Aż żal było wracać. Podróż tym autem po toskańskich drogach zmieniła moje podejście do elektryków

Damian Borecki
18 maja 2022, 14:28 • 1 minuta czytania
Moja przygoda z autami elektrycznymi zaczęła się całkiem niedawno, dlatego ucieszył mnie fakt, że będę miał możliwość wybrania się na testy nowego, w pełni elektrycznego modelu Skody. To znany już fanom elektromobilności Enyaq iV, ale w wersji coupe, a co więcej testować go miałem na krętych drogach toskańskiego Argentario.
Skoda Enyaq Coupe iV vRS robi świetne wrażenie. Fot. Skoda

Jak okazało się później, były to dwa dni jazdy Enyaqiem coupe w wersji vRS, która krótko mówiąc sprawiła, iż z ubolewaniem się z nią rozstawałem, a tym bardziej tęskniłem wsiadając po powrocie do Warszawy do zwykłego benzyniaka.


Piękne auto w pięknym miejscu

Jeszcze zanim przejdę do rzeczy: nie mogę sobie pozwolić pominąć też samej lokalizacji, w której udało mi się pojeździć nową Skodą — jako miłośnik wszystkiego co włoskie absolutnie byłem zachwycony rejonem wokół Monte Argentario i było to wręcz genialnie atrakcyjne jak i wymagające miejsce do testowania auta elektrycznego, które rozpędza się do setki w sześć i pół sekundy.

Przechodząc jednak do samego samochodu — to, co do tej pory bardzo mi przeszkadzało pod względem designu aut elektrycznych, to ich płaski i zabudowany grill wynikający faktu, że samochody elektryczne nie potrzebują tyle powietrza co ich spalinowe odpowiedniki (do chłodzenia), a dodatkowo takie rozwiązanie zmniejsza opory powietrza i co za tym idzie zwiększa zasięg.

Czytaj także: https://natemat.pl/375805,skoda-enyaq-iv-80-test-czy-elektryczne-auto-sprawdza-sie-w-trasie

Skoda zastosowała tutaj rozwiązanie, którego jest absolutnie fanem, ponieważ połączyła zabudowę grilla z fenomenalną formą jego podświetlenia, która sprawia futurystyczne wrażenie, ale jednocześnie jest delikatnym romansem do frontów aut, jakie znamy z przeszłości.

Całe nadwozie dzięki odpowiednio podrasowanym detalom nadaje samochodowi wyśmienicie sportowego charakteru, a wersja kolorystyczna Mamba Green, którą miałem okazję się poruszać, naprawdę ściągała uwagę "lokalsów".

Kolor ten wręcz krzyczy i ściąga na siebie spojrzenia. Co ciekawe Enyaq coupe jest takiej samej długości, co standardowa wersja SUV, a pomimo ściętego tyłu pasażerowie mają dużo miejsca nad głową. Siadając z tyłu nie odczułem dyskomfortu i wydaje mi się, że pasażer o wzroście 184 nie powinien mieć problemu z komfortem jazdy nawet na tylnych siedzeniach.

Na uwagę również zasługuje design przednich i tylnych świateł, które nie tylko spełniają oczekiwania po zmroku, ale też dodają autu charakteru. W testowanym przeze mnie modelu w standardzie znajdują się spektakularnie wyglądające (i działające) reflektory LED Matrix. W połączeniu ze wspomnianym przeze mnie wcześniej LED-owym podświetleniem grilla efekt jest naprawdę imponujący.

Środek auta jest bardzo przyjemnie wykończony karbonowymi wstawkami. Co ciekawe w drzwiach auta znalazło się też miejsce na parasolkę, co znać możemy z aut innych producentów i to z zupełnie innego pułapu cenowego. Kierownica jest iście sportowa i wygodna, a szwy pasujące do koloru nadwozia nie pozwalają nam zapomnieć, w jakiej wersji auta się znajdujemy.

Kokpit auta pokryty jest mikrofibrą, co sprawia wrażenie naprawdę ładnego i przyjemnego w dotyku wykończenia. Ergonomia i wygoda siedzeń? Nie mam nic do zarzucenia. Łącznie przejechałem autem ponad trzysta kilometrów i ani razu nie poczułem niewygody lub bym coś w profilach siedzeń zmienił.

