Gwiazda polskiej kadry w rosyjskiej pułapce. "Wraca do Polski tak szybko, jak to możliwe"
Malwina Smarzek dłużej nie chce występować w barwach Lokomotiwu Kaliningrad i trwają już prace nad rozwiązaniem umowy siatkarki z rosyjskim klubem. Sprawa jest bardzo delikatna, bo Rosjanie obiecali naszej atakującej, że wkrótce rozwiążą umowę, ale dotąd się to nie stało. Za to podczas swoich meczów zachęcają fanów do demonstrowania litery "Z", ohydnego symbolu agresji i wojny w Ukrainie. To może się okazać przełomowe.
Malwina Smarzek jest siatkarką Lokomotiwu Kaliningrad od lata zeszłego roku, ale po wybuchu wojny w Ukrainie od razu chciała wrócić do Polski. Rosjanie poprosili siatkarkę i jej agenta o dwa tygodnie czasu, obiecali rozwiązać jej umowę i w związku z wyjątkową sytuacją nie chcieli robić przeszkód. Smarzek zdecydowała się poczekać, zerwanie umowy w trybie natychmiastowym groziło wysokim odszkodowaniem.
– Ludzie piszą różne rzeczy, ale nie znają faktów. A te są takie, że za zerwanie umowy groziło siedmiocyfrowe odszkodowanie. I to nie w złotówkach. Dziś sytuacja jest już inna, Malwina wraca do Polski tak szybko, jak to możliwe – przekazał nam Jakub Dolata, menedżer siatkarki, który jest w kontakcie z prawnikami i próbuje ściągnąć siatkarkę do Polski.
Cała sprawa nabrała medialnego wymiaru, gdy w sieci pojawiły się zdjęcia z ostatniego meczu Lokomotiwu Kaliningrad. Rosyjski klub przygotował dla kibiców gadżety z haniebną literą "Z", która stała się symbolem inwazji na Ukrainę i wojny wywołanej przez Rosjan. Sportowe widowisko zmieniło się w wiec poparcia dla polityki Federacji Rosyjskiej. To tyle w kwestii neutralności sportu od polityki, o którym wspominają Rosjanie.
– Rozmawialiśmy z prawnikami i sytuacja się zmieniła. Przy takim zaangażowaniu klubu mamy argumenty do rozwiązania umowy. Malwina chce wyjechać jak najszybciej. Ale to problem, zwłaszcza że jest teraz na Syberii – dodał menedżer siatkarki. Atakująca najchętniej już dziś wróciłaby do kraju, ale to może nie okazać się tak proste. Zwłaszcza że nie wiadomo, jak zachowają się Rosjanie.
Na razie Polka jest z drużyną w Krasnojarsku, gdzie w sobotę ma zagrać ligowy mecz z miejscowym Jenisejem. Z naszych informacji wynika, że nie chce grać. Nie wiadomo jednak, czy nie zostanie zmuszona do występu – być może ostatniego – w barwach Lokomotiwu Kaliningrad. Rosjanie już pokazali, oprawą w ostatnim meczu, że potrafią być nieobliczalni.
– Malwina nie wiedziała w ogóle, co przygotowuje klub i mówiła mi, że była zaskoczona. Przypomniała mi też, że w Rosji za sprzeciw wobec wojny grozi nawet 15 lat więzienia. To jest bardzo delikatna sprawa, nie mówię tu w ogóle o aspekcie finansowym. My tych pieniędzy nie chcemy. Czekam na opinię prawników, ale mamy świadomość, jakie jest ryzyko – zaznaczył Jakub Dolata.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w weekend nasza reprezentantka wróci z drużyną do Kaliningradu, wsiądzie w samochód i wróci do kraju. – Mam nadzieję, że Rosjanie nie będą robili żadnych dziwnych ruchów. Rozmawiamy z nimi od dwóch tygodni, zapewniali, że puszczą Malwinę i że będzie mogła odejść bez żadnych konsekwencji. A teraz? Cholera wie, czy nie powiedzą jednego, a nie zachowają się inaczej – kończy nasz rozmówca.
Malwina Smarzek ma obecnie 25 lat i przed transferem do Rosji występowała we włoskich Igor Gorgonzola Novara oraz Zanetti Bergamo, a wcześniej w KPS Chemiku Police i Legionovii Legionowo. W polskiej kadrze debiutowała jako 17-latka, dziś ma na koncie brąz Ligi Europejskiej i jest jedną z liderek Biało-Czerwonych. W Rosji miała dobrze zarobić i być gwiazdą ligi. W klubie jest obecnie jedyną siatkarką spoza kraju, Serbka Bianka Busa rozwiązała umowę w lutym po kontuzji.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut