, że NATO zbliża się do Rosji ze złymi zamiarami. Rosję oskarżamy o imperialne myślenie, ale to jest imperium i Rosja myśli imperialnie. Przez wieki walczyła, otoczona oceanami, morzami, na lądzie. Sama była agresorem, wobec niej była uprawiana agresja. Jest zaprawiona w bojach i inaczej niż my patrzy na świat. Patrzy na świat konfliktów, nie wierzy w pokojowe intencje. Ona nie wierzy w nasze zapewnienia ze strony Zachodu, NATO, że nie chcemy na nich napadać. To jednak nie mieści w głowie Putinowi i elicie rządzącej Rosją.

Były ambasador dodaje, że tego myślenia się nie zmieni. – Ono jest wyssane z mlekiem matki. Oni tak rozumują, że są otoczeni przez wrogów. Z gruntu nie wierzą nam, ludziom z Zachodu, że my nie chcemy ich zniszczyć. Uważają, że na zewnątrz czyha tylko zło skierowane przeciwko nim. My pozytywnie podchodzimy do świata, do życia, w co Rosjanie nie wierzą – mówi naTemat.

Pamięta moment po rozpadzie ZSRR, gdy – według niego – za czasów Borysa Jelcyna coś mogło się zmienić. – Jelcyn i cała Rosja demokratyczna zwrócili się do zachodniego świata, chcieli demokratyzować swój kraj, ale nie spotkali się z życzliwością Zachodu Byłem wtedy ambasadorem, widziałem to na własne oczy. Drugi raz w historii – pierwszy raz za Piotra I – Rosja chciała się tak westernizować i wtedy można było jej pomóc. Niestety wyciągnięta ręka Rosji została w powietrzu. Świat zewnętrzny nie okazał wtedy wyobraźni. Był czas, gdy Rosja była inna. Jej dzisiaj nie ma – przypomina były dyplomata.

Putin o jedności Rosjan i Ukraińców


Wracając do przyczyn obecnego konfliktu. Zacznijmy od historii. Sam Putin już w lipcu ubiegłego roku wystosował manifest, w którym dowodził, że Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród, jedna całość. Odwoływał się w nim do czasów Rusi Kijowskiej.
Władimir Putin

"Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini są dziedzicami starożytnej Rusi, największego państwa ówczesnej Europy. Na rozległych przestrzeniach od Ładogi, Nowogrodu i Pskowa po Kijów i Czernihów plemiona słowiańskie i inne jednoczył język, zwany dziś staroruskim, więzy gospodarcze i rządy Rurykowiczów. A po chrzcie Rosji także jedna, prawosławna wiara".

"Aby lepiej zrozumieć teraźniejszość i wejrzeć w przyszłość, musimy zwrócić się ku historii" – pisał Putin. Jego manifest to przegląd historyczny – przez Wielkie Księstwo Litewskie, Królestwo Polskie, Rzeczpospolitą Obojga Narodów, hetmana Chmielnickiego, wojny ze Szwecją, i dalej, do czasów ZSRR i jego upadku.

Twierdził, że mur, który w ostatnich latach wyrósł między Rosją a Ukrainą, to wielkie, wspólne nieszczęście i tragedia, które zdarzyły się na skutek ich błędów, ale też celowych działań sił, które zawsze próbowały podkopać ich jedność.

– Względy historyczne to jeden z trzech filarów rozumowania Rosjan na temat obecnej Ukrainy. Nie da się tego tak po prostu odciąć. Jeśli Rosja chce mówić, że ma tysiąc lat tradycji państwowej, że ma związki z prawosławiem, z Bizancjum, z wielką tradycją wschodnią, to musi się odnosić do Rusi Kijowskiej. Nie może tak sobie powiedzieć: "Chcecie Ukraińcy swoją Ukrainę, to sobie ją miejcie". Wtedy Rosja odcięłaby od siebie kilkaset lat tradycji Rusi Kijowskiej – tłumaczy Jan Malicki. Przypomina, że Kijów jest jednym z tych grodów historycznych nie tylko dla Ukraińców, ale również dla dla Rosjan: – To jedna z trzech dawnych stolic Rosji i stolic języka rosyjskiego. Nie da się tak po prostu, zwyczajnie, wyciąć Ukrainy z historii Moskwy i cesarstwa rosyjskiego. To kwestia kilkuset lat bycia w jednym państwie, od czasu rozbiorów Polski po upadek Związku Sowieckiego. Bez tradycji kijowskiej, bez przyjmowania prawosławia, nie da się zrozumieć Rosji jako takiej. Dla nich jest to niezwykle ważne.

Jakie przyczyny polityczne


Historia jest tłem, polityka dzieje się tu i teraz. – Dzięki powiększaniu obszaru wpływów Putin powiększa siłę i światowy wpływ współczesnej Rosji. Dlatego tak ogromnie zależy mu na tym, żeby eskalowanie napięcia powodowało, że do Moskwy kierują się pielgrzymki największych polityków europejskich, którzy próbują się z nim dogadać. Ogromnym sukcesem Putina jest samo to, że prezydent USA prosi go o to, żeby zechciał z nim porozmawiać… – uważa Jan Malicki.

Zachód za wszelką cenę próbuje nie dopuścić do inwazji Rosji na Ukrainę. Grozi sankcjami, nasila zabiegi dyplomatyczne. W ostatnich dniach do Moskwy udał się prezydent Francji, a także szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau, z Władimirem Putinem ma się także spotkać prezydent Niemiec. O rozmowach telefonicznych Putina z prezydentem USA Joe Bidenem i innych przywódców nie wspominając. Moskwa stała się niemal centrum świata.

