Siedmiu wspaniałych z Korei Południowej. BTS żyje amerykańskim snem tańcząc w siedzibie ONZ

Zuzanna Tomaszewicz
04 kwietnia 2022, 16:43 • 1 minuta czytania
O jednego z nich biło się siedem wytwórni, drugi przez przypadek wziął udział w przesłuchaniu do zespołu, a trzeci nie zostałby członkiem boysbandu, gdyby nie wstawiennictwo kolegi. Historię BTS ogląda się jak film z serii "od zera do bohatera". Jeszcze nie tak dawno większość z nich nie potrafiła mówić po angielsku. Teraz młodzi Koreańczycy spełniają swój amerykański sen występując na Grammy i w siedzibie ONZ.
BTS - w czym tkwi fenomen południowokoreańskiego boysbandu? Fot. ImagePressAgency / face to face

W Seulu nie ma dnia ani godziny, w której piosenki BTS nie leciałyby z głośników w sklepach spożywczych czy odzieżowych. W Stanach Zjednoczonych nie ma natomiast talk-show, w których boysband nie byłby choć raz gościem. Siódemka z Korei Południowej od paru ładnych lat jest na ustach całego świata. Złośliwcy z Polski nazywają ich koreańskim odpowiednikiem disco-polowców, ale to zwykły skrót myślowy, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Dzięki nim K-pop z niszowej muzyki na naszym podwórku urósł do rangi fenomenu na Zachodzie. W Korei wytwórnie promujące k-popowe boysbandy i girlsbandy mają się dobrze od połowy lat 90. ubiegłego wieku, a u nas? BTS zaledwie kilka lat temu utorowali ścieżkę swoim rodakom, udowadniając im, że "amerykański sen" to nie mit.

Szczęśliwa cyfra

Był rok 2010. Kim Nam-joon miał zaledwie 16 lat, gdy Big Hit Entertainment zaoferowało mu miejsce w swojej wytwórni. Producenci już wcześniej słyszeli o hip-hopowych umiejętnościach chłopaka, który dotąd spełniał się jako undergroundowy raper. Zanim jednak podpisali z nim kontrakt, młody muzyk musi przejść przez przesłuchanie, jakże typowe dla koreańskich agencji poszukujących nowego narybka. W jego przypadku było ono zwykłą formalnością, ponieważ po swojej stronie ma już kogoś z branży, a mianowicie rapera Sleepy'ego, który sam zachęcił go do castingu "na gwiazdę".

Przesłuchanie nie dawało Nam-joonowi gwarancji, że to właśnie on zostanie przyszłym idolem nastolatek. Jako 16-latek trafił bowiem do akademika pełnego stażystów (trainee) czekających na swój moment sięgnięcia po sławę. Razem z nimi uczestniczył w treningach, na których szkolił swój wokal i uczył się tańczyć. Choć brzmi jak niezła zabawa, tak naprawdę była to ciężka praca okropiona potem i łzami. Tylko nieliczni mogli dostąpić zaszczytu dołączenia do nowopowstającej grupy BTS (Bangtan Sonyeondan, później także Beyond the Scene).

Kim Nam-joon (obecnie znany pod pseudonimem RM) stał się pierwszym członkiem boysbandu, a także jego liderem. Podczas trwających trzy lata praktyk poznał rapera Sugę (Min Yoon-gi) i tancerza J-Hope'a (Jung Ho-seok) - kolejne nazwiska, które zasilą w przyszłości BTS. Mimo panoszącej się po dormitorium atmosfery rywalizacji chłopcy zaprzyjaźnili się i zaczęli wspierać siebie nawzajem w chwilach słabości.

– Na początku było smutno, gdy jeden ze stażystów musiał odejść. Ale później przyzwyczaiłem się do tego. Często mówiłem: "Idziesz?", a potem: "Wpadnij kiedyś z wizytą". Najtrudniejsze było to, że nie mogłem często widywać się z rodzicami. Nawet kiedy przyjechali z Geojedo, żeby mnie zobaczyć, widziałem ich tylko przez pół godziny. Wtedy było naprawdę ciężko – wspominał RM w wywiadzie dla koreańskiego programu "You Quiz on the Block".

J-Hope nieraz myślał o tym, by rzucić wszystko. Dobijały go stres i nieustające pytania bliskich o to, kiedy zadebiutuje. Raz nawet Suga musiał go zawieźć na izbę przyjęć, gdy ten z powodu ciągłego zamartwiania się nabawił się problemów z jelitami. RM również podtrzymywał go na duchu, przekonując w międzyczasie wytwórnię, że jego kolega jest właściwą osobą na właściwym miejscu, i że należy mu się członkostwo w BTS.

