Kobieta kontra dzika natura. "Infinite Storm" Małgorzaty Szumowskiej to filmowe katharsis

Ola Gersz
26 maja 2022, 06:39 • 1 minuta czytania
Czy góry są jak terapia? Tak twierdzi Pam Bales, która uciekając przed bolesnymi wspomnieniami, wyruszyła kilkanaście lat temu na Górę Waszyngtona. Na targanym wiatrem i śniegiem szlaku spotkała przemarzniętego człowieka, którego postanowiła ocalić. Tę opartą na faktach, mrożącą krew w żyłach historię opowiadają Małgorzata Szumowska i Michał Englert w swoim najnowszym filmie "Infinite Storm". Wrażenia? To rola życia Naomi Watts i doskonały amerykański debiut reżyserskiego duetu.
W "Infinite Storm" zachwyca Naomi Watts Fot. materiały prasowe

Po co wyruszamy w góry? Dla widoków, adrenaliny, sportu. Są też i tacy, którzy przemierzają górskie szlaki, by zmierzyć się z uczuciami, które ciążą im na sercu: bólem, smutkiem, tęsknotą. Jak bohaterka "Infinite Storm", która 17 października 2010 roku rusza w góry, by stawić czoła przeszłości.

Poranek nie zapowiadał niczego niezwykłego. Owszem, w radiu zapowiedziano w amerykańskim stanie New Hampshire burzę, ale dla Pam Bales, doświadczonej pielęgniarki i ratowniczki górskiej, nie była to przeszkoda. Kobieta wstała więc bladym świtem, założyła kilka warstw ubrań i buty trekkingowe, spakowała duży plecak i wyszła z domu z kijkami narciarskimi w ręku. 

Jej cel? Góra Waszyngtona, najwyższy szczyt monumentalnych Gór Białych, gdzie pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie, a lodowaty wiatr potrafi ściąć z nóg nawet najwytrwalszych wspinaczy.

Przygotowana na każdą ewentualność Pam nie wiedziała jednak, że na szlaku, który przemierzała niezliczoną ilość razy, spotka tego dnia zagubioną duszę… w nieodpowiednich butach. Mężczyznę, który ruszył w Góry Białe w takim samym celu, jak ona – by stawić czoła niewyobrażalnej stracie. Obcego człowieka, którego postanowi ocalić, ryzykując własne życie.

Tę niewiarygodną historię, która aż prosiła się o ekranizację, opisał przed laty Ty Gagne w artykule "High Places: Footprints in the Snow Lead to an Emotional Rescue" w "Reader’s Digest". Na język filmu przełożył ją niezastąpiony duet: Małgorzata Szumowska i Michał Englert. "Infinite Storm", ich kolejne po "Body/Ciało" czy "Śniegu już nigdy nie będzie" wspólne dzieło, nie jest jednak tylko survivalowym thrillerem o walce z żywiołem. To coś znacznie większego, głębszego i… trudniejszego.

Człowiek kontra żywioł

Pierwszy amerykański film Małgorzaty Szumowskiej, polskiej reżyserki cenionej za granicą i trzykrotnie nagradzanej na Berlinale (za "W imię...", "Body/Ciało" oraz "Twarz"), to produkcja niezwykle ambitna. Walkę z dzikim żywiołem nie jest łatwo pokazać na ekranie – zwłaszcza gdy tym żywiołem są majestatyczne góry. Jednak Szumowskiej i Englertowi się to udaje, w czym olbrzymia zasługa fenomenalnych zdjęć tego ostatniego – zapierające dech w piersiach widoki przywodzą na myśl nie tylko "Everest", ale i inną opowieść o przetrwaniu, czyli "Zjawę" z nagrodzonym Oscarem Leonardem Di Caprio.

Reżyserski duet widowiskowo eksponuje majestat i dzikość natury. Ta początkowo współpracuje z Pam Bales, która dziarskim krokiem wchodzi na Górę Waszyngtona. Towarzyszy jej cisza, która jednak w górach ciszą wcale nie jest – słyszymy szum wiatru, kroki na żwirowej ścieżce, łamiące się pod stopami Pam gałęzie. Jednak żywioł czai się w oddali: niebo jest coraz ciemniejsze, w oddali trzaskają pioruny. W końcu da o sobie znać – szalejąca burza i niebezpieczeństwa czyhające na szlaku będą prawdziwą próbą sił dla bohaterki "Infinite Storm".

Jednak natura dopiero się rozkręca. Gdy Pam zobaczy na śniegu ślady butów, zwyczajnych sneakersów, nie waha się: rusza na poszukiwanie człowieka, który w takim obuwiu przy ekstremalnej pogodzie zwyczajnie nie ma szans przeżyć. W końcu go widzi – wpół zmarzniętego, ledwo przytomnego. Momentalnie podejmuje decyzję: sprowadzi go na dół.

