Trwa pandemia, zaczyna się wojna. "Wielu z nas doświadcza ataków paniki lub zamrożenia"
Jedna z moich przyjaciółek popłakała się dziś rano, druga miała atak paniki. Podejrzewam, że nie one jedyne.
Mało kim ta sytuacja nie wstrząsnęła. To tylko pokazuje, że za bardzo nie da się do czegoś takiego przygotować. Teoretycznie od kilku tygodni na ten scenariusz przygotowywały nas Stany Zjednoczone, ale mimo wszystko część z nas miała nadzieję na pokój, na to, że tak się to nie skończy.
To nasza ludzka natura – wierzymy w to, że świat jest dobry, chcemy wierzyć w pokój, w poszanowanie praw człowieka. To są fundamentalne dla większości z nas wartości. Chcemy wierzyć, że one zwyciężają, że są w stanie pokonać nawet najgorsze, zbrodnialcze instynkty. Okazało się, że nie. I to wprowadza nas w stan odrętwienia.
Dzisiaj prawdopodobnie wielu z nas doświadcza bardzo chwiejnych stanów emocjonalnych, które mogą oscylować od ataku paniki po płacz, zamrożenie, zastygnięcie. Część z nas może być totalnie otępiała, będzie tylko i wyłącznie śledziła serwisy, żeby wiedzieć, co się dzieje. Wszystko inne przestaje mieć dla nas jakieś znaczenie. Kogo to obchodzi, że dziś jest tłusty czwartek? Nikogo.
Oczywiście niektórzy mogą przyjmować postawę zaprzeczania. Będą umniejszać tym wydarzeniom, mówiąc "trudno", "to dzieje się tylko tam", "włączę swój ulubiony serial, nie będę się w to wkręcać, nie obchodzi mnie to”, "nie znam nikogo z Ukrainy".
Jeżeli mamy w sobie empatię, to nagle takie myśli są. Są próby radzenia sobie ze stresem, próby odcięcia się, odwrócenia głowy, czyli mniej lub bardziej świadome strategie poradzenia sobie z ogromnym napięciem, które wywołuje w nas świadomość, że obok, za ścianą, rozpoczęła się wojna.
Unikanie jednak nie jest dobrą strategią w regulowaniu swoich emocji, ponieważ utwierdza nas w przekonaniu, że od dyskomfortu należy stronić. Znacznie lepsze wydaje się jednak uczenie się krok po kroku radzenia sobie z trwogą, stresem, lękiem.
Jesteśmy przesiąknięci obrazami, przekazami, dotyczącymi II wojny światowej, a to może tylko potęgować strach?
W moim poczuciu będziemy się teraz stykać z dwoma uczuciami bardzo podobnymi do siebie, ale jednak odmiennymi – ze strachem i z lękiem. Strach jest związany z tym, co aktualnie widzimy, co obserwujemy, z doniesieniami, które czytamy, ze scenami wybuchów, ze zdjęciami, które widzimy w mediach. Mamy w sobie wiele współczucia, empatii i właśnie strachu o to, jak nasi sąsiedzi poradzą sobie w obliczu ataku. Te emocje często pozwalają na mobilizację.
Strach jest mobilizujący i dziś adekwatny do sytuacji. Są osoby, które pod jego wpływem organizują działanie. Nie chcą stać biernie. Chcą wspierać rodziny ukraińskie, przelewać pieniądze, aktywnie pomagać. Bo strach zazwyczaj nie paraliżuje. Strach może nas mobilizować do podjęcia kroków. Zupełnie odwrotnie jest niestety z lękiem.
Lęk od strachu różni się tym, że to stan emocjonalny związany niejako z naszą wyobraźnią. W tym przypadku, pod wpływem lęku zaczynamy tworzyć dodatkowe treści, którymi jeszcze bardziej się stresujemy. W lęku zaczynamy wyobrażać sobie na przykład atak rakietowy na Warszawę, czy wyobrażać sobie współczesny obóz zagłady.
W naszej głowie mogą pojawiać się odwołania do drugiej wojny światowej, które z kolei mogą wywoływać popłoch. Choć wiemy, że to jest nasza wyobraźnia, że to nie są scenariusze, które ktoś przewiduje, to jednak czujemy w sobie gigantyczny lęk, gdy zaczynamy sobie takie sceny wizualizować.
Ja zdecydowanie zachęcam moich pacjentów do tego, by swoje myśli opierali o fakty, a nie o pełne lęku przewidywania. By korzystali ze sprawdzonych źródeł, czytając doniesienia z Ukrainy. By koncentrowali się na informacjach o Ukrainie i nie dopowiadali więcej niż to, co się dzieje – to i tak jest bardzo trudne do przyswojenia.
