Oto trzecia siła w Polsce, która może przeważyć szalę. Ostatni sondaż pokazał, jak duża to grupa
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- Ok. 10-12 proc. – tylu najczęściej bylo niezdecydowanych w sondażach z ostatnich miesięcy. Dziś – 19 proc.
- Skąd taka duża grupa? To niemal 1/5 narodu
- – Może to wynikać z tego, że w tej chwili na scenie politycznej mamy do czynienia z taką trochę galaretą – reagują pytani przez nas eksperci. – Ludzie mają większe problemy, żeby się nad tym zastanawiać – wskazują.
W sondażach sprzed roku grupa Polaków, która twierdziła, że nie wie, na kogo zagłosowałaby w wyborach, na ogół wahała się w granicach 9 – 15 proc. Choć był i sondaż CBOS, który pokazywał 22 proc.
Ale w ostatnich miesiącach najczęściej było to ok. 10-12 proc. Takie wyniki przynosiły kolejne wyniki sondaży różnych pracowni badania opinii publicznej.
W połowie marca, w badaniu Kantar na "nie wiem" wskazało już jednak 16 proc. respondentów.
A w kolejnym, które obiegło media 30 marca, takich osób było już 19 proc.
To ogromny skok i ogromna, totalnie zapominana grupa – i przez partie, i przez wyborców. Niektórzy, gdy podają wyniki sondaży, w ogóle jej nawet nie uwzględniają. A to przecież niemal jedna piąta narodu. Ogromne pole do walki dla wszystkich partii w tym kraju.
Skąd nagle taki wynik?
Czytaj także: Machanie szabelką nie popłaca? Nowy sondaż partyjny pokazuje, że PiS ma duży problem
"Nie wiem" na kogo głosować
– Ludzie mają większe problemy, żeby się nad tym zastanawiać. Trwa wojna w Ukrainie. Wiadomo, że wyborów w najbliższą niedzielę nie będzie. Nie interesują się tym, jest to dla nich abstrakcyjne – reaguje w rozmowie z naTemat dr. hab Jarosław Flis, politolog z UJ.
Niektórzy internauci już to podchwycili. Bo z jednej strony widać wyraźnie, że PiS prowadzi w sondażach, ale z drugiej wiadomo, że w warunkach wojennych nie widać gwałtownego wzrostu popularności partii rządzącej. Również opozycja jest na stałym poziomie. I ani PiS, ani PO, najwyraźniej nie mogą do tej grupy trafić. Albo sami tracą na rzecz tej grupy, nie sposób tylko ocenić, kto bardziej.
"Jest o kogo walczyć" – już niosą są się reakcje w mediach społecznościowych.
Jarosław Flis przyznaje, że 19 proc. to duża grupa: – Na tyle, żeby przeważyć szalę w dowolną stronę. Zarówno na jedną, czy na drugą, ale może też zostawić to wszystko na włosku.
Studzi jednak emocje. – Dziś jest to taka sytuacja, że podstawami do przypuszczeń jest wrodzony optymizm albo pesymizm, a to jest strasznie słaba podstawa do przewidywań. Dziś wiemy, że istotna część wyborców świetnie wie, na kogo będzie głosować nawet za dwa lata. I są ci, których dopiero trzeba przekonać, ale teraz oni nawet nie chcą dać się przekonywać, bo mają inne rzeczy na głowie – zauważa.
Dlaczego tylu niezdecydowanych
Gdyby jednak zestawić graficznie, w formie np. słupków, wszystkie preferencje wyborcze i osoby niezdecydowane, wyszłoby, że 19 proc. z "nie wiem" to trzecia siła w kraju.
Jak wynika bowiem z sondażu Kantar Public dla tygodnia "Polityka", gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę, Prawo i Sprawiedliwość (razem z Solidarną Polską i Republikanami) może liczyć na poparcie 31 proc. respondentów, a Koalicja Obywatelska – 22 proc. Na czwartym miejscu, z 14 proc. poparcia znalazłaby się Polska 2050.
– To dość dużo – ocenia również w rozmowie z naTemat socjolog polityki, prof. dr hab. Jacek Wódz. On także mówi o wpływie wojny, ale nie tylko.