Ich sportowy design i kształt przyjemnie łączą się z komfortem podróży. Nad głową znajduje się dużo miejsca i mam wrażenie, że nawet kierowcy mierzący dobrze powyżej metra dziewięćdziesięciu nie powinni mieć wygodzie siedzenia nic do zarzucenia.

Kokpit auta wyposażony został w odrobinę większy ekran niż w wersji SUV i jest to 13-calowy ekran LCD. To, co często powodowało moją frustrację w autach elektrycznych, to zbyt skomplikowany system operacyjny lub przerzucenie sterowania wszystkimi funkcjami na ekran LCD.

Tutaj miałem wrażenie odpowiedniego balansu pomiędzy ilością funkcji, którymi sterujemy z ekranu, jak i normalnymi fizycznymi guzikami na pulpicie, które pozwalają sterować niektórymi funkcjami bez odrywania wzroku od drogi i szukania odpowiedniej ikony na ekranie.

Na uwagę zasługuje też bardzo przyjazny wyświetlacz head-up, który podaje nam wszystkie potrzebne informacje z nawigacji. Do tego wyświetlacza przyzwyczaiłem się w okamgnieniu i jego funkcjonalność doceniłem już po przebyciu pierwszych kilometrów.

Przechodząc już do tego, co najbardziej interesujące, czyli samej jazdy, auto przyspiesza dynamicznie, ale jednocześnie bardzo płynnie. Co więcej wartość podawana przez producenta, czyli 6,5 sekundy do setki, wydaje się całkowicie prawidłowa, przeprowadzając testy startów nie miałem wątpliwości, iż właściwą prędkość rozwija się we wskazanym czasie, a w właściwie nawet delikatnie poniżej 6,5 sekundy.

Toskańskie warunki to jednak nie tylko drogi kręte, ale również czasami szutrowe i zdecydowanie wyboiste, nie mniej za każdym razem, gdy należało zwolnić przed zakrętem, zdecydowanie czułem, że moc jest na miejscu i kiedy tylko jej potrzebujemy, dzięki czemu wychodzimy z każdego zakrętu z satysfakcją.

Również sam komfort jazdy po wyboistych drogach był dla mnie zaskoczeniem, jazda była bardzo przyjemna, bardzo komfortowa, a wyciszenie auta nie pozostawiało niczego do życzenia. Co ciekawe absolutnie nie czułem wielkości auta, choć do najmniejszych przecież nie należy.

Cały czas odnosiłem wrażenie, że poruszam się małą wyścigówką, a przecież do czynienia mamy z autentycznie dużą maszyną. Również pierwszy raz miałem okazję przyznać przed sobą, że asystent pasów ruchu jest czymś, czego w aucie naprawdę potrzebuję i nie wprowadza mnie to w irytację — dodam że drogi były kręte i wąskie, zatem asystent miał tutaj ręce pełne roboty. 

Na koniec chciałem poświęcić jeszcze kilka słów samemu systemowi operacyjnemu, przez który komunikujemy się z autem, a ono z nami. Choć jestem, jak wspomniałem wcześniej, zwolennikiem organoleptycznych rozwiązań, to sam OS auta jest bardzo intuicyjny i całkowicie przystępny do obsługi podczas jazdy.

Kilka minut przeklikania przez menu przed rozpoczęciem podróży pozwala szybko rozeznać się w zakamarkach systemu, który czasami faktycznie jest mądrzejszy niż kierowca i informuje nas, iż pewnych rzeczy nie powinno się robić - na przykład, parować nowego iPhone'a z systemem podczas jazdy. ;)

Reasumując nowa Skoda Enyaq w wersji coupe vRS nie tylko wygląda rewelacyjnie, ale się również świetnie prowadzi. Przyznam, że po dwóch dniach spędzonych z tym samochodem zupełnie przewartościowałem swoje podejście do aut całkowicie elektrycznych i z wielką przyjemnością zasiędę ponownie za kierownicą vRS’a, kiedy tylko nadarzy się taka okazja.