Rozczarowanie Scholzem w Niemczech i UE sięga zenitu. "Nie jest prawdziwym liderem"

Katarzyna Zuchowicz
31 maja 2022, 05:51 • 1 minuta czytania
Nie minęło pół roku, odkąd został zaprzysiężony na kanclerza Niemiec, a wielu Niemców mocno żałuje tego wyboru. Na Olafa Scholza lecą gromy. Kolejne sondaże pokazują, że jego partia nie wygrałaby dziś wyborów, niemieckie media są dla niego bezlitosne, a w Europie krytyka pod jego adresem leje się strumieniami.
Na kanclerza Niemiec Olafa Scholza lecą gromy za politykę ws. Ukrainy. Fot. AP/Associated Press/East News

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google


– Zdecydowanie czuć rozczarowanie Scholzem. Nawet w ramach ich wewnętrznej frakcji słychać na ten temat rozmowy – mówi naTemat Andrzej Halicki, europoseł PO, gdy pytamy, czy w kuluarach Parlamentu Europejskiego mówi się o rozczarowaniu kanclerzem Niemiec.

W Europie, która mocno wspiera Ukrainę, ludzie swoje widzą. To, że Niemcy deklarowały dostarczanie broni, a potem wyszło, jak wyszło. To, że Scholz mówi jedno, a robi drugie. To, że się waha. Że rozmawia z Putinem.

Przypomnijmy. Niezdecydowanie Niemiec wobec inwazji Rosji od początku budzi oburzenie. Po ostatniej, wspólnej z prezydentem Francji, 80-minutowej rozmowie z Władimirem Putinem dla wielu to był znak, a właściwie potwierdzenie wcześniejszych znaków, że Niemcy i Francja chcą układać się z Moskwą. Ruch trudny do zrozumienia zwłaszcza w Europie Środkowo-Wschodniej.

– Myślę, że czas, by wiodącą siłę przejęła europejska struktura polityczna, czyli Komisja i Rada Europejska. To powinny być dominujące podmioty, a nie pojedyncze państwa, zwłaszcza przy takich kontrowersjach, jak w związku z polityką energetyczną i zawirowaniach wokół oceny sytuacji. Akurat nie te dwa państwa powinny być tymi wiodącymi, bo to nie przyniesie dobrych efektów – ocenia Halicki.

"Przynosi wstyd i hańbę"

Scholz od początku nie ukrywał, że jest za "konstruktywnym dialogiem" z Rosją i jeszcze w grudniu, tuż po zaprzysiężeniu, pierwszy raz rozmawiał z Putinem o "pokojowym rozwiązaniu konfliktu w Ukrainie". Tyle że wtedy na takie rozmowy jeszcze patrzono jak na próby powstrzymania Putina.

Dziś wszyscy widzą, że "dialog z Rosją" kanclerzowi Niemiec przynosi coraz większy wstyd i ciągnie go w dół. "Tchórz", "Marionetka Putina", "Przynosi wstyd i hańbę Niemcom", "Jako socjalista jestem rozczarowany, czy chce, żeby zatęskniono za Merkel?" – płyną zagraniczne komentarze.

Ale rozczarowanie nowym kanclerzem jest także w Niemczech i o nim słychać coraz bardziej i coraz częściej. W ostatnich dniach pisaliśmy już o fatalnych sondażach dla Scholza i jego partii. Trzy ostatnie badania pokazały, że gdyby wybory odbywały się teraz, władzę przejęliby chadecy z CDU/CSU. Kto pomyślałby o tym jeszcze pięć miesięcy temu?

Czytaj także: Sondaże wciąż kiepskie dla Scholza i jego partii. Czy kanclerz może stracić władzę?

"Podsumowanie pracy pierwszych 60 dni funkcjonowania nowego rządu, kierowanego przez Olafa Scholza, na razie pokazuje rozczarowanie i niezadowolenie obywateli oraz mediów. Nowy rząd się potyka i nie spełnia oczekiwań" – pisano już na początku wojny w Ukrainie.

Dlaczego rozczarowanie Scholzem

– Myślę, że rozczarowanie Scholzem wykluwa się w Niemczech z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że Scholz generalnie nie jest odpowiednią osobą na ten urząd, a już szczególnie na te czasy. Przed wyborami nic nie wskazywało, że może być kanclerzem. Plasował się na trzecim miejscu, wypłynął dopiero na słabości innych partii, gdy pogrążyła się CDU i w nieco mniejszym stopniu Zieloni. Naprawdę niewielu sądziło, że może objąć ten urząd. Nie tylko ze względu na sondaże, ale na jego osobowość i charakter – mówi naTemat Jan Opielka, korespondent niemieckich mediów w Polsce.

