Kraków nie skreślił hokeistów z Rosji. "Nie możemy pałać do normalnego Rosjanina nienawiścią"
Comarch Cracovia Kraków to jeden z najmocniejszych zespołów w realiach polskiego hokeja. Klub z małopolskiej stolicy zdobył w tym sezonie Puchar Polski oraz europejskie trofeum, Puchar Kontynentalny. Drużyna złożona jest z dwunastu hokeistów z Rosji. W obliczu wojny w Ukrainie zawodnicy mogą być spokojni o pracę.
Sekcja hokeja na lodzie Comarch Cracovii to prawie stuletnia tradycja. Krakowski klub powstał bowiem w 1923 roku, wówczas jako wielosekcyjna struktura. Krakowianie zdobyli dwanaście tytułów mistrzowskich w kraju, do tego sięgali również po Puchary Polski i Superpuchary. Pucharowe rozgrywki w Polsce drużyna z Krakowa wygrała nawet w obecnym sezonie, dokładając do tego jeden z największych sukcesów klubowego polskiego hokeja na arenie międzynarodowej.
W ostatnich dniach świat (również ten sportowy) zdominowała jednak wojna w Ukrainie. Polskie federacje sportowe w zdecydowanej większości jasno opowiedziały się po stronie solidarności z ukraińskimi przyjaciółmi. Dodatkowo przykłady takie jak Polski Związek Piłki Nożnej i lobbowanie za wyrzuceniem Rosji z gry w międzynarodowych rozgrywkach piłkarskich, to tylko szczyt sankcyjnej góry. Jasne potępienie rosyjskiej agresji w Polsce powoduje, że również z polskich klubów, np. żużlowych, znikają sportowcy z Rosji.
W składzie Comarch Cracovii znajduje się aż 12 rosyjskich hokeistów. Są też Polacy, Czesi, Łotysz, Fin czy Kanadyjczyk. O sprawę szerokiej grupy sportowców z Rosji na łamach "Gazety Krakowskiej" został zapytany prezes Cracovii, profesor Janusz Filipiak.
"Jako Comarch przekazaliśmy publicznie, że nie będziemy świadczyć usług w Rosji i na Białorusi. I tak się stało, przestaliśmy. Zwracam uwagę, że my nie zatrudniamy instytucji rosyjskich tylko zwykłych ludzi. Nie może być tak, że relacje instytucjonalne przenoszą się na poziom zwykłego człowieka. Nie może być tak, że pojedziemy na urlop, spotkamy Rosjanina i będziemy go bić" – mówi szef krakowskiego klubu.
W ostatnich dniach minister sportu Kamil Bortniczuk opublikował w mediach społecznościowych zdjęcie z meczu hokejowej ligi rosyjskiej. Zawodnicy przed meczem ustawili się tworząc wymowną literę "Z". Mowa o symbolu pojazdów armii rosyjskich najeźdźców.
Sytuacji nijak nie można rzecz jasna porównywać, ale z pewnością pokazuje to napięcie, jakie znajduje się w również w sporcie. W Polskiej Lidze Hokeja znalazło się zresztą kilka przykładów, gdzie właściciele klubów rozstali się z zawodnikami z Rosji. Tak było chociażby w przypadku Ciarko STS Sanok.
Szef Comarch Cracovii inaczej spogląda jednak na sytuację, wykraczając poza sfery związane ze sportem, a skupiając się na codziennym życiu. Tak przynajmniej można wyczytać z wypowiedzi profesora Filipiaka dla "Gazety Krakowskiej".
"Nie może być tak, jeszcze raz powtarzam, że spotkamy Rosjanina i będziemy pałać do niego nienawiścią. Zwykły Rosjanin w żaden sposób nie jest odpowiedzialny za to, co robi car Putin. Tego się będę trzymał. U nas hokeiści nie występują pod flagą rosyjską, tylko flagą Cracovii. Jeszcze raz powtarzam, nie świadczymy usług instytucjom rosyjskim, ale nie możemy przenieść tego wszystkiego na relację człowiek – człowiek. Bo to byłoby bardzo złe na przyszłość" – kwituje szef Cracovii.