– Rosja ciężko przeżyła wyrzucenie z G7, jako wyrzucenie z salonu mocarstw światowych. Obecna sytuacja to jeden z elementów odwojowywania tego, co się wtedy stało, czyli przywrócenia Rosji do poziomu mocarstw światowych – wskazuje szef SEW.
Czytaj także: Rosyjski ambasador mało dyplomatycznie o krokach Zachodu. "Mamy to w dupie"


Ideologia rosyjskiego imperium


Na czym w tym wszystkim najbardziej zależy Putinowi? – Nie jest prawdą, że Putin chce przywrócić imperium sowieckie. To wynika z niezrozumienia putinizmu i samego Putina. On nie jest komunistą, absolutnie jego celem nie jest przywracanie komunizmu. Jego celem jest odbudowanie wielkiej Rosji – przypomina ekspert.
Jan Malicki

Związek Sowiecki był jedną z emanacji imperium rosyjskiego. Putinowi chodzi o jego przywrócenie tak daleko, jak można. Dlatego w ramach względów ideologicznych tak ważne było przyłączenie Krymu.

– To moim przekonaniu trzy przyczyny, dla których władza rosyjska gotowa jest zaryzykować wojnę, starcie z Zachodem i ogromne straty dla państwa, ponieważ jest w zamian jest coś osiągnięcia – podsumowuje historię, politykę i ideologię dr Malicki.

Która jest najważniejsza? – Wszystkie są równie ważne. Pojedyncza nie wystarcza, żeby osiągnął swój cel. Dopiero w całości dają zysk, dla którego warto takie ryzyko podejmować – odpowiada szef SEW.

Co zyskałby Putin wchodząc na Ukrainę? – Doszłoby do połączenia z Krymem. Donbas, Ługańsk zostają włączone do Federacji Rosyjskiej. Jest poszerzenie państwa, ludzie są zachwyceni przywracaniem imperium. Przyczyny nr 2 i 3 są spełnione – uważa ekspert.

Stanisław Ciosek uważa jednak, że w sumie nic Putin by wtedy nie zyskał. – Gdyby Rosja podchodziła do Ukrainy przy pomocy soft power, a nie twardą siłą, do której jest przyzwyczajona, to dawno miałaby poukładane dobre stosunki z Ukrainą. Błąd Rosji jest ewidentny – komentuje.

Czy dojdzie do wojny?


Tego nie wie nikt. Zdania wielu ekspertów są podzielone. Zapytaliśmy o to również naszych rozmówców.

– Moim zdaniem konflikt jest możliwy. Boję się, że nagromadzony zły potencjał – zgromadzenie ponad 100 tys. wojsk i przygotowanie światowej opinii publicznej – musi być rozładowany, musi znaleźć ujście. Ale jest też możliwość wycofania się Rosji. Sytuacja jest kompletnie nieprzewidywalna. Ciągle Putin może się wycofać, a potem śmiać się z nas wszystkich: "A mówiłem wam, że nie napadnę". Może zakpić: "Tak straszyliście, i co?". Ciągle jest możliwy taki bieg zdarzeń – mówi Stanisław Ciosek. Jan Malicki: – Moim zdaniem do czołowego uderzenia na Ukrainę jednak nie dojdzie. Z punktu widzenia interesów rosyjskich to się Rosji po prostu nie opłaca. Ona chce powiększyć siłę, zakres działania i wpływy swojego państwa. Frontalne uderzenie na Ukrainę spowodowałoby nowy Afganistan. Siły rosyjskie nie są takie duże, żeby doprowadzić do błyskawicznego zwycięstwa.
Jan Malicki

Armia ukraińska na pewno poniosłaby potworne straty, ale to wcale nie byłoby błyskawiczne zwycięstwo. A poza tym, zaraz potem zacząłby się opór cywilny na całej zajętej Ukrainie, niezależnie czy tylko do Dniepru, czy do Zbrucza, czy az do Bugu, co jest zreszta bardzo bardzo wątpliwe.

– Ale nie po to zgromadzono tyle wojska, żeby nic z tego nie było. Zatem albo uda się zmusić Zachód do osiągnięcia celu, np. że Zachód zgodzi się, że wojska z państw przygranicznych, w tym z Polski, zostaną wycofane (co wobec obecnej postawy USA i NATO wydaje się wykluczone), albo że zablokuje się szanse Ukrainy na związek z NATO. Prowadzony jest jakiś targ z Putinem, ale za jaką cenę tego jeszcze nie wiemy? – wskazuje. – Nikt nie chce wojny. NATO nie uderzy na Rosję. Jestem przekonany, że generałowie rosyjscy doskonale wiedzą i Putina informują, że Rosja nie ma żadnych szans w starciu czołowym w wojnie konwencjonalnej z USA i NATO, bez użycia broni atomowej. Zatem, moim zdaniem, Rosja pierwsza nie uderzy. Dlatego będą prowadzone malutkie gry podjazdowe. Albo Ukraina uderzy na Doniecką Republikę Ludową (fałszywie raczej niż prawdziwie) i wtedy przyjdzie jej z pomocą Rosja, albo oddziały DRL ruszą w kierunku Krymu, przegrają z armia ukraińską i wtedy siły rosyjskie przyjdą z pomocą pokrzywdzonym… – przewiduje historyk z UW.

Dodaje: – Opcji jest bardzo wiele i na Kremlu, jak zwykle w takich wypadkach, przygotowanych jest przynajmniej kilkanaście scenariuszy rozwoju sytuacji. Jeden z nich się spełni…