Wojtek z Zanzibaru nagle zawiesił działalność, turyści wściekli. "Zniknął. Wszystkich nas oszukał"
– Widziała pani zdjęcie samochodu Wojtka? Został zdemolowany – mówi jego pracownik. Ludzie są wściekli, zrezygnowani, niektórzy jeszcze pracują, choć pewnie nie wiedzą, po co. Jak słyszymy, część turystów, która miała pieniądze, by znaleźć inny nocleg, wyprowadziła się z hoteli.
– Część została i wierzy, że będą jakieś dostawy, że będzie coś do picia, do jedzenia. Śniadania się odbyły. Ale jeśli chodzi o jedzenie i picie, są duże braki. Myślę, że w hotelach może być ok. 300-400 turystów. A Wojtek zniknął. Przyjechał na kilka dni w ubiegłym tygodniu, teraz nie wiemy, gdzie jest – opowiada.
Na miejscu miało pojawić się wojsko i przedstawiciele lokalnych władz, by nie dopuścić do samosądów i zamieszek. Pojawiły się informacje o rozkradaniu hoteli.
"Nasz powrotny lot miał odbyć się 26 lutego. Nie mamy żadnej potwierdzonej informacji, czy będziemy mogli powrócić do kraju. Nie mamy jedzenia ani wody w hotelu, robimy zakupy jak na razie. Są z nami małe dzieci. Miejscowi zabierają rzeczy z hotelu, lecz są też pomocne osoby z tutejszego personelu. W hotelach pojawia się wojsko, boimy się o własne bezpieczeństwo" – przekazał kontakt24 jeden z turystów.
Wcześniej Wojciech Żabiński poinformował, że do czerwca zawiesza działalność swoich hoteli i loty z Polski. Nowi turyści w tym czasie na Zanzibar nie przylecą. "Podjęliśmy bardzo trudną decyzję, że działalność dalej w tej atmosferze, przy wiecznych niedociągnięciach i ilości pojawiających się uwag co do jakości, jaką zastaliście na Zanzibarze - nie może być dalej kontynuowana, bo to droga donikąd" – przekazał osobiście na Facebooku.
Poinformował, że "po długich i mocno skomplikowanych negocjacjach Pili Pili pozyskało inwestora, który wesprze Pili Pili, aby powróciło co do swojego blasku z przed paru miesięcy". "Musimy to przeciąć i w czasie następnych 3 miesięcy przygotować się do nowego otwarcia, które odbędzie się 4 czerwca 2022 rok" – podał.
W kraju i na Zanzibarze szok.
Imperium Wojtka na Zanzibarze
Przez ponad rok do jego hoteli ciągnęły tłumy Polaków. A potem, zachwycone pobytem, nie raz, i nie dwa, wracały. Bywało, że niektórzy przedłużali turnusy lub w ogóle zostawali na wyspie, by dla niego pracować.
Do Wojtka Żabińskiego wręcz pielgrzymowali celebryci. Dla siebie, i dla turystów – dawali koncerty, organizowali warsztaty, lekcje tańca. Barbara Kurdej-Szatan, Iwona Pavlović, Anna Dereszowska, Natalia Kukulska, Rafał Zawierucha, Anna Socha, Rafał Królikowski.....Trudno wymienić wszystkie nazwiska, w pewnym momencie patrząc na konta na instagramie, można było mieć wrażenie, że wszyscy co jakiś czas udawali się na Zanzibar.
Wojtek w błyskawicznym tempie obrósł legendą. Jak mówiono, stworzył mocny polski przyczółek na Zanzibarze, rozreklamował Polskę, dużo miejscowych ludzi u niego pracowało.
W zawrotnym czasie stał się właścicielem około 20 hoteli, organizował czartery z Polski, które pękały w szwach, dawał pracę lokalnym mieszkańcom i tworzył swoje imperium.
Ściągnął do siebie m.in. Żelisława Żyżyńskiego, dziennikarza Canal, który zajmował się sportem dla turystów, pisał dla magazynu Pili Pili Travel Buddy, przygotowywał audycje dla PiliPili Radio, tworzył od podstaw telewizję Pili Pili TV, był dyrektorem sportowym miejscowej drużyny piłkarskiej, którą zaczęło sponsorować Pili Pili.
Wszystko u Wojtka było pod hasłem Pili Pili. Łącznie z walutą Pili Pili Coiny, o której dziś zrobiło się bardzo głośno.
– Wojtek działa wbrew wszelkim zasadom marketingowym. Prowadzi profil Polacy na Zanzibarze, który do dziś jest machiną napędową. Zbudował wokół tego gigantyczną społeczność. Niektórzy nazywają to sektą Wojtka Żabińskiego. Niesamowite jest, jaki szacunek do Wojtka mają miejscowi, jak z nim rozmawiają. Jak słyszą, że pracujesz dla Wojtka, mówią: "A, Wojtek, very big boss, very good" – opowiadał nam o fenomenie właściciela hoteli Żelisław Żyżyński.
Rozmawialiśmy dokładnie rok temu, gdy dziennikarz zaczął swoją pracę na Zanzibarze.
Czytaj także: https://natemat.pl/340113,zelislaw-zyzynski-na-zanzibarze-opowiada-o-pili-pili-i-polakach-wywiadDziś odmówił nam komentarza. Prosił, żeby uszanować to, że nie chce komentować całej sprawy. Głos zabrał raz, po doniesieniach portalu gazeta.pl, który w grudniu 2021 roku ujawnił, że w 2019 roku Żabiński został w Gdańsku prawomocnie skazany za oszustwo przy nabyciu mieszkania i leasingowanych samochodów.
