Festiwal żenady podczas "gali" Royal Division. Koszmarna prowizorka zamknięta przez policję

redakcja naTemat
01 maja 2022, 11:47 • 1 minuta czytania
Granice absurdu w dziedzinie organizacji "gal sportów walki" nadal są przesuwane. W sobotę odbyło się wydarzenie, które miało zapoczątkować nową jakość w dziejach Fame MMA. "Gala" Royal Division okazała się być jednak kuriozalnym wydarzeniem, które w jeszcze w jego trakcie zamknęła interwencja policji.
Takie realia zaserwowali kibicom sportów walki organizatorzy sobotniej, premierowej "gali" Royal Division. Fot. Twitter/Print Screen

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

O Royal Division zrobiło się bardzo głośno jeszcze zanim odbyła się pierwsza edycja wydarzenia, firmowanego postacią Antoniego Królikowskiego. Nowa jakość Fame MMA reklamowana była m.in. poprzez walkę sobowtórów, gdzie zmierzyć mieli się... Władimir PutinWołodymyrem Zełenskim.


"Dojdzie do spotkania dwóch facetów, wyglądających jak Ci, którzy muszą ze sobą poważnie porozmawiać…" - reklamował polski aktor.

Fala krytyki oraz jej zasięg okazały się jednak na tyle miażdżące, że Królikowski wycofał się z pomysłu. Polski aktor zdążył się jeszcze wytłumaczyć, ale ostatecznie tylko pogrążył to, co i tak był nie do logicznego wytłumaczenia.

"Największe możliwości finansowe dają kontrowersje, bo to one są dziś najbardziej pożądane przez Was, naszych odbiorców, o czym świadczy ogromny szum medialny" - pisał w mediach społecznościowych Królikowski, broniąc wizji gali Royal Division.

Zobacz także: Królikowski wycofuje się z organizacji kontrowersyjnej gali MMA. "Żałuję, że zawiodłem. Znikam"

Okazało się jednak, że brak Królikowskiego nie przeszkodził w zorganizowaniu wydarzenia, już zupełnie w innych realiach. Twarzą Royal Division został Tomasz Olejnik, mający swoje doświadczenie w gal amatorskich sztuk walk. Nowy "frontman" uzyskał rozgłos m.in. za sprawą współpracy ze znanymi postaciami świata internetu, Lordem Kruszwilem i Kamerzystą.

Karimata zamiast ringu

"Gala" Royal Division odbyła się w sobotę 30 kwietnia. Miejscem zmagań było... studio fotograficzne we Wrocławiu. Organizatorzy mieli bowiem - jak przekonywali - sporo problemów z ostateczną logistyką wydarzenia. Warunki w jakich mieli jednak walczyć uczestnicy, błyskawicznie zdziesiątkowały "kartę gali".

Trudno dziwić się uczestnikom, którzy wycofali się z tak amatorsko przygotowanego wydarzenia. Zamiast ringu/oktagonu - prowizoryczna układanka z kilku karimat, "zabezpieczonych" taśmą klejącą. Do tego brak sędziego oraz ludzie, którzy dookoła "ringu" stali przy miejscach, które mogłyby być niebezpieczne w razie uderzenia uczestników. Po prostu, sami zabezpieczając je swoim ciałem...

Realia sobotniej "gali" Royal Division widać dokładnie na kanale YouTube "AntyFaktów".

Ostatecznie "gala" trwała przez kilka pojedynków, które można było oglądać w internecie. Co ciekawe, dostęp do niej był płatny. Większość ludzi, którzy zdecydowali się kupić bilety na Royal Division, musiało się czuć mocno rozczarowanych. Możliwe, że ze względu na niedobór osób nawet sam Olejnik postanowił powalczyć.

Całość zakończyła jednak interwencja policji. Można się jednak spodziewać dalszych konsekwencji dla organizatorów wydarzenia. Świat sportów walki z pewnością nie chciałby, żeby w ten sposób był psuty rynek organicji, gdzie przede wszystkim - dba się o bezpieczeństwo uczestników oraz zapewnia normalne warunki do zrobienia show.

Sobotnie wydarzenia na Dolnym Śląsku - nie miały z tym zbyt wiele wspólnego.

Czytaj także: https://natemat.pl/409543,gala-mma-z-udzialem-nieletnich-slaska-policja-w-akcji