Uważa, że wiąże się to z cechą Scholza, która w takiej sytuacji jak dziś nie jest bardzo przydatna w kierowaniu tak dużym krajem, jakim są Niemcy.

– Nazwałbym to bezpłciowością. Scholz jest bardzo powściągliwy, bezpłciowy, nie wiadomo, w którą stronę się kieruje. Teraz to wszystko tak naprawdę wychodzi. Widać jego niezdecydowanie i ludzie odbierają to negatywnie. Zarówno ci, którzy są bardziej pacyfistycznie nastawieni, jak i ci, którzy są za zdecydowanym działaniem Niemiec w sprawie Ukrainy. Obie strony pytają: dokąd on tak naprawdę zmierza? – dodaje.

Od początku było wiadomo, że Olaf Scholz nie ma takiej charyzmy jak Angela Merkel. Nazywano go "Scholzomatem" - taki technokratyczny, niczym automat, miał sposób przemawiania. Choć byli tacy, którzy cenili jego opanowanie i spokój. Podkreślano, że Olaf Scholz nie dawał się wyprowadzić z równowagi i nie okazywał emocji.

Dziś w Niemczech widzą, że to się nie sprawdziło. – Ludzie widzą brak przywództwa ze strony Scholza. On nie jest prawdziwym liderem. Nie jest też takim dobrym moderatorem, jakim była kanclerz Merkel i teraz to po prostu wychodzi. W pewnym sensie jest dziś drugoplanową postacią, ponieważ autentycznym liderem zdaje się być Robert Habeck, który jest ministrem gospodarki – komentuje w rozmowie z naTemat Jan Opielka.

Zieloni popularniejsi niż Scholz

Habeck jest wicekanclerzem z ramienia partii Zielonych. Co ciekawe, według ostatnich sondaży, to on, a także minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock – również z partii Zielonych – są wskazywani jako najpopularniejsi dziś politycy w Niemczech.

– To pokazuje, jak Zieloni w Niemczech zrozumieli sytuację związaną z agresją Rosji na Ukrainę, ponieważ jako pierwsi mówili, że Ukrainie trzeba pomagać, że najważniejsza jest solidarność europejska – mówi naTemat Małgorzata Tracz, posłanka Zielonych.

Podkreśla: – Pokazali dużą dojrzałość i zrozumienie dla spraw Europy Wschodniej.

Olaf Scholz, który dzięki nim był w stanie stworzyć swój koalicyjny rząd, znalazł się za nimi.

– Mogę sobie to wyobrazić. Po stronie Baerbock widać bardzo wysokie zdecydowanie i jasną pozycję. Wiadomo, że jednoznacznie stoi za tym, żeby Niemcy jak najbardziej wspomagały Ukrainę, żeby dostarczały jej ciężką broń. To jest bardzo ciekawe, że to współprzewodnicząca Partii Zielonych, która u swoich korzeni była partią skrajnie pacyfistyczną, a dziś jest to partia, która o wiele bardziej wspiera obronę i dozbrajanie Ukraińców niż SPD – zauważa nasz rozmówca.

I tu dochodzimy do samej wojny i zaangażowania Niemiec w pomoc Ukrainie.

"Scholz niszczy reputację Niemiec"

W niemieckich mediach komentarze dla polityki Scholza są fatalne. Niemiecki "Bild" napisał ostatnio, że Scholz czyni Niemcy "najbardziej żenującym krajem NATO". A "Frankfurter Allgemaine Zaitung" – że "Scholz niszczy reputację Niemiec". To w odniesieniu do zapowiedzi o dostawach broni na dużą skalę, co w rzeczywistości okazało się jedynie dostawą bardzo drobnego sprzętu wojskowego.

Kilka dni wcześniej bezlitosny dla Scholza był "Die Welt". "Niekończąca się saga niepowodzeń niemieckich dostaw broni na Ukrainę coraz bardziej sprawia, że Niemcy stają się pośmiewiskiem polityki międzynarodowej" – napisał dziennik w komentarzu. "Zbyt późno, zbyt mało, zbyt niezdecydowanie" – wyliczał komentator, którego cytowaliśmy już w naTemat.