– Może to wynikać z tego, że w tej chwili na scenie politycznej mamy do czynienia z taką trochę galaretą. Nie wiadomo, co jest Zjednoczoną Prawicą, bo raz głosują razem, innym razem głosowania się nie udają. Oficjalnie, w sposób otwarty, Solidarna Polska Ziobry stawia się, mówi, że czegoś nie będzie. Ludzie nie bardzo dziś wiedzą, co to znaczy zagłosować na PiS. Nie do końca wiadomo także, co to PO. Dla przeciętnego człowieka nie do końca wiadomo też, dlaczego do Kosiniak-Kamysza dołącza się Gowina – uważa.
Zaznacza jednak, że nie ma jednej odpowiedzi, dlaczego jest tylu niezdecydowanych.
We wszystkich sondażach dotyczących wyborów politycznych, występuje grupa osób, od 15 nawet do 25 proc., która zupełnie szczerze, nie z niechęci, nie jest w stanie odpowiedzieć na takie pytania. Są ludzie, którzy polityką w ogóle się nie interesują. Ci, którzy ją śledzą, uważają za oczywistość, że inni mniej więcej coś wiedzą. A takich, którzy totalnie się tym nie interesują, wcale nie jest tak mało. Jeśli chcą być szczerzy, nie potrafią odpowiedzieć.
Ale wspomina jeszcze jedną rzecz.
– W moim przekonaniu wielką wadą polskiego systemu politycznego w tej chwili jest to, że nadal tkwimy w układzie politycznym, który ukształtował się z kombatantów z czasów Solidarności – uważa.
Jego zdaniem w tej chwili przeciętny wyborca z tamtymi czasami nie ma już nic wspólnego. – Dlatego ten układ dla wielu ludzi jest nieczytelny. W dodatku powrót Tuska spowodował, że znowu wróciły podziały wewnątrz grupy solidarnościowej na "tych" i "tamtych", co spowodowało, że dla młodych ludzi jest to odpychające. Szansą dla polskiego systemu politycznego jest zniknięcie partii, które bazują na kombatanctwie. Większość wyborów jest teraz dokonywanych bardziej emocjonalnie niż racjonalnie – uważa.
Twierdzi nawet, że PR-wcy wszystkich partii, którzy zakładają, że grupa osób niezdecydowanych to grupa do pozyskania, są w błędzie.
– To wcale nie jest grupa do pozyskania. Ci, którzy nie dokonują wyborów, mogą być zniesmaczeni i mogą w ogóle nie pójść na wybory. Jeżeli założyć, że przyszłe wybory polityczne będą z założenia bardziej związane z emocjami, to najprawdopodobniej zdecydują emocje ostatniego tygodnia, dwóch, przed wyborami, a nie z dzisiaj – mówi.
Poczekajmy z analizowaniem sondaży
Tak czy inaczej 19 proc., czy 10 proc. to niebagatelny potencjał. Warto zawalczyć bez względu na to, jaki on faktycznie jest. Dla partii politycznych każdy choćby jeden procent powinien się liczyć.
Jednak dziś – jak uważa Jarosław Flis – wszystkie sondaże mogą nie przedstawiać prawdziwego obrazu rzeczywistości. Jego zdaniem trzeba poczekać na zakończenie wojny w Ukrainie, on akurat dziś zupełnie nie widzi podstaw, żeby przypuszczać, jak to wszystko może się potem przegrupować.
– Dziś mniej więcej widać, jak wygląda część ogólnych sympatii wyborczych, ale szczegółowe rzeczy rozstrzygną się wraz z końcem wojny. Analizowanie teraz sondaży ma, w moim przekonaniu, ograniczoną wartość poznawczą. Jako rozrywka słabą, a jako przewidywanie przyszłości jeszcze gorzej. To jak i kiedy skończy się wojna, będzie mieć fundamentalne znaczenie i będzie drugim resetem. W tym momencie jest wciśnięty reset, ten proces jeszcze się nie zakończył. A wiemy, że będzie drugi, w momencie, gdy wojna się zakończy. Musi opaść jeden wielki kurz i zobaczymy, co z tego zostanie – uważa.