"Czas naiwności się skończył". Czy na Kremlu znajdzie się ktoś, kto odsunie Putina od władzy?
Anna Dryjańska: Czy na Kremlu znajdzie się ktoś, kto powstrzyma Władimira Putina i zakończy wojnę Rosji z Ukrainą?
Bartosz Wieliński: Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo nie mamy pojęcia, co się dzieje na Kremlu. To bardzo hermetyczne środowisko, do opinii publicznej przedostają sie strzępy informacji.
W czasach zimnej wojny rozwijała się nauka zwana sowietologią czy kremlinologią.
Znawcy mogli na podstawie samej kolejności wchodzenia "dostojników" na trybuny określić, czyja pozycja się umocniła, a czyja spadła, kto się wkupił w łaski, a kto z nich wypadł.
Tyle że problem polega na tym, że obecne kierownictwo Rosji różni się od sowieckiego. Kiedyś było to ciało kolegialne. Oczywiście był ktoś na samej górze – pierwszy sekretarz – ale oprócz niego w grze brali udział mocni zawodnicy. Trwała walka o wpływy, ścierały się konkurencyjne frakcje i koncepcje.
Toczyła się polityczna gra. Konieczne były ustępstwa, uzgodnienia, kompromisy. Pierwszy sekretarz musiał zabiegać o poparcie, by utrzymać się na stanowisku. Nie miał do końca wolnej ręki.
Czyli jeśli przywódca puścił się poręczy, ktoś mógł powiedzieć "stop"?
Nie tylko mógł, ale i to robił. Tak właśnie w 1964 roku został usunięty pierwszy sekretarz KC KPZR Nikita Chruszczow. Rok wcześniej wprowadził ZSRR na kurs kolizyjny ze Stanami Zjednoczonymi nakazując rozmieszczenie pocisków średniego zasięgu na Kubie. Nad światem, który był zdefiniowany przez zimną wojnę, zawisła groźba konfliktu nuklearnego.
Kryzys kubański pokazał otoczeniu Chruszczowa, że mają do czynienia z kimś, kto stracił zdolność do rządzenia, z kimś niezrównoważonym. Wysłano go na polityczną emeryturę.
Ale Putin rządzi bardziej jak car, niż jak pierwszy sekretarz. Jego imperialne zapędy to próba odbudowania carskiej Rosji, a nie Związku Radzieckiego.
Oczywiście Putin wykorzystuje sowieckie sentymenty, by popłynąć na wspomnieniach starszego pokolenia Rosjan, ale wystarczy przeczytać jego głośny esej o Ukrainie czy posłuchać ostatnich wypowiedzi, by zrozumieć, że odwołuje się do imperium rosyjskiego.
Styl rządzenia Putina to rządy jednostki.
Czyli po 60 latach jesteśmy w sytuacji, gdy jest mniej bezpieczników?
Wtedy ludzie pamiętali koszmar drugiej wojny światowej. Współcześni Rosjanie, a zwłaszcza rządzący krajem, nie doświadczyli zbiorowo takiej traumy. Nie wiedzą co ryzykują.
Widzisz na Kremlu kogoś, kto mógłby się postawić Putinowi?
Wszyscy możemy tylko zgadywać. Rosyjski minister obrony generał Siergiej Szojgu? Szef Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiej Naryszkin, którego Putin niedawno upokorzył podczas konferencji prasowej?
Wydaje się to mało prawdopodobne, bo dobierano ich tak, by nie stanowili zagrożenia politycznego dla prezydenta. Zastosowano kryterium BMW: bierni, mierni, ale wierni.
Putin zbudował sobie dwór feudalny – on jest na samym szczycie, a reszta to nie jego partnerzy, ale poddani. Jeśli on poleci, polecą i oni – albo do łagru, albo do piachu.
Tak po prostu? Bez choćby próby rzucenia wszystkiego na taśmę?
Spekulacje o obaleniu Putina są przedwczesne. To, na co mamy wpływ i nad czym powinniśmy się zastanawiać, to to, jak zareagujemy na zbrodnie wojenne Putina. Cywile już giną, w Charkowie osiedla ostrzelano amunicją kasetową.
Putin jest wściekły. Ukraina, którą miał podbić w trzy dni, dzielnie się broni, a konkretnej pomocy udzielają Unia Europejska, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i Kanada.
Ta wojna nie idzie tak, jak Putin sobie wymyślił. To dlatego zaczął wygrażać bronią atomową.
Szczęśliwie wciśnięcie guzika atomowego zależy nie tylko od Putina. W systemie kontroli nad bronią nuklearną są bezpieczniki. Żeby przeprowadzić atak nuklearny, trzeba przejść przez łańcuch dowodzenia. Poza tym Rosjanie dobrze wiedzą, że na atak jądrowy Zachód odpowiedziałby tym samym. Nikt tego nie chce.
Czyli dopiero opcja atomowa zmotywowałaby otoczenie do usunięcia Putina?
Niekoniecznie sytuacja musi zajść aż tak daleko. Potężne sankcje ekonomiczne też podkopią pozycję prezydenta.
Można sobie tylko wyobrazić jaki tam jest teraz popłoch. Rosja nie otworzyła dziś swojej giełdy. Ludzie wybierają pieniądze z kont, kupują dolary, robią wielkie zapasy.
Myślisz, że Zachód wreszcie zrozumiał z kim ma do czynienia?
Czas naiwności się skończył. Po 1989 roku Zachód uwierzył w to, że na świecie szeroko rozpowszechni się demokracja liberalna, pisano i opowiadano o "końcu historii". W Rosji ten eksperyment się nie udał. Po 10 latach władzę przejęła jedyna instytucja, która uchroniła się przed chaosem po upadku Związku Radzieckiego, czyli KGB.
Europa i do pewnego stopnia Stany Zjednoczone były przekonane, że nawiązanie i zacieśnianie więzów gospodarczych spowoduje, że do Rosji zaczną stopniowo przenikać prawa człowieka, demokracja, wartości obywatelskie. Oczywiście była też w tym wszystkim chęć robienia lukratywnych interesów.
Ale atak Rosji na Ukrainę spowodował, że maski opadły. Zachód pojął to, co my wiedzieliśmy od dawna. Sytuacja jest czarno–biała. Ukraina została zaatakowana bez powodu i broni teraz całej Europy. Rosja ściągnęła na siebie nie tylko sankcje, ale i hańbę. Jest pariasem i słono za to zapłaci. Czas działa na niekorzyść Rosji.
Przeczytaj też: Putin w 2022 jak Hitler w 1939? Historyk: Podobieństw jest wiele