Lekarze rodzinni na "NFZ" powoli bankrutują. Koszty ogrzewania, paliw i płac rosną, a ich stawki nie
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google Pojawiają się sygnały od lekarzy rodzinnych o tym, że rozważają sens dalszego prowadzenia przychodni POZ - alarmuje w rozmowie z naTemat specjalista medycyny rodzinnej, pediatra, lekarz w przychodni w Kazimierzu Biskupim, a także Prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia Bożena Janicka.
Po prostu lekarze rodzinni "dokładać do interesu" nie chcą, a rosnące z dnia na dzień koszty powodują, że prowadzenie przychodni staje się nieopłacalne.
Narodowy Fundusz Zdrowia nie przewiduje zaś w tym roku podwyżki stawki kapitacyjnej, a koszty - jak wynika z wyliczeń lekarzy POZ - znacząco wzrosły i rosną nadal. Właśnie kończą się też dotychczasowe dodatkowe źródła finansowania.
- Na to składa się wiele rzeczy, które się zmieniają. Mieliśmy dodatkowe świadczenia covidowe, a od 1 kwietnia tego nie będzie, zaś pacjenci zostają. COVID-19 się nie skończył, o czym świadczą dzisiejsze statystyki i ponad 12 tys. nowych rozpoznań oraz ponad 200 zgonów. Z drugiej strony były szczepienia przeciw COVID-19, które były dodatkowo finansowane, a teraz poleciało to na łeb, na szyję - wylicza B. Janicka.
Zwraca uwagę, że uszczupliły się też listy pacjentów przypisanych do danego lekarza POZ, bo spora grupa pacjentów niestety zmarła z powodu COVID-19. Lekarze rodzinni otrzymują zaś ryczałtową stawkę kapitacyjną, za każdego pacjenta, który w specjalnej deklaracji wybierze tego właśnie lekarza. Podstawowa stawka to 171 zł za rok za pacjenta, a takich na liście lekarz ma zwykle ok. 2,5 tys.
- To wszystko sprawia, że dla poradni jest mniej środków finansowych, a wszystkie koszty rosną - mówi prezes PPOZ.
Stawki za badania laboratoryjne i sprzęt medyczny w górę
Wskazuje, że przychodnie otrzymały też nowe cenniki na badania laboratoryjne od podwykonawców. Oczywiście stawki wzrosły.
Kolejna rzecz to wzrost cen prądu i gazu. - Obniżka VAT za prąd jest chwilowa, a co będzie dalej? Poradnie się nie utrzymają - ostrzega B. Janicka.
Jak podkreśla, rosną też ceny za sprzęt medyczny czy podstawowe środki medyczne zamawiane do przychodni. - Zakup kolejnych opatrunków oraz innych rzeczy, które muszę w przychodni mieć, oznacza kolejne podwyżki kosztów - stwierdza B. Janicka.
- Nie mówiąc o oczekiwaniach płacowych personelu - dodaje i wyjaśnia, że chodzi nie tylko o personel medyczny, ale także np. o księgowych, informatyków, firmy sprzątające.
Rośnie wszystko, rośnie inflacja, więc w tym momencie wszyscy oczekują większego finansowania, większych pensji.
Według B. Janickiej, pozostawienie POZ bez podwyżki choćby o wskaźnik inflacji, to "skazanie na śmierć", bo nie da się ze zdecydowanie okrojonych środków finansowych utrzymać tego wszystkiego, co było dotychczas.
Jak mówi nam lekarka, czasy są niepewne i nie wiadomo też, np. w jakiej cenie za dwa miesiące będzie kupowała bandaże czy opatrunki. Przypomina, jak o tysiąc procent wzrosły np. ceny rękawiczek jednorazowych z powodu pandemii COVID-19. Obawia się, że z powodu kolejnego kryzysu, jakim jest wojna w Ukrainie, mogą wzrosnąć ceny za niektóre środki medyczne lub leki, których zaczyna brakować, np. leki do zestawu antywstrząsowego.
Rachunek za gaz z 2,7 na 20 tys. zł
Tomasz Zieliński, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego, który prowadzi przychodnię w gminie Wysokie w woj. lubelskim podkreśla, że kwoty rosną w przypadku wszystkich kosztów, jakie ponoszą przychodnie, począwszy od prądu, przez gaz, na pensjach kończąc.
- Koleżanka, która dzwoniła do mnie z jednej z przychodni wyliczyła, że w poprzednich latach za gaz płaciła rachunki na poziomie ok. 2,7 tys. zł, a teraz przyszło jej płacić 19 tys. zł. - mówi redakcji NaTemat T. Zieliński.
