To nie cudzoziemcy atakują Polaków, tylko internetowe trolle. Zaskakujące ustalenia ekspertów
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Szalejąca dezinformacja
Polacy tłumnie ruszyli na pomoc uchodźcom z Ukrainy, którzy uciekają przed wojną wywołaną przez Władimira Putina. Jak informuje ONZ od początku inwazji wyjechało ponad 836 tys. Ukraińców. Większość z nich kieruje się w stronę Polski i tu znajdują wsparcie i pomoc. Od początku wojny Polacy zaczęli się organizować: na granicę i do punktów recepcyjnych cały czas trafia żywność, ubrania, artykuły pierwszej potrzeby czy zabawki dla najmłodszych.
Mieszkańcy kraju nad Wisłą szukają też domów dla sąsiadów zza wschodniej granicy, organizują zbiórki pieniężne. Przez kilka dni serce rosło na ten zryw solidarności z Ukraińcami.
Jednak w ostatnich dniach pojawiło się wiele niepokojących informacji, które nadwątliły tę atmosferę. Wystarczyło kilka godzin, aby nastrój pomagania, zamienić w strach, a nawet nienawiść. Po sieci zaczęły krążyć nagrania i wiadomości mówiące o tym, że zamiast Ukraińców granice przekraczają mieszkańcy Afryki i Bliskiego Wschodu i są oni niebezpieczni dla Polaków.
Czytaj także: Uciekający przed wojną ludzie nie potrzebują starych łachów z dna szafy. Pomyśl, nim ruszysz pomagać
W jednym z viralowych postów możemy przeczytać, że w pewnym momencie sytuacja miała wyglądać następująco: "95 proc. ludzi to zdrowi faceci z Afganistanu, Nigerii, Libanu, cyganie. Od razu mówię nie jestem żadną rasistką, tylko dziwi mnie fakt, dlaczego nie ma tam Ukraińców”.
Takich wpisów "nie jestem rasistą/tką, ale" zaczęło pojawiać się coraz więcej, w tym także historie z napadów na Polaków. Ten zmasowany atak komunikatów bardzo szybko przebił się do świadomości naszych rodaków, u niektórych zapewne pojawił się niepokój, a nawet niechęć wobec przyjezdnych.
Nie dajmy się ponieść emocjom, to dezinformacja
Od początku wojny w Ukrainie jesteśmy uwrażliwiani na szerzącą się dezinformację. Dlatego przed każdym polubieniem czy udostępnieniem nagrania powinniśmy dokładnie sprawdzić źródło. Eksperci przekonują, że internet to jeden z frontów tej wojny, a szerzenie dezinformacji to narzędzie do destabilizacji.
Na szczęście, nad tym zalewem fake newsów, czuwają instytucje, które analizują przepływ fałszywych informacji w internecie. Według Instytutu Badań Internetu i Mediów Społecznościowych w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin nastąpił znaczący wzrost negatywnych informacji o uchodźcach z Ukrainy – o 11 000 proc. Główny przekaz dotyczy zmasowanej liczby "nieukraińskich" uchodźców.
Z anty-COVID19 na anty-uchodźcy
Analizując wzrost dezinformacyjnych komunikatów badacze zauważyli bardzo ciekawą korelację – konta, które publikowały treści podające w wątpliwość pandemię i akcję szczepień, teraz prowadzą komunikację antyuchodźczą.
Na opublikowanej przez Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych grafice widzimy, że wzrost prorosyjskich wzmianek nastąpił 1 marca. Wówczas pojawiła się między innymi wzmianka, że w Przemyślu ciemnoskórzy uchodźcy gwałcą kobiety, co szybko podchwyciła Konfederacja, pisząc o "nieukraińskich przybyszach chodzących z nożami" czy "agresywnych książętach Orientu". Plotki te zostały zdementowane przez podkarpacką policję.
O komentarz poprosiliśmy dyrektora wspomnianego instytutu Marcina Wiśniewskiego.
– Nie można stwierdzić, że każde konto, które wcześniej wykazywało postawę antyszczepionkową, dziś w sposób zorganizowany dystrybuuje prorosyjską propagandę. Natomiast bez wątpienia stwierdziliśmy obecność przynajmniej kilkunastu grup roboczych, z których każda posiada od kilkudziesięciu do nawet ponad 100 kont, na których "mechanicznie” dystrybuowane są fake newsy i materiały próbujące w sposób radykalny zmienić emocje towarzyszące użytkownikom internetu wobec obserwowanych wydarzeń – tłumaczy dla naTemat.pl Marcin Wiśniewski.
– Badając wcześniejszą aktywność tych kont odkryliśmy, że jeszcze w niedawnym czasie intensywnie publikowały one treści podające w wątpliwość pandemię COVID-19 i szczególnie akcję szczepień – dodaje.
Facebook – studnia bez dnia dla fake newsów
Według sporządzonej analizy najwięcej przykładów dezinformacji odnotowano na Facebooku – aż 69 proc. w ciągu ostatniej doby. Facebook wciąż jest najpopularniejszym kanałem mediów społecznościowych. Siłą rzeczy dociera do największej grupy osób, więc jest najbardziej efektywnym medium w zakresie szerzenia informacyjnych treści "wirusowych".
Mark Zuckerberg od miesięcy przekonuje, że Facebook walczy i będzie jeszcze skuteczniej walczył z fake newsami. Niestety na obietnicach się kończy, bo ciągle nie znaleziono sposobu na skuteczne weryfikowanie informacji.
