Atmosfera wyczekiwania na wojnę jak na pacjenta zero z COVID-19. Witajcie w XXI wieku [KOMENTARZ]

Żaneta Gotowalska
16 lutego 2022, 17:33 • 1 minuta czytania
Zamiast liczyć na to, że konflikt rosyjsko-ukraiński przygaśnie, czekamy aż wszystko pier*olnie, by później wypatrywać relacji na Instastories prosto z frontu. Witajcie w XXI wieku.
HANDOUT/AFP/East News

Pełne napięcia oczekiwanie na rozpoczęcie wojny Rosji z Ukrainą (choć w zasadzie powinnam napisać "kontynuowanie", bo konflikt tam trwa przecież w najlepsze od lat) jest wszechobecne i staje się powoli nie do wytrzymania.


I nie dlatego, że atmosfera ta się wielu osobom udziela, ale dlatego, że w XXI wieku traktujemy tego typu zagrożenia jak coś, co w końcu powinno się wydarzyć, żebyśmy wszyscy mieli "z głowy" i mogli przejść z tym do porządku dziennego, skupiając się na kolejnym "hot temacie".

Nie patrzymy na to tak, jak powinniśmy na to patrzeć: pewni obaw, że u naszych sąsiadów czołgi czekają na rozkaz. Zastanawiając się, jak to może wpłynąć na nasze życie i co zrobić, jeśli kiedykolwiek będziemy zmuszeni się z taką sytuacją zmierzyć. Bo przecież każde pokolenie ma swoją "wojnę".

Sytuacja odliczania, kiedy wreszcie się tam coś zacznie, przypomina mi wpis sprzed około dwóch lat. Początek pandemii. A w zasadzie początek początków, kiedy wszyscy wkoło mówili, że koronawirus zaraz musi się w Polsce pojawić, że czekamy na "pacjenta zero".

Wówczas sieć obiegła fotografia mężczyzny, który stał przy jednej z ulic z kartką "Ogłoście już tego koronawirusa w Polsce, bo to napięcie mnie wykończy". Cierpliwość ludzi sięgała zenitu, a wielu mówiło tylko: "no niech już to wszystko pier*olnie".

Teraz, w przypadku konfliktu ukraińsko-rosyjskiego, jak i wtedy, w social mediach można znaleźć liczne wpisy, które podbijają tę atmosferę. "Dobra, niech już będzie ta wojna, bo mnie ci wszystkowiedzący eksperci od Rosji wykończą"; "Ej, to w końcu będzie ta wojna Rosji z Ukrainą czy nie?"; "Niech już będzie ta wojna, przynajmniej nie trzeba będzie kredytów spłacać" - to tylko niektóre z wpisów "zwykłych" ludzi na Twitterze.

Oczywiście, media też mają sporo na sumieniu, co zauważył choćby autor satyrycznego rysunku, który dodaję poniżej. Ale myślę, że to nie tylko mediów wina. To wina nas - społeczeństw, w których traktujemy jakiś konflikt jako coś na tyle odległego i abstrakcyjnego, że patrzymy na wojenne newsy jak na kolejny netflixowy serial. Z ciekawością, co się stanie i czy na Instastories ktoś wrzuci relację z frontu.

Atmosfera wojny narasta tak długo, napięcie pompowane jest do absolutnych granic do tego stopnia, że do tej wizji można niemalże przywyknąć. Zapominając całkowicie o tym, że to nie jest kolejny level w Battlefieldzie, lecz realna groźba zagrożenia dla tysięcy niewinnych ludzi.