"Świat musi zrozumieć, że to ludobójstwo". Poruszająca historia ukraińskiego piłkarza
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Mykoła Matwijenko ma 25 lat, gra w barwach Szachtara Donieck i dla reprezentacji Ukrainy, w barwach której mogliśmy go obserwować choćby podczas Euro 2020. Piłkarz pochodzi z Krymu, czyli terenu zaanektowanego przez Rosjan w 2014 roku. Gdy wówczas wracał do Doniecka, dowiedział się o agresji na swój kraj i musiał uciekać. Tak samo jak jego klub, który z dnia na dzień musiał zamienić wspaniałą Donbas Arenę na emigrację.
Piłkarze Górników grali i trenowali we Lwowie, później w Charkowie, a ostatnio w Kijowie. Teraz w ogóle musieli wyjechać z kraju, występują w Europie i zbierają środki na pomoc humanitarną dla ogarniętej wojną Ukrainy.
Mykoła Matwijenko to jeden z graczy, na którego życiu wojna położyła się cieniem. Tak było osiem lat temu, tak jest też teraz. – Wszyscy wierzymy, że pewnego dnia znów zagramy w piłkę w Ukrainie – przyznał w szczerym wywiadzie dla "Deutsche Welle".
Opowiedział też, jak w 2014 roku wracał do swojego klubu i dowiedział się o wojnie. – Miałem 17 lat, pojechałem pociągiem do domu na wakacje. Następnego dnia ze stacji kolejowej praktycznie nic nie zostało i od razu przeniesiono nas do innego miasta – wspomnał atak separatystów na Donieck, który zamienił się w strefę wojny. Zniszczono nawet stadion, chlubę regionu i jedną z aren Euro 2012. Dziś uszkodzony i niepotrzebny nikomu straszy w centrum miasta, które od lat jest poza strefą ukraińskich wpływów.
– Za młodu zawsze chodziłem na stadion i moim marzeniem było zawsze zagrać na nim w barwach Szachtara Donieck. Wszyscy wierzymy, że kiedyś znów będziemy mogli tam zagrać w piłkę – dodał defensor, który w ekipie Górników zadebiutował w 2015 roku i na Donbas Arenie, którą za swoje środki postawił właściciel klubu Rinat Achmetow, nie miał okazji wystąpić.
Druga agresja Rosji na Ukrainę, tym razem już pełnoskalowa, zastała piłkarza w Kijowie, gdzie mieszkał wraz z rodziną jeszcze w lutym. Inwazja rozpoczęła się nad ranem, w stolicy mieszkańcy usłyszeli wybuchy bomb. – Około piątej nad ranem usłyszałem wybuchy za oknem i natychmiast zerwaliśmy się z łóżek. Spędziliśmy noc w samochodzie na parkingu. A później otrzymaliśmy wiadomość, że Kijów został zaatakowany i że musimy wyjechać – opisywał.
Wraz z żoną i dzieckiem uciekł więc z miasta i ruszył na emigrację, jak miliony Ukraińców uciekających przed wojną. Dziś wraz z drużyną Szachtara Donieck rozgrywa serię "Meczów o pokój" i zbiera w ten sposób środki na pomoc humanitarną dla ojczyzny. Marzy, by znów zagrać w kraju w piłkę, może nawet dokończyć przerwany sezon w lidze. Przecież Szachtar odrabiał straty do Dynama Kijów, w kwietniu miał stawić czoła wielkiemu rywalowi. Tracił już tylko dwa punkty.
Wojna pokrzyżowała wszystkie plany. – Świat musi zrozumieć, że to, co się dzieje, to ludobójstwo – zaapelował Mykoła Matwijenko opisując sytuację swojego kraju i swoich bliskich. Wojna trwa, Rosjanie znów atakują Donbas i spróbują oderwać go od Ukrainy. Giną cywile, Ukraina płaci krwią za swoją wolność, a kolejne doniesienia o bestialstwie agresorów wywołują złość i bezsilność.
Wojna zmieniła wszystko. Nawet strona internetowa Szachtara Donieck już dawno zmieniła swój profil. Zamiast informacji sportowych pojawiają się na niej regularnie informacje Ukraińskiego Ministerstwa Obrony, prowadzona jest na bieżąco.
– Nie będziemy już grać z drużynami z Rosji. Ci ludzie powinni być odizolowani – skomentował dobitnie sytuację Mykoła Matwijenko. Mamy nadzieję, że nasi sąsiedzi już wkrótce wrócą do swoich domów, będą mogli żyć normalnie i nie będą obawiać się agresji. I zagrać w piłkę, bo przecież to kochają.
Czytaj także: https://natemat.pl/408133,centrum-tenisowe-w-irpieniu-zniszczone-po-bombardowaniu-zdjecia