W styczniu Żelisław Żyżyński poinformował, że zakończył współpracę z Pili Pili. "To była fantastyczne afrykańskie doświadczenie dla mnie i mojej rodziny. Projekt Dulla Boys – historie Dulli i jego chłopaków – to coś, czego nigdy nie zapomnę. To przyjaźnie, które pozostaną już na zawsze. Dziękuję za ten rok" – napisał w mediach społecznościowych.
Teraz napisał, że bardzo współczuje wszystkim oszukanym, brak mu słów.
– Odejście Żelka, który powiedział, że nie chce tego firmować swoim nazwiskiem, dla wielu było kolejnym sygnałem, że dzieje się źle. Cieszyliśmy się, że mimo wszystko nie komentował tego szerzej, żeby nie zaszkodzić i nam, i miejscowym pracownikom. Mieliśmy jeszcze jakieś ciche nadzieje, że wszystko wyjdzie na prostą. Szum mógł być gwoździem do trumny – mówi nam jeden z pracowników.
– Był moment, gdy wydawało się, że Wojtek to wszystko pozbierał, że będzie lepiej. Dwa tygodnie temu była u nas Justyna Steczkowska i 30 osób z jej otoczenia. Byli w okresie największego obłożenia hoteli, więc wyglądało na to, że Pili Pili staje na nogi. Były też zapewnienia Wojtka, że dopina umowy z inwestorem. Wszystkich nas oszukał – słyszę.
Turyści i branża turystyczna reagują
Na Facebooku poruszenie. To ważne miejsce, bo Wojciech Żabiński jest tu bardzo aktywny, tu kontaktował się z ludźmi i tu wokół niego – jak sam przyznał w rozmowie z INNPoland – wszyscy się mocno zintegrowali.
– Stąd biorą się wszyscy goście. Nie korzystam z żadnych portali do bookowania pobytu. Nie współpracuję też z żadnym biurem turystycznym, poza moim własnym - Pili Pili. Rezerwacje biorą się z bezpośredniego kontaktu z ludźmi, którzy są ciekawi Zanzibaru – opowiadał o swojej działalności.
Dziś na profilu Życie na Zanzibarze co chwila wpadają komunikaty dotyczące sytuacji, jest przepraszanie i uspokajanie. "W jaki sposób można skontaktować się z działem rezerwacji odnośnie odwołanego wyjazdu, jeżeli po ponad godzinnym oczekiwaniu na połączenie, kiedy jest się na pozycji nr 1, połączenie jest rozłączane?" – dopytują niektórzy.
Ktoś pisze; "Bardzo współczuję wszystkim turystom, którzy tam przebywają. Do piątku jesteśmy wraz z narzeczonym na wyspie. Jeśli ktoś potrzebuje jakiejkolwiek pomocy (jedzenie, picie, transport..) proszę pisać. chętnie pomożemy".
W komentarzach ludzie w głowę zachodzą, jak można było płacić za wakacje wymyśloną walutą. "Lecąc na wakacje do króla Zanzibaru nie płaciło się gotówką, tylko wykupowało pakiet wymyślonej przez niego waluty, czyli Pili Coinów. Jak wyczytałem na stronie, jeden Pili Coin = 1 dolar, a jak się kupowało pakiet 100 albo 1000 to wychodziło taniej niż w detalu, więc kusząca opcja" – kpi profil PigOut.
Z kolei z branży turystycznej dochodzą głosy, że tego można było się spodziewać i nikt nie jest zdziwiony tym, co się wydarzyło.
"Od dawna przyglądaliśmy się tej działalności. My, agenci turystyczni, właściciele biur podróży, organizatorzy turystyczni. My, działający zgodnie z literą polskiego prawa. (...) Nikt nie jest zdziwiony, że biznes oparty na stronie na fejsbuku, płatnościach w walucie, która nie jest żadnym oficjalnym środkiem płatniczym, dogadywaniem się na messengerze, można zamknąć z dnia na dzień. (....) Ludzie, którzy wpłacali pieniądze na poczet pilicoinów upoważniających do rezerwacji pobytów, właśnie dowiedzieli się, że nie polecą na swoje urlopy" – zareagowała autorka profilu na FB Specjalistka od wakacji.
– Branża turystyczna od początku była bardzo przeciwna Wojtkowi. Mówiono, żeby z nim nie jeździć, bo to nie było biuro turystyczne, więc z tego względu nie było pewnych gwarancji. Wszystkie biura turystyczne, które płacą wysokie składki, by w razie problemów ludzie dostali odszkodowania, zżymały się na jego działalność. Podobnie funkcjonujących firm jest więcej, ale działają na małą skalę. A tu Wojtek przejął może 80-90 proc. ruchu turystycznego na Zanzibar. Był solą w oku wszystkich biur podróży. 95 proc. ludzi wyjeżdżało zachwyconych – słyszę od pracownika z Zanzibaru.
Raczej nikt nie zwracał na to uwagi, bo wszystko świetnie funkcjonowało. – Może nadal byłoby świetnie, gdyby nagle z 6 hoteli nie zrobiło się 17. Z jednego czarteru na dwa tygodnie nagle zaczęły latać trzy. Jak można było nie skalkulować, że gdy pandemia się skończy, ludzie zaczną jeździć też w inne kierunki, nie tylko na Zanzibar? A on stworzył jeden moloch, ciągle licząc na to, że tysiące ludzi będzie przyjeżdżać do niego. Ta skala była bezsensowna, może go przerosła – mówią pracownicy.
I chyba nikt nie wie, jak było naprawdę.