Jak dodaje, sam z ogrzewania gazowego akurat w swojej przychodni nie korzysta, ale dotknęły go np. podwyżki cen za prąd.
- Za prąd płaciłem zwykle rachunek na poziomie 400 zł, a teraz dostałem rachunek blisko tysiąca złotych - podaje.
Cena paliwa wzrosła o 50 proc., a na wizytę domową też trzeba dojechać
Zwraca też uwagę na koszty paliwa i skok ceny z ok. 5 do 7,5 zł za litr. Jak mówi, chodzi o dojazdy do pracy personelu do przychodni w małych miejscowościach, ale też dojazdy do pacjentów na wizyty domowe w ramach POZ.
- To olbrzymi wzrost. W terenach wiejskich jeden taki wyjazd to jest nawet 30-40 km i to też kosztuje - wylicza.
Do tego wzrasta koszt personelu w przychodni, bo każdy odczuwa skutki inflacji w portfelu i przychodzi po podwyżki. Dodatkowo personel przychodni POZ argumentuje, że skoro w szpitalach medycy zarabiają coraz więcej, to oni również w przychodni chcą zarabiać więcej.
Wzrosły ponadto koszty np. wywozu śmieci, odpadów medycznych czy zakupu materiałów medycznych. Rosną też stawki za badania laboratoryjne i obrazowe u podwykonawców.
- Cena USG dla mnie wzrosła w ostatnich latach o ponad trzy razy - podaje T. Zieliński. Koszty badań w POZ nie są zaś odrębnie finansowane przez NFZ, ale pokrywane są ze stawki kapitacyjnej, która się nie zmieniła.
Pojedynczo to mogą wydawać się małe kwoty, ale jak zsumujemy: tu 70 zł więcej, tu 300 zł, tu 800 zł, tu 500 zł, to nasze koszty urosły radykalnie, a to już ponad dwa lata od kiedy stawka kapitacyjna nie wzrosła.
Jak dodaje, gdy inflacja wcześniej była bliska "0", to problemem były tylko rosnące koszty personelu, a teraz koszty pracy rosną dalej, ale rośnie też cała otoczka.
Część lekarzy rezygnuje
Według T. Zielińskiego, suma zdarzeń, czyli wcześniejszy już kryzys kadrowy w ochronie zdrowia, przepracowanie, potem pandemia COVID-19, negatywne wypowiedzi ministerstwa i NFZ o POZ, plus stale rosnące koszty, doprowadzają do tego, że część lekarzy odchodzi z zawodu.
- Ich już nie wciągniemy z powrotem, bo oni już podjęli ostateczną decyzję, powiedzieli: dość - mówił nam T. Zieliński.
Dodaje, że dotyczy to w dużej mierze lekarzy w wieku okołoemerytalnym, którzy stanowią bardzo liczną grupę wśród medyków.
Liczba umów w niektórych rejonach spada
Obecne umowy NFZ z placówkami POZ w większości są zawarte do końca tego roku. Dane dotyczące całej Polski, jakie przesłał nam zastępca dyrektora Biura Komunikacji Społecznej centrali NFZ Paweł Florek, za dwa poprzednie lata spadku nie pokazują, bo liczba umów w POZ w 2020 r. wyniosła 9 703, a w 2021 r. - 9 708. Danych za 2022 r. nie otrzymaliśmy.
Z kolei z danych ze strony NFZ aplikacje.nfz.gov.pl wynika że są województwa, gdzie liczba przychodni POZ na NFZ stopniowo maleje.
Dla przykładu w woj. pomorskim liczba umów spadła od 2020 r. z 536 na 516 w 2022 r., a liczba świadczeniodawców z 508 na 488. W woj. wielkopolskim było to odpowiednio 1555 i 1434 w 2020 r. oraz 1528 i 1404 w 2020 r., w woj. małopolskim - 703 i 695 w 2020 r. w porównaniu do 688 i 680 w 2022 r.
Kilkanaście czy kilkadziesiąt przychodni mniej na danym terenie może nie robi dużego wrażenia, jednak zamknięcie każdej placówki POZ oznacza dla kilku tysięcy pacjentów, że muszą poszukać nowej przychodni, zwykle bardziej oddalonej. Dla niektórych osób stanowi to już dużą barierę w dostępie do opieki zdrowotnej. I to tej podstawowej.
Czytaj także: https://natemat.pl/zdrowie/397503,szczepienia-przeciw-covid-19-przychodnie-juz-nie-maja-kogo-szczepic