Tym sposobem zespół miał już swoją święta trójcę, ale nie zamierzał na niej poprzestać. Pierwotnie BTS miało być hip-hopową grupą, aczkolwiek dyrektor wytwórni zmienił z czasem zdanie proponując wakaty dla czterech solistów nastawionych na tworzenie K-popu. I tak oto do grupy dołączył najstarszy z całego boysbandu Jin (Kim Seok-jin) i najmłodszy spośród wszystkich członków Jungook (Jeon Jeong-guk). O drugiego z nich batalię toczyło w tym samym czasie aż siedem agencji artystycznych.

Szóstą osobą, która zadebiutowała w składzie BTS, był V (Kim Tae-hyung). Chłopak od 3. roku życia grał na saksofonie i nigdy przedtem nie myślał na poważnie o zostaniu czyimś idolem. Pokusa pojawiła się, kiedy towarzyszył przyjacielowi podczas castingu do Big Hit Entertainment. Koordynator przesłuchania dostrzegł go na korytarzu i zaproponował mu, by zademonstrował coś przed składem jurorskim.

Sytuacja nabrała iście filmowego plot twistu, gdy na jaw wyszło, że przyjacielowi V nie udało się zakwalifikować dalej, a jemu tak.

Po pewnym czasie życie praktykanta dało mu po kościach. – Zadzwoniłem do taty we łzach i powiedziałem mu, że chcę się poddać. Mój tata odpowiedział: "Jeśli jest to dla ciebie za trudne, możesz zrezygnować. Jest wiele innych prac, więc znajdźmy coś innego". Brakowało mi słów. Było mi wstyd, że wypowiedziałam te słowa na głos. Po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, jak wzruszające było to, co powiedział mi ojciec – stwierdził V, wspominając swoje chwile zwątpienia.

Ostatni do zespołu dołączył Jimin (Park Ji-min), który już wcześniej szkolił się na tancerza, co ostatecznie pomogło mu w szybszym zakończeniu stażu. – Ćwiczyłem do 4 rano i wstawałem o 6:30, żeby iść do szkoły, potem znów ćwiczyłem i spałem. Czasami spałem w studiu na materacu. Ale to dzięki pozostałym członkom mogłem znieść te trudne czasy. Czułem, że chcę przez to przejść i dołączyć do zespołu – wyznał.

Wraz z jego pojawieniem się zakończono nabór do BTS. Wytwórnia uznała, że jej adepci są już gotowi na to, by opuścić gniazdo i wyruszyć w świat.

Czytaj także: Świat (i Polska) oszalał na punkcie k-popu. To Spice Girls i Backstreet Boys dzisiejszych czasów

Kierunek Zachód

BTS zaliczyło swój debiut latem 2013 roku wydając pierwszy album studyjny zatytułowany "2 COOL 4 SKOOL", który przez kilka miesięcy od premiery utrzymywał się na koreańskich listach przebojów. Boysband mógł pochwalić się uznaniem krytyków, którzy w swoich recenzjach zwracali szczególną uwagę na teksty zespołu odnoszące się do problemów społecznych. Szcześliwą siódemkę określano nawet mianem głosu młodego pokolenia.

Od początku BTS dbało o to, by ich utwory nie były zwykłymi popowymi kawałkami, a niosły ze sobą przekaz dla młodzieży. Ich twórczość mieniła się od osobistych przeżyć, co poskutkowało tym, że słuchacze łatwiej mogli utożsamiać się z ich muzyką. "Rozumiemy was" – takie przesłanie można było odczytać ze śpiewanych przez nich słów. W końcu żaden z nich nie urodził się od razu gwiazdą. Gdyby V zrezygnował z muzycznej kariery, pewnie teraz byłby rolnikiem, tak jak jego ojciec.

Co więcej, artyści nie zerwali ze swoimi ojczyźnianymi korzeniami na rzecz zachodniej modły, a wręcz przeciwnie. W ich kawałkach możemy usłyszeć między innymi polemikę na temat koreańskich dialektów oraz dowiedzieć się, jak wygląda życie na seulskich przedmieściach.

Wielu artystów zostawia pisanie wszystkich tekstów ghostwriterom, ale nie BTS. Choć boysband współpracuje z profesjonalnymi tekściarzami i producentami, za większość słów do piosenek odpowiada pierwotne trio, czyli RM, Suga i J-Hope.

