Szpitalne posiłki mogą być jeszcze gorsze. Odchudzi je drożyzna
Trzy kromki białego chleba lub bułki, a do tego plasterek szynki i herbata - tak często wygląda śniadanie w szpitalu.
Relacje pacjentów na temat tego, co zaserwowano im na śniadanie, obiad lub kolację podczas pobytu w szpitalu, wraz ze zdjęciami takich posiłków, przewijają się w mediach społecznościowych nie od dziś i zawsze wzbudzają spore emocje.
Problem jakości żywienia w szpitalach, odpowiedniego do stanu zdrowia pacjentów, od lat pozostaje nierozwiązany. Wiele skarg, jakie wpływają do biura Rzecznika Praw Pacjenta dotyczy właśnie tego tematu.
Są oczywiście i takie szpitale, w których posiłki nie odbiegają od tych, jakie serwuje się w restauracjach czy hotelach.
Galopująca inflacja, która w styczniu osiągnęła 9,2 proc., może jednak odbić się również i na tych placówkach, którym do tej pory udawało się trzymać jakość.
Szpital wyższego rachunku dla NFZ nie wystawi
Trudno jest w ramach ograniczonych środków z NFZ i stałej puli wypłacanej na podstawie umowy z Funduszem, utrzymać ten sam poziom, gdy wszystkie koszty rosną. Chodzi o koszty energii, gazu, wywozu odpadów, dostaw, materiałów medycznych, ale także koszty pracownicze, które stanowią lwią część całości.
Tak, jak większość innych biznesów może podwyższyć ceny, gdy rosną im koszty, tak szpitale nie mogą tego zrobić. Każdy wzrost kosztów, to spadek liczby środków na leczenie pacjentów.
Presja płacowa też rośnie
Duża część kosztów, to także wynagrodzenia personelu. W ubiegłym roku po nowelizacji ustawy o płacach minimalnych w ochronie zdrowia, pensje wielu pracowników objętych tą regulacją wzrosły. Środki na ten cel zostały przewidziane w budżecie NFZ.
Jednak podwyżki dla jednych, pociągnęły też oczekiwania płacowe ze strony innych pracowników szpitali, np. administracji. Na to dyrektorzy placówek odrębnych środków już nie dostają.
Presja płacowa – jak tłumaczy J. Fedorowski – zwiększa się cały czas w związku z rosnącą inflacją.
Nawet ci pracownicy, którzy otrzymali podwyżki w ubiegłym roku, nie zdążyli się nimi nacieszyć, bo rosnące z dnia na dzień ceny podstawowych produktów czy raty kredytów nie dały im odczuć, że mają więcej w portfelu. Ustawiają się więc w kolejce do dyrektora po kolejną podwyżkę.
Szpitalna dieta
W kwotach, jakie NFZ przekazuje szpitalom, w ramach umów na leczenie, nie ma wyodrębnionych stawek za wyżywienie hospitalizowanych pacjentów. Szpital otrzymuje środki za konkretne świadczenia zdrowotne, których elementem jest też zapewnienie posiłków dla chorego.
Na obniżkę jakości leczenia żadna placówka nie może sobie pozwolić. Często jednak nie ma już z czego dołożyć do kosztów posiłków dla pacjentów.
A rynek posiłków w szpitalach zmienił się w ciągu ostatnich lat i coraz mniej szpitali ma własne kuchnie, zaś zdecydowana większość placówek korzysta z firm cateringowych. Szpitale starają się wynegocjować z nimi jak najniższe stawki, ale jest to coraz trudniejsze.
Firmy cateringowe również mocno odczuwają w ostatnim czasie koszty inflacji i często proponują renegocjację umów oczekując wyższych stawek za oferowane usługi.
Tu wszystko zależy od umowy. Różne klauzule mogą być w nich zawarte. Jednak mimo wszystko, część tych kosztów jest przerzucana na szpitale.
Niekiedy stawki żywieniowe są utrzymywane na tym samym poziomie lub następuje ich minimalny wzrost, który nie nadąża za inflacją. Oznacza to wówczas, że "do kotła” można włożyć mniej lub produkty tańsze, czyli zwykle gorszej jakości. Finalnie traci więc na tym pacjent.
W dobie koronawirusa jest to szczególnie istotne. Pacjent często skazany jest wyłącznie na szpitalną dietę, bo odwiedziny w wielu placówkach zostały mocno ograniczone. Chory nie może więc liczyć na prowiant, który doniesie mu rodzina, jak było to często praktykowane przed pandemią.