"Odblokowałam jego hasło i świat runął". Psycholog o tym, czy warto sprawdzać telefon partnera

Agnieszka Miastowska
"Nie dotykaj, to cudza prywatność, jeszcze będziesz musiała się z tego tłumaczyć, nie chciałabyś, by on ci tak zrobił, przecież mu ufasz" – mówi głos rozsądku. "Ale jeśli cię okłamuje, jeśli coś jest nie tak, to nigdy się tego nie dowiesz" – podpowiada twoja wewnętrzna niepewność. Czy sprawdzanie telefonu partnera można usprawiedliwić? A może nie trzeba, bo to po prostu "rozsądne"? Ile związków tyle opinii, ale warto przede wszystkim posłuchać eksperta.
Przeglądanie telefonu partnera w związku. Czy kontrola jest fair? Fot. Pexels

Czy sprawdzamy cudzą korespondencję?

Czy jako partnerzy przestrzegamy tak podstawowych zasad, jak prawo drugiej połówki do prywatności, czy raczej gdy na szali kładziemy niepewność co do lojalności partnera, przeszukanie mu telefonu przestaje być moralnym dylematem?
Zależy od tego, na jakie badania się powołamy. Przeprowadzony kilka lat temu sondaż miesięcznika "Reader’s Digest" wykazał, że aż 45 proc. Polaków przegląda SMS-y lub maile partnera. Inne badania, przeprowadzone przez Virgin Mobile Australia pokazują, że w ponad 70 proc. przypadków przeglądanie telefonu partnera kończy się odkryciem czegoś niestosownego, a 1 na 10 tego typu sytuacji kończy się rozstaniem.


Zgodnie z badaniami YouGov "tylko" 15 proc. mężczyzn przyznaje się do trzymania na swoim telefonie czegoś niestosownego, ale jak wynika z innych badań panowie albo próbują się wybielać, albo mają inne niż ich partnerki rozumienie wyrażenia "niestosowne treści".

Z rozmów ze znajomymi w związkach i singlami wynika, że temat sprawdzania telefonu, czy raczej wszelkich wiadomości prywatnych partnera, był poruszany w każdej z ich relacji. Nie była to jednak forma rozmowy o zaufaniu czy granicach prywatności.

Praktycznie każdemu zdarzyło się kiedyś przejrzeć telefon partnera, spróbować to zrobić albo przynajmniej to rozważać. Częściej do tego przyznają się raczej znajome mi kobiety niż mężczyźni. I to nie tylko moja obserwacja - jak podkreśla psychoterapeutka Sylwia Miller, kobiety faktycznie częściej posuwają się do przejrzenia wiadomości partnera. Czyżby częściej miały powody?

Jak nie sprawdzę, to się nie dowiem

Kiedyś, gdyby ktoś chciał dowiedzieć się o nas jak najwięcej, mógłby przeszukać nasz pokój w poszukiwaniu pamiętnika. Prawdopodobnie to stamtąd dowiedziałby się, co czujemy, czy w naszym życiu pojawił się ktoś nowy, o czym wczoraj rozmawiałyśmy z przyjaciółką, czy co nas martwi. Dzisiaj nie musimy spisywać przemyśleń na kartkach, a i to byłoby złudne, bo dość subiektywne.

Największą skarbnicę wiedzy na temat samych siebie najczęściej trzymamy w kieszeni spodni czy torebce, a mowa oczywiście o telefonie. Przeglądając go, można dowiedzieć się o jego właścicielu dosłownie wszystkiego.

Na Messegerze przeczytać rozmowę z najlepszą przyjaciółką, w notatniku znaleźć listę obowiązków na dzisiaj, z maila dowiedzieć się, jak poszło nam w pracy, a z historii polubień i wyszukiwań, nawet co nas wczoraj bolało i co chcieliśmy zamówić na kolację.

Umówmy się – nie musimy trzymać na telefonie dowodów zdrady, żeby czuć niesmak, mając w głowie obraz tego, że ktoś dokładnie przeszukuje nasz telefon. Z drugiej strony – to kusząca wizja. Dowiedzieć się o partnerze więcej, niż on sam chce nam powiedzieć.