Część z nas ma tendencję do stosowania takich zniekształceń poznawczych jak katastrofizacja, czarno-białe myślenie, uogólnianie. I takim osobom będzie dzisiaj trudniej. To, co może się przydać, to po pierwsze uświadomienie sobie jakie zniekształcenia stosujemy, a po drugie próba, choćby krok po kroku, przekształcania naszych myśli w racjonalne, realne.
To, co zaczyna się z nami dziać pod wpływem lęku, jest bardzo niekorzystne dla naszego organizmu. Napięcie, które dzisiaj eskaluje, dotyka nie tylko naszych emocji i myśli, ale i ciała, które staje się spięte, zmęczone. Człowiek pod jego wpływem czuje się zniechęcony, rozdrażniony, zdekoncentrowany.
Może być nam dzisiaj gorzej w pracy, w trakcie jazdy samochodem. Bo przyswajamy nowe informacje, które są tak trudne i przykre. Część z nas może dziś płakać, część zastygnie i będzie milczało. Każdy człowiek osobiście i po swojemu doświadcza kołowrotka emocji w związku z tą ciężką sytuacją. To, że koleżanka z biurka obok nie płacze jak my, nie oznacza, że jej to nie obchodzi. Ludzie różnie radzą sobie z takimi informacjami, różnie reagują.
Czujemy, że ten dotychczasowy świat został w jakiś sposób zburzony: pandemia, podwyżki, kryzys klimatyczny, a teraz wojna. Jak się w tym odnaleźć, jak sobie radzić?
Powiem szczerze, nie mam na to recepty, złotej rady. Chciałabym powiedzieć coś takiego, co będzie kojące, co uspokoi. Owszem można poćwiczyć jogę, medytować, oddychać, relaksować się, postarać się znaleźć jakieś przyjemności, to zapewne choć trochę pomoże nam zebrać myśli i oderwać się od informacji. Natomiast prawda jest taka, że jest to bardzo trudna sytuacja do dźwignięcia i jeśli zupełnie nam się tej jogi odechciało, to w porządku, mamy prawo dzisiaj nie mieć chęci na nic.
Nie róbmy nic na siłę i nie miejmy do siebie pretensji, jeśli mało co dziś nam pomaga. Grunt, żebyśmy w tej trudnej sytuacji jeszcze sobie nie dokopywali – czarnowidztwem, wymyślaniem scenariuszy, ciągłym oglądaniem wiadomości oraz uporczywym przeglądaniem sieci w poszukiwaniu tragicznych informacji. Bo to nas niepotrzebnie nakręca.
Tym bardziej że, tak jak pani mówiła, jesteśmy wykończeni. Nie wychodzimy z jakiegoś stanu niepokoju.
Putin zafundował nam gigantyczny stres, ale prawdopodobnie z każdym dniem będziemy się adaptować do tej strasznej sytuacji. Natomiast dziś jest taki dzień, kiedy naprawdę jest nam źle i mamy prawo czuć się rozbici.
To, co mogę od siebie powiedzieć, to to, że ten lęk, który czujemy teraz, on jak każda emocja musi się skończyć. Prawdopodobnie przeistoczy się w adaptację. Powiem tak od siebie, na te psychopatyczne działania Putina najlepiej reagować empatią, realnym wspieraniem osób z Ukrainy, przelewami, oferowaniem mieszkania, pomocy finansowej. Jak człowiek pomaga, to czuje pewien rodzaj przynależności, który łagodzi lęk.
A jeżeli lęk jest paraliżujący, sprawia, że ktoś nie może się podnieść, to wtedy najlepiej udać się do specjalisty?
Tak. Jeżeli czujemy, że lęk nas zupełnie zamroził, że nie jesteśmy w stanie działać, jeżeli mamy świadomość, że jutro, kiedy się obudzimy, będzie jeszcze gorzej, to warto porozmawiać ze specjalistą – z psychologiem, z psychiatrą, interwentem kryzysowym. Nie zostawiajmy siebie samych w tej sytuacji.
U części osób dziś pojawi się takie chwilowe tąpnięcie, ale zaraz dojdą one do siebie. Natomiast są osoby, które nie będą potrafiły wrócić do równowagi, bo wybuch wojny tak ich przytłoczy. Wtedy zdecydowanie rekomenduje spotkanie z psychiatrą, z psychologiem, psychoterapeutą, interwentem kryzysowym.
To naprawdę może bardzo pomóc. Nie podchodźmy do tego tak, że inni mają gorzej, co tam moje lęki przy ich tragediach. Zatroszczmy się o swoje zdrowie psychiczne, bo ono jest teraz narażone na spory szwank. I pamiętajmy o bliskich – o tym, że nasze dzieci, nasi starsi rodzice, nawet jeśli tego nie pokazują, mogą wewnętrznie bardzo przeżywać tę sytuację i potrzebować naszego wsparcia.
Czytaj także: https://natemat.pl/398751,bracia-ukraincy-jestesmy-z-wami-macie-w-polsce-swoj-drugi-dom