BTS niecały rok po premierze pierwszego krążka założyli swój fanclub, któremu nadali nazwę ARMY (Adorable MC for Youth). Ich fani są niezwykle zżyci z członkami boysbandu. Nie tylko tłumaczą teksty piosenek na inne języki, ale aktywnie działają w mediach społecznościowych, wspierając muzyków i podbijając ich popularność.

K-poperkom i k-popowcom nie można odmówić rozmachu. Sprawnie rozprawiają się z hejterami i działają szybciej niż władze Facebooka lub Twittera, gdy w sieci zaczyna panoszyć się nienawiść. Jeśli w internecie będzie trendować homofobiczny bądź rasistowski tag, to wiedz, że fani K-popu niedługo się nim zajmą. Pod tym względem są niezastąpieni.

W 2016 roku światło dzienne ujrzał drugi album grupy pt. "Wings", zaś niecałe dwa lata później boysband wydał trzecią płytę "Love Yourself: Tear". Statek BTS powolutku wypływał na szerokie wody. Żaden z członków zespołu nie spodziewał się tego, co przyniesie jutro. Ze zwykłych chłopaków, którzy zrobili karierę w Korei, przeistoczyli się w światowych idoli.

Z kolejnym albumem "Map of the Soul: 7" BTS po raz czwarty zajęli 1. miejsce na liście Billboard 200 z 422 tys. sprzedanych kopii na koncie. Podczas Billboard Music Awards 2020 czwarty rok z rzędu zdobyli też nagrodę Top Social Artist. W 2019 roku boysband jako pierwszy K-popowy wykonawca pojawił się na scenie muzycznej gali Grammy.

Wymieniając dalej RM-a i jego kumpli okrzyknięto pierwszymi muzykami z Azji, którym udało się przekroczyć rekordową liczbę 5 miliardów odsłuchań na Spotify. W 2020 młodych mężczyzn wyróżniono nominacją do Grammy za najlepszy popowy występ w duecie/grupie. W 2022 mieli szansę na zgarnięcie złotej statuetki w tej samej kategorii.

Ich występy na amerykańskich ceremoniach uchodzą przeważnie za największą atrakcję wieczoru. Tak było w przypadku tegorocznej gali Grammy 2022, gdzie siódemka wykonała hit "Butter".

Spory rozgłos dają im także gościnne koncerty w najpopularniejszych talk showa. BTS byli już gośćmi u Ellen DeGeneres, Jamesa Cordena, Jimmy'ego Fallona, Stephena Colberta, Conana O'Briena i Jimmy'ego Kimmela.

Jakby tego było mało, w 2018 we współpracy z UNICEF siedmioosobowa grupa wygłosiła przemówienie na posiedzeniu ONZ w ramach kampanii społecznej "Kochaj siebie" przeciwko przemocy wobec młodzieży. W 2020 roku zespół powrócił na 75. Zgromadzenie ONZ, gdzie podzielił się swoimi doświadczeniami związanymi z pandemią COVID-19.

– Nasze jutro może być mroczne, bolesne i niezwykle trudne. Możemy potknąć się lub upaść. Wyobraźmy sobie na nowo nasz świat. Przyszłość, w której uda nam się wyrwać z naszych małych pokoi – mówił RM.

Na tym nie koniec współpracy z ONZ. BTS nagrali w nowojorskiej siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych teledysk do utworu "Permission to Dance". Po nagraniu wideoklipu gwiazdy znów wzięły udział w posiedzeniu wysokiego szczebla jako delegaci prezydenta Korei Południowej Moon Dze Ina. Skrytykowali wówczas nazywanie młodzieży "straconym pokoleniem COVID", obarczając winą za obecną sytuację na świecie dorosłych.

– To nadużycie mówić o nich, że są straceni, tylko dlatego, że dorośli nie widzą ścieżki, którą obrali – oznajmił lider BTS.

Skąd w ogóle wziął się fenomen BTS? W zachodniej świadomości obraz południowokoreańskich bandów utożsamiany był jeszcze do niedawna z niewolniczymi kontraktami i nieskazitelnym wizerunkiem kontrolowanym przez wytwórnie. Jak widać na załączonym obrazku, BTS są zaprzeczeniem każdego z tych stereotypów.

Czytaj także: https://natemat.pl/373153,girlsband-blackpink-pobil-rekord-najwiekszej-liczby-subskrypcji-na-youtube