Tak przynajmniej twierdzi 26-letnia Kamila, która mówi mi bez ogródek, że by ufać, musi sprawdzać.

– Nie uważam, żebym robiła coś złego, bo mam w moim systemie pewne zasady. Gdy sprawdzam telefon mojego partnera, nie zaglądam w rozmowy z kolegami, rodziną. Szukam tylko jakichś nieznanych kontaktów... kobiet. Nawet się nie przekopuję, jeśli nie znajdę nic w pierwszych okienkach, daję spokój – wyjaśnia.

Pytam, dlaczego to robi, chociaż wiem, że nie ma za sobą doświadczenia zdrady, większej nielojalności ze strony tego partnera.

– Chcę być spokojniejsza i wiedzieć wcześniej, gdyby coś miało się wydarzyć – dodaje. Tylko że Kamila stosuje jednak bardziej skomplikowany system sprawdzania. Regularnie przegląda, kogo jej partner dodał na mediach społecznościowych. Ważne są osoby obserwowane na Instagramie. Podkreśla, że nie podejrzewałaby go o założenie aplikacji randkowej.

– Ale taki Instagram? Droga od flirtu do czegoś więcej bywa bardzo krótka – dodaje. Ciągle posługując się hasłami, że "coś" może się stać i do "czegoś" może dojść. Jednocześnie przekonując mnie, że po swoim partnerze zdrady się nie spodziewa.

Nazywa to profilaktyką, sprawdzaniem, zabezpieczeniem. – Idąc na badania, nie masz nadziei, że będziesz chora, ale to nie oznacza, że zamierzasz żyć w nieświadomości – mówi i mam wrażenie, że popada w małą obsesję. Uważa jednak, że wypracowany przez nią system jest bezpieczny.

Zupełnie nie zgadza się z tym psycholożka i psychoterapeutka par Sylwia Miller, podkreślając, że sam pomysł budowania zaufania przez kontrolę sprawia, że wpadamy w błędne koło.

– Zaufania nie da się budować przez kontrolę, to prowadzi do destrukcji związku. W przypadku szperania w cudzym telefonie zawsze pojawiają się dwie opcje – albo coś znajdziemy, wtedy oczywiście pojawia się pytanie, co i co z tym zrobimy – albo nic nie znajdziemy i wtedy prawdopodobnie będziemy robić to dalej, wpadając w obsesję – dodaje.

I podkreśla, że Kamila faktycznie może być typem kobiety, która, mimo że nie doznała ze strony partnera nielojalności, czuje się w związku niepewnie.
Fot. Pexels
– Z mojego doświadczenia jako psychoterapeutka par wiem, że duża część osób sprawdzających wiadomości partnera to osoby, które nie robią tak jednemu partnerowi, ale mają w związkach taką tendencję. Indywidualne osobiste schematy i przekonania, które nie zawsze muszą być doświadczeniem zdrady. Może to wynikać z niskiego poczucia wartości – tłumaczy.

Wtedy należy skupić się raczej na pracy nad sobą. Jeśli nie stało się nic, co może nas do tego popychać, to znaczy, że problem leży w nas.

Odblokowałam mu hasło i związek runął

Zupełnie inaczej wygląda jednak sytuacja z perspektywy osoby, której zaufanie zostało zawiedzione. Dorota ma 34 lata i dwa lata temu odkryła, że jej mąż nawiązał internetowy romans. To znaczy, dowody romansu znalazła w telefonie męża, ale relacja jego i kochanki nie ograniczała się do wirtualnych randek.

– Miałam już podejrzenia dotyczące zdrady, on był nieobecny, zawsze w telefonie, wiecznie pracujący w domu po godzinach na laptopie blokowanym hasłem. Właściwie to wyczekałam moment i złapałam telefon, gdy on poszedł się kąpać. Normalnie go zabierał, więc musiałam mieć szczęście, że był akurat pod ładowarką – wyjaśnia.

