Jak trwoga, to do władzy? Oto dlaczego, mimo wojny Putina, PiS nie wystrzelił w sondażach
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- Sondaże nie wskazują na gwałtowny wzrost popularności PiS mimo wojny
- Efekt rally round the flag działa w inny sposób
- Jak władza zyskuje na rozhuśtanych emocjach Polaków?
Marcin Duma przypomina, że na początku wojny w Ukrainie, zainicjowanej atakiem Rosji w 2014 roku, efekt rally round the flag zadziałał na korzyść ówczesnego rządu PO–PSL. Dziś beneficjentem wojny Putina jest PiS.
– Rzeczywiście jest tak, że gdy pojawia się zagrożenie, zwłaszcza jeśli ma charakter zewnętrzny, to gromadzimy się wokół instytucji władzy. Robimy to niezależnie od tego, kto tę władzę sprawuje – tłumaczy ekspert.
Dlaczego więc słupki poparcia PiS–u nie wystrzeliły pod sufit?
– To nie jest takie proste. Gdy wyobrażamy sobie działanie efektu rally round the flag, spodziewamy się wielkiego wzrostu poparcia dla partii rządzącej. Tymczasem dotyczy on głównie osób i instytucji, a nie partii – mówi Marcin Duma.
Gromadzenie się społeczeństwa wokół władzy polega na czymś innym.
– To nie jest tak, że poruszeni wojną wyborcy opozycji nagle stwierdzą "tylko PiS". Nie – przeciętny wyborca opozycji pomyśli, że nadal nie lubi PiS-u, ale popiera związane z wojną działania prezydenta, który wywodzi się z tej formacji. Oczywiście to nie znaczy, że by na niego zagłosował, nawet gdyby trzecia kadencja była możliwa – wyjaśnia Duma.
Sondaże a wojna w Ukrainie
Szef Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych opisuje, co można zaobserwować w prowadzonych obecnie sondażach opinii publicznej.
– W związku z Ukrainą mocno wzrosły oceny prezydenta i premiera. Czy ten skok się utrzyma? Warto sobie uświadomić, że ta fala pozytywnych ocen jest związana z emocjami, a te w momentach kryzysowych są gwałtowne i bardzo zmienne – mówi Marcin Duma.
Specjalista zauważa, że silne emocje z natury rzeczy nie utrzymują się długo – o ile nie będzie dla nich kolejnej porcji paliwa.
– Jeśli sytuacja w Ukrainie nie eskaluje, to po kilku dniach ta fala będzie opadać – przewiduje Duma.
Według niego na rozhulanie społecznych emocji wpłynęłoby na przykład oficjalne dołączenie Białorusi do Rosji w jej wojnie z Ukrainą.
– Działania wojenne prowadzone przy polskiej granicy byłyby eskalacją, która przysłużyłaby się popularności prezydenta i premiera – mówi szef IBRiS.
Dodaje, że ten efekt znacznie mniej odbiłby się np. na notowaniach marszałek Sejmu Elżbiety Witek, która jest słabo widoczna podczas wojny Rosja – Ukraina.
Jak mówi Marcin Duma, badani bardzo pozytywnie ocenili wizytę premiera Morawieckiego w Kijowie, co przełożyło się na jego oceny. Zależności takiej praktycznie jednak nie zaobserwowano w przypadku towarzyszącego mu wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego.
– Co ciekawe, rozmowy w Kijowie wpłynęły awansem także na notowania Andrzeja Dudy, którego przecież tam nie było. Można przypuszczać, że podobnie na popularność prezydenta i premiera zadziała wizyta prezydenta USA Joe Bidena w Polsce – przewiduje ekspert.
Wpływ wojny na poparcie dla samorządowców
Czy kryzys pompuje też popularność polityków lokalnych?
– Samorządowcy są beneficjentami tej sytuacji, ale tylko w swoim mieście. Wyjątkiem jest prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski – jego działania związane z wojną w Ukrainie, a zwłaszcza z opieką nad uchodźcami, przełożyły się na wzrost popularności w skali ogólnopolskiej – mówi Duma odnosząc się do nieopublikowanych jeszcze wyników badań.
Co z liderami ugrupowań opozycyjnych?
– Szefowie partii w mniejszym stopniu przykuwają uwagę opinii publicznej w sprawach związanych z wojną. Mają do tego mniejszy tytuł niż władze ogólnopolskie czy samorządowe. Główne postaci opozycji – Donald Tusk, Władysław Kosiniak–Kamysz i Szymon Hołownia – mówią dziś tylko do swoich wyborców starając się obsłużyć ich potrzeby – opisuje Duma.
Podaje przykład przekazu, który Tusk kieruje do wyborców Platformy Obywatelskiej.
– Ta cała narracja Tuska w stylu "Potrzebujemy jedności, ale..." to odpowiedź na potrzebny antypisowskiego elektoratu, który nie życzy sobie, by wojna Rosji przeciwko Ukrainie skutkowała grubą kreską dla władzy – tłumaczy szef IBRiS.
Atak Rosji wzmocnił władzę i wyhamował opozycję
Marcin Duma przyznaje, że atak Rosji pokrzyżował plany opozycji i przyniósł premię władzy.
– Przed wojną badani mieli jasność. PiS jest już prawie na łopatkach, Platforma Obywatelska depcze mu piętach, władza obrywa z każdej strony: tu inflacja, tam komisja pegasusowa, tu Polski Ład... A teraz przez inwazję wszystko wzięło w łeb. Wyborcy opozycji nie chcą amnestii dla PiS – podkreśla Duma.
Ekspert zwraca uwagę, że względnie niewielkie drgnięcie PiS w sondażach po inwazji Putina pokazuje, że partia rządząca ma zdolność do przyciągania swoich byłych wyborców, którzy zniechęceni chcieli wycofać się z procesu wyborczego.
– To oni wrócili do PiS, a więc teza o tym, że PiS traci wyborców na dobre, jest nieprawdziwa. To znaczy, że istnieje możliwość, że dość zużyty po prawie dwóch kadencjach obóz rządzący może celowo wygenerować jakiś bodziec, który pozwoli mu na kolejny sukces wyborczy, chociaż wątpię, żeby samodzielna większość była w zasięgu PiS-u po raz trzeci. Jeśli opozycja myśli, że obóz władzy już zgnił, zapadł się pod ciężarem własnych błędów, to takie założenie może się okazać bardzo kosztowną pomyłką – konkluduje Marcin Duma.
Czytaj także: https://natemat.pl/403281,wydalenie-rosyjskich-dyplomatow-z-polski-opozycja-komentuje-wideo