"O walce z fake newsami mówi się od miesięcy, niestety w ślad za tą dyskusją nie idą realne działania administracji portalu. W sytuacji wojny, która ma miejsce także w przestrzeni internetowej, takie serwisy jak Facebook powinny wdrożyć nowe procedury moderacji treści".
Kilka dni temu największe polskie redakcje wystosowały wspólny apel do korporacji stojących za mediami społecznościowymi wzięły odpowiedzialność za walkę z dezinformacją. O konkretne działania ze strony Mety (właściciela Facebooka), Twittera i Google'a apelował też Janusz Cieszyński, pełnomocnik rządu do spraw cyberbezpieczeństwa.
Zdaniem Marcina Wiśniewskiego wielkie korporacje mają, albo w krótkim czasie mogą nabyć narzędzia, dzięki którym skuteczniej będą walczyć z dezinformacją. Potrzebna jest jeszcze ich wola.
– Wystarczyłoby wdrożyć np. krótszą ścieżkę zgłoszeniową dla potwierdzonych fact-checkerów. Dziś weryfikacja publikacji trwa kilka dni, czasem kilka tygodni. W tym czasie dezinformacja kolportowana jest do kolejnych i kolejnych grup odbiorców – podpowiada Wiśniewski.
Nie można też zapomnieć, że media społecznościowe żywią się naszymi emocjami, a mało co dostarcza ich tak wiele, jak fake newsy, szczególnie w tak niepewnych czasach, jak obecnie.
Czytaj także: https://natemat.pl/399831,wojna-w-ukrainie-walki-o-kijow-i-charkow-relacja-na-zywo-2-marcaTikTok równie niebezpieczny
W ostatnim tygodniu zaobserwowano także wzrost fałszywych nagrań i informacji na TikToku. Jest to stosunkowa młoda platforma z bardzo ograniczonymi możliwościami weryfikowania informacji.
TikTok dociera do szczególnie istotnej grupy – odbiorców młodych, do 25 roku życia. Osób aktywnych w sieci i dla których to właśnie sieć jest głównym źródłem informacji.
Jednak, jak przekonuje Marcin Wiśniewski: – Dezinformacja na TikToku jest jednak nieco trudniejsza niż w przypadku kanałów bardziej "tekstowych”, takich jak Facebook czy Twitter. Na TikToku przeważa jednak narracja proukraińska.
Jaki cel ma ta dezinformacja i jakie może przynieść skutki?
Od kiedy internet na stałe zagościł w naszej codzienności i stał się skarbnicą wiedzy, zmieniła się nasza rzeczywistość. Nigdy wcześniej w historii człowiek nie miał tak łatwego dostępu do wiedzy zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Jednak globalna sieć może być też niebezpieczna, jeśli palce będą tam moczyły niepowołane ręce.
Taki przedsmak widzieliśmy, gdy wybuchła pandemia COVID-19. W sieci mnożyły się informacje o kordonach wojska, które okrążają miasta, planach zakazu przemieszczania się, czy zwłokach wywożonych ciężarówkami w Mediolanie. Ludzki umysł pod wpływem silnych emocji i strachu popełnia błędy poznawcze i jest bardziej podatny na przyjmowanie za pewnik fałszywych informacji.
Widzimy to też teraz, gdy trwa wojna w Ukrainie, a w internecie pojawia się morze niesprawdzonych i powielanych wiadomości, których celem jest jeszcze większy wzrost paniki.
– Dezinformacja ta ma na celu zmianę bądź choćby korektę społecznych nastrojów, a najlepiej wywołanie paniki w świecie rzeczywistym. W ostatnim czasie kilka razy udało się tego dokonać – przykładem w ostatnich dniach są sytuacje na stacjach benzynowych bądź pod bankomatami. Jest to klasyczna działalność dywersyjna – mówi nam Marcin Wiśniewski.
W chwili obecnej chodzi o zmianę nastawienia do uchodźców z Ukrainy i odwrócenie proukraińskich nastrojów w społeczeństwie – m. in. poprzez zwiększenie poczucia bezpośredniego zagrożenia Polaków. Popularność zdobywają materiały dezinformujące na temat "przemocy uchodźców wobec polskich obywateli” oraz krytykujące pomoc państwa polskiego dla Ukraińców –konta te podkreślają, że wszystko to odbywa się "kosztem Polaków”.
Jak bronić się przed fake newsami?
W tych niepewnych czasach jako użytkownicy internetu powinniśmy zachować szczególną ostrożność. Jest to niebywale trudne, bo emocje sięgają zenitu. Jednak tylko podchodzenie z zimną głową do sensacyjnych informacji może uchronić nas przed dezinformacją. Sprawdzajmy kontrowersyjne newsy w kilku źródłach, szukajmy odpowiedzi na stronach fact-checkingowych takich, jak Demagog.org czy Konkret24. Obserwujmy instytuty badawcze.
Marcin Wiśniewski apeluje, aby nie "lajkować" i nie udostępniać informacji znajomym bez pewności, że jest to informacja prawdziwa. – Radzimy zachować szczególną ostrożność wobec kont powstałych niedawno bądź o nickach składających się z nielogicznego ciągu znaków. Informacje, które budzą w nas szczególne poruszenie, warto weryfikować w przynajmniej dwóch źródłach –dodaje.