Po odblokowaniu telefonu ujrzała na nim nagie zdjęcia nieznanej jej kobiety. Przyznaje, że serce prawie jej stanęło.

– Romansował z koleżanką, znałam ją, to taka nasza wspólna znajoma. Chociaż coś podejrzewałam, nie spodziewałam się takiego kalibru. Okazało się, że się spotykali, podobno ze sobą nie sypiali, długa historia. Ostatecznie to wszystko trwało rok, a on regularnie te wiadomości kasował – dodaje.

Dorota przyznaje, że miała "szczęście", że w ogóle na dowody natrafiła. Z mężem została, ale sprawdza mu telefon regularnie, on już o tym nie wie. Chyba. Chyba że nadal jest niewierny, ale wszystko kasuje. Sama nie wie, co ma myśleć.

Sylwia Miller wskazuje, że taka sytuacja wymaga chęci z obydwu stron do naprawienia związku i pracy z psychoterapeutą. A kompulsywne sprawdzanie telefonu partnera jest wtedy konsekwencją jego zachowania, a nie np. objawem nieuzasadnionej zazdrości.

Psychoterapeutka podkreśla, że niezależnie od tego, czy doświadczyliśmy niewierności ze strony partnera, czy nie, kontrolowanie go, nie zbuduje ani nie odbuduje zaufania, ale też nie zapewni nam prawdziwego poczucia bezpieczeństwa w związku.

– W związku najbardziej zależy nam na poczuciu bezpieczeństwa, a sprawdzając telefon partnera, wprowadzamy się w stan ciągłego napięcia w oczekiwaniu na cios. Czujemy napięcie, lęk, fantazjujemy na temat zdrady (nawet jeśli do niej nie doszło), a nasz mózg nie odróżnia wizji fantazyjnej od rzeczywistości – tłumaczy.

Trudną sytuacją jest także wyjście ze schematu sprawdzania wiadomości partnera, gdy doświadczyliśmy zdrady. Możemy mieć taką pokusę nawet w nowym związku, ale ona paradoksalnie może popchnąć nowego partnera do zachowań niewiernych. Jak to możliwe?

– Kontrolując prywatność partnera, osaczamy go, zamykamy w klatce, ograniczanie i przymus fizycznego zbliżenia się do nas i trwania przy nas, wcale nie da nam poczucia bezpieczeństwa, a może paradoksalnie popchnąć partnera do zdrady – tłumaczy.

Gdzie więc przebiega granica? Niektóre pary znają swoje hasła do telefonów, mają nawet wspólne konta na mediach społecznościowych, traktują swoje telefony, jak wzajemną własność. W innych zdarza się, że partnerzy nie znają nawzajem swoich haseł, a wzięcie telefonu partnera do ręki widziane jest jako naruszenie jego granic.

Pytam Sylwię Miller o złoty środek. – Każda kwestia w związku powinna być omówiona przez partnerów i to oni mają czuć się w tym układzie dobrze. Dlatego, gdy w gabinecie kobieta pyta mnie, czy to „fair”, by jej partner wychodził bez niej na imprezę, pytam jej jak ona i on się z tym czują. Są pary, dla których to normalne rozwiązanie i takie, które uważają to za niedopuszczalne. Warunek jest tylko taki, by obydwie strony czuły się z tym dobrze – wyjaśnia.

– Wchodząc w związek, powinniśmy omówić nasz system wartości na początku relacji. Rozmawiamy z partnerem o tym, czy chcemy mieć dzieci i gdzie chcemy mieszkać, więc powinniśmy też poruszyć temat tego, jak widzimy naszą codzienność i granicę prywatności, zanim dojdzie do jakichś trudnych historii. Podobnie powinniśmy zrobić z telefonem, bo telefon jest skarbnicą wiedzy na nasz temat – wyjaśnia.

Kluczowa jak zawsze jest rozmowa i wyjaśnienie partnerowi czego się obawiamy. Sprawdzenie telefonu to odbicie tego, jak myślimy o naszej prywatności i zaufaniu w związku.
Czytaj także: Skok w bok wcale nie jest najgorszy. Zdrada emocjonalna to cichy zabójca związków