Część Niemców się wstydzi

Czy w Niemczech ludzie wstydzą się za taką politykę ws. Ukrainy?

Niemcy bez wątpienia się wstydzą. Myślę, że dostrzega to również opinia publiczna. Przykładem są ostatnie wybory regionalne i zwyżka notowań CDU. Widać wyraźnie, że jest rozczarowanie po przejęciu władzy przez SPD. Pytanie, jakie wnioski z tego wyciągną. Póki co widać, że nie do końca wyciągają wnioski, które wydawałyby się oczywiste – zauważa Andrzej Halicki.

– Część ludzi na pewno się wstydzi – przyznaje Jan Opielka. – Ale w Niemczech społeczeństwo jest w tej kwestii podzielone. Nie jest tak jak w Polsce, gdzie stanowisko w tej sprawie jest bardzo jednoznacznie i gdzie od lewa do prawa jest przekonanie, że trzeba wspierać Ukrainę ciężką bronią – zauważa. I tu wskazuje na drugi powód, dlaczego Scholz wywołuje rozczarowanie.

– W Niemczech część ludzi jest bardzo krytyczna wobec wsparcia dla Ukrainy ze względów historycznych. Wielu ludzi żyje jeszcze w przeświadczeniu, że Niemcy powinny być ostrożniejsze w dostarczaniu broni w rejony, które zostały dotknięte przez nie w czasie II wojny światowej. To jeden powód podziału. A drugi jest taki, że ludzie doświadczyli też pozytywnych skutków polityki wobec Związku Radzieckiego w latach 70.-80. Wiele osób wciąż pozytywnie ją ocenia i część wyborców wciąż skłania się do tego, że trzeba uwzględniać rzeczywistość siły Rosji i jej interes, aby nie pogrążyć naszego kontynentu w chaosie – tłumaczy.

Polityka Niemiec wobec Rosji zaczęła się za kanclerza Willy'ego Brandta i w dużym stopniu przyczyniła się do tego, że upadek ZSRR i całego bloku wschodniego był w miarę pokojowy. To była wielka zasługa Brandta i jego ugodowej polityki, która dziś jest potępiana - motyw przewodni tej polityki to: "uznać status quo, aby je zmienić'". Takie pozytywne doświadczenie polityki wobec ZSRR i Rosji ma część Niemców.Jan Opielkadziennikarz

– Scholz jest podzielony w tej kwestii, bo wywodzi się z partii, która prowadziła tę politykę już za czasów Willy'ego Brandta. Potem Schroeder prowadził ją w zubożony, egocentryczny sposób, skierowany głównie na interes Niemiec i pomijający interes i obawy choćby Polski, za co słusznie jest krytykowany. Ale przez to Scholz jest podzielony i dlatego tak długo zwlekał – uważa.

SPD-Zieloni kontra Zieloni-CDU

Pytanie, co dalej, bo o tym, że w samej koalicji rządzącej jest napięcie, również coraz częściej słychać. – Zieloni mają swoją agendę i w ramach rządu tymi środkami, którymi mogą, ją realizują. Wiedzą, że są po dobrej stronie historii. Widzę, że Zieloni wychodzą z pewnymi propozycjami, jeśli chodzi o jedność europejską, są w kontakcie z władzami Ukrainy, czują, że to niezwykle ważna sprawa – mówi Małgorzata Tracz.

Dziennik "Berliner Zeitung" napisał jednak, że koalicjanci z FDP i Zielonych są poirytowani polityką Scholza. Co to może oznaczać?

– Zieloni są partią liberalno-lewicową jeśli chodzi o kwestie światopoglądowe, ale taką partią lewicową, jak kiedyś, już nie są. W kwestiach politycznych są partią centrum, która nie bez kozery nawiązuje coraz więcej koalicji na szczeblu regionalnym z CDU – zauważa Jan Opielka.

Dwa tygodnie temu były wybory w Nadrenii Północnej-Westfalii, które wygrała CDU i tam doszło do koalicji Zielonych i chadeków.

– To już staje się standardem. Jak mówią obserwatorzy, dzisiejsi Zieloni to tak naprawdę Zielone CDU. Są otwarci zarówno na CDU, jak i SPD – mówi nasz rozmówca.

Jak długo pozostaną w rządzie z SPD? Można tylko spekulować.

Czytaj także: https://natemat.pl/415030,nowe-sondaze-miazdza-scholza-niemcy-popieraja-cdu