Czerwony alert w Naddniestrzu. Na przejściach z Mołdawią utworzyły się długie kolejki
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- W związku z trzema atakami w Naddniestrzu władze tego separatystycznego regionu zdecydowały się na wprowadzenie najwyższego poziomu "alarmu terrorystycznego"
- Doniesienia o atakach w Naddniestrzu zostały podane przez rosyjskie media i przez nie powielane
- Wielu mieszkańców tego regionu zdecydowało się na ucieczkę
Ataki w Naddniestrzu
Naddniestrze to region autonomiczny we wschodniej Mołdawii, nieuznawany na arenie międzynarodowej. Od lat 90. XX wieku jest on zarządzany przez prorosyjski reżim i wojska wspierana przez Kreml. Naddniestrze to obszar zdominowany przez ludność rosyjskojęzyczną. Obecnie stacjonuje tam ok. 1,5 tys. rosyjskich żołnierzy.
Region graniczy z Ukrainą. Od kiedy wybuchła wojna mieszkańcy Naddniestrza żyją w ciągłej niepewności. Teraz jest ona jeszcze większa. W ostatnim czasie doszło do aż trzech ataków - na budynek Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego w Tyraspolu, w jednostkę wojskową w pobliżu wsi Parcani oraz w wieże ośrodka radiowo-telewizyjnego w pobliżu wsi Maja.
W związku z atakami w Naddniestrzu ogłoszono czerwony, najwyższy alert w związku z zagrożeniem terrorystycznym.
Informacje o atakach potwierdziła Rada Bezpieczeństwa prorosyjskiego regionu Naddniestrza. Same doniesienia o nich dotarły do opinii publicznej przez rosyjskie media i przez nie są powielane. Według oficjalnej wersji za atakami stoi strona ukraińska. Te doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Rosji i celowym działaniem destabilizacyjnym.
W zawiązku z ogłoszeniem czerwonego alertu, władze separatystycznego regionu zdecydowały się wprowadzić dodatkowe środki bezpieczeństwa. Służby Wadima Krasnosielskiego, przywódcy Naddniestrza poinformowały o przejściu szkół w zdalny tryb nauczania.
"Do końca roku szkolnego miejskie placówki oświatowe zostały przeniesione w tryb nauczania na odległość" - poinformowały służby prasowe.
W związku z sytuacją w Naddniestrzu prezydent Mołdawii Maia Sandu zwołała pilne posiedzenie Najwyższej Rady Bezpieczeństwa. Władze Mołdawii stwierdziły, że nie wiadomo, kto strzelał. Jednak według nich była to ewidentna prowokacja, która ma na celu zdestabilizowanie sytuacji w regionie.
Reakcje na sytuację w Naddniestrzu
Widać już pierwsze efekty destabilizacji. Kiedy mieszkańcy regionu dowiedzieli się o atakach i usłyszeli o wprowadzeniu czerwonego alertu, postanowili szybko się spakować i wyjechać z Naddniestrza. Na granicy z Mołdawią szybko utworzyły się kolejki ludzi próbujących wydostać się z separatystycznego regionu. Na wjazdach do miast powstały posterunki kontrolne. Władze Naddniestrza odwołały też majowe obchody Dnia Zwycięstwa.
Destabilizacja Naddniestrza może nieść za sobą daleko idące skutki. Widać to chociażby po komentarzu szefa samozwańczej republiki donieckiej. Denis Puszylin po tym, jak pojawiły pierwsze informacje o atakach miał stwierdzić, że to, co dzieje się w Naddniestrzu wymaga podjęcia kolejnej operacji wojsk rosyjskich. "Armia powinna zająć się tym zaraz po wyzwoleniu Donbasu" - stwierdził.
Prowokacja Rosji?
Ukraiński wywiad wojskowy o sytuację w Naddniestrzu oskarżył Rosję. Państwo Putina miało celowo przeprowadzić prowokację i wywołać panikę wśród ludności regionu.
Według ukraińskiego wywiadu, wojska stacjonujące w Naddniestrzu mogą próbować zaatakować Odessę. W oświadczeniu opublikowanym przez Kijów przywołano wypowiedź rosyjskiego dowódcy, który w ubiegły piątek otwarcie mówił o tym, że Moskwa chce objąć kontrolą całą południową Ukrainę, aż po Naddniestrze.
Głos w sprawie zabrał Dimitrij Pieskow. Rzecznik Kremla zaznaczył, że Moskwa obserwuje sytuację. - Bardzo uważnie przyglądamy się rozwojowi sytuacji w Naddniestrzu. Z pewnością wiadomości, które stamtąd napływają, budzą niepokój - powiedział Pieskow.