To ten moment jest dla Pam Bales decydujący, a "Infinite Storm" obiera wtedy kierunek mrożącego krew w żyłach kina survivalowego. Do zmroku zostało coraz mniej godzin, śnieg sypie w twarz, wieje lodowaty wiatr, a "John" (jego prawdziwego imienia nie znamy) będzie wyjątkowo trudnym i niewspółpracującym z nią "towarzyszem". Kobieta prze jednak do przodu, nie zważając na niebezpieczeństwa i ryzyko. Jeśli John nie zdoła zejść na dół, ona zginie razem z nim.

Naomi Watts walczy o przetrwanie

Szumowska i Englert sprawnie radzą sobie w survivalowych klimatach, a zmagania Pam ogląda się niczym najlepszy thriller. Scenariusz Joshuy Rollinsa oddaje ekstremalne emocje, ogromną odwagę i nadzieję, która przecież umiera ostatnia. Jednak film "Infinite Storm" paradoksalnie krzyczy najgłośniej, gdy jest najcichszy. Tytułowa burza nie szaleje bowiem jedynie w Górach Białych, ale również wewnątrz granej przez Naomi Watts bohaterki, a także Johna (świetny Billy Howle).

Dlaczego Pam i John wyruszyli w góry mimo burzowych prognoz? Wraz z kolejnymi krokami bohaterki i jej towarzysza zaczynamy rozumieć, że mamy do czynienia nie tylko z żywiołem natury, ale również z żywiołami wcale nie mniej groźnymi: cierpieniem, stratą, tęsknotą, wszechogarniającym smutkiem. Podróż Pam Bales będzie nie tylko walką o przetrwanie, ale również życiową lekcją, której ratowniczka wcale się nie spodziewała.

"Infinite Storm" przypomina, że piękno i groza nieustannie się ze sobą przeplatają, a spokój ducha można odnaleźć nawet pośród burzy. Podkreślają to wspomniane, majestatyczne zdjęcia Michała Englerta i klimatyczna muzyka Lorne’a Balfe, ale również Naomi Watts. Jej kreacja, która jest sercem filmu, to dla widza swoistym katharsis. 

Dwukrotnie nominowana do Oscara gwiazda "Mulholland Drive", "21 gramów" czy "Birdmana" już raz zmierzyła się z dziką naturą – w dramacie "Niemożliwe" z 2012 roku o tsunami w Tajlandii. W filmie Szumowskiej i Englerta Brytyjka tylko potwierdza swoją aktorską klasę. Dziękujmy losowi, że Szumowska i Watts spotkały się w 2018 roku, gdy obie zasiadały w jury 75. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji. 

Watts jest w "Infinite Storm" wręcz fenomenalna – twarda, ale delikatna, opanowana, lecz przerażona, silna i krucha. W dziele polskiego duetu nie ma wielu dialogów, ale nie są one Watts potrzebne. Aktorka potrafi oddać emocje jedynie swoją twarzą i ciałem, a robi to tak znakomicie, że widz nie tylko w mig pojmuje dramat Pam, ale jest gotowy wyruszyć z nią w podróż – nawet w szalejącą burzę. To bez wątpienia jedna z najlepszych kreacji Watts w jej karierze, a także jeden z najlepszych aktorskich popisów, który mogliśmy ostatnimi czasy podziwiać na kinowym ekranie. 

"Infinite Storm" zawojowało USA

Mimo że plakat "Infinite Storm" może sugerować typowe kino survivalowe, to jest to film o życiowych burzach, walce z samym sobą i odnajdywaniu piękna w cierpieniu. Szumowska snuje uniwersalną opowieść o niezłomnej kobiecie, która nie zamierza się poddać, co przywodzi również na myśl dramat "Dzika droga" z Reese Witherspoon. Jednak polska reżyserka – do czego już nas przyzwyczaiła – tworzy kino autorskie i osobiste, które wymyka się porównaniom.

Cieszy więc fakt, że Małgorzata Szumowska i Michał Englert w końcu mieli okazję pokazać swoje unikalne spojrzenie na kino publiczności w Stanach Zjednoczonych. To pierwszy od kilku lat polski film (trzon produkcji stanowili bowiem Polacy), który trafił w Stanach Zjednoczonych do aż tak szerokiej dystrybucji. I odniósł historyczny dla polskich twórców sukces, bo Amerykanie tłumnie ruszyli do kin. W weekend otwarcia ("Infinite Storm" miało premierę w USA 25 marca) obraz zainkasował prawie 759 tysięcy dolarów.

Wniosek? Na kolejne międzynarodowe produkcje Szumowskiej i Englerta naprawdę warto czekać.