"Jakbym miał nowe życie, Wszystko się zmieniło". Ma 22 lata, uciekł do Polski przed Łukaszenką
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Od kiedy jest pan w Polsce?
Od października 2020 roku. Wyjechałem z Białorusi prawie od razu po protestach, które zaczęły się w sierpniu. Mam 22 lata. Musiałem przerwać studia. Drugi rok mieszkam w Polsce, najpierw w Warszawie, teraz w Poznaniu. Tu mogłem kontynuować studia rozpoczęte w Mińsku.
Rodzina została na Białorusi?
Tak. Siostra, brat, rodzice, cała moja rodzina, mój pies i kot – wszyscy zostali na Białorusi.
Macie kontakt?
Czasami spotykamy się na neutralnym terytorium, w innym kraju. Ale siostry nie widziałem już prawie dwa lata.
Przypomnijmy, latem 2020 roku na Białorusi wybuchły protesty przeciwko sfałszowaniu wyników wyborów prezydenckich. Brał pan w nich udział?
Tak. Już wcześniej uczestniczyłem w kampanii wyborczej. Byłem obserwatorem na wyborach, sprawdzałem, czy wszystko się zgadza z tym, co piszą ludzie, którzy są w komisji wyborczej. Wcześniej brałem udział w nieoficjalnych marszach, które odbywały się co roku z okazji Dnia Woli. Do wyborów w 2020 roku nie było z tym problemów. Można było się zebrać z biało-czerwono-białymi flagami i policja nie reagowała. Uczestniczyłem w takich akcjach, zawsze byłem przeciwko Łukaszence. Dlatego zaangażowałem się w działania przed wyborami w 2020 roku, bo była szansa, że coś się zmieni.
Gdy we wrześniu zacząłem studia – bo u nas rok akademicki zaczyna się wcześniej niż w Polsce – zaczęły się akcje studenckie na mojej uczelni. Na Telegramie mieliśmy grupę 4 tys. osób. Byłem administratorem jednego czata, kontaktowałem się z innymi adminami, wspólnie organizowaliśmy akcje. Pewnego dnia jeden z adminów został zatrzymany, był przesłuchiwany.
Od tamtej pory nie mieszkałem w swoim domu, bo było niebezpiecznie.
Kiedy zdecydował się pan na wyjazd?
W październiku Cichanouska ogłosiła strajk generalny i na uczelni też strajkowaliśmy. Wtedy dostałem informację, że nie jest bezpiecznie, będę skreślony z listy studentów. Takie przypadki były już na innej uczelni obok naszej.
A na Białorusi jest tak, że jak skreślają cię z listy studentów, musisz iść do wojska. Część osób idzie na studia tylko żeby uniknąć wojska.
To zaważyło o ucieczce?
Zdecydowałem, że nic mnie już nie trzyma na Białorusi. Że lepiej wyjechać niż zostać złapanym. Wiedziałem, jakie mogą być konsekwencje, bo sytuacja każdego dnia była gorsza.
Co się stało z pana kolegami?
Jak wyjechałem, po 2-3 tygodniach zatrzymano dużo moich znajomych z innych uczelni. Z niektórymi rozmawiałem o tym, czy warto wyjechać, czy może jeszcze zostać. Poradzili, żebym wyjechał, a sami zostali zatrzymani. Były wyroki np. dwóch lat więzienia.
Wie pan, co dzieje się z nimi teraz?
Niektórzy nadal są w więzieniach. Ale większość wyjechała z Białorusi. Większość moich znajomych jest w Polsce albo w innych krajach. Wszyscy mają po 20-kilka lat lub mniej.
Jak udało się panu wyjechać z Białorusi?
W moim przypadku było łatwiej, bo miałem otwartą wizę i posiadam Kartę Polaka. Byłem wcześniej w Polsce, czasami wyjeżdżałem do Europy. Przyleciałem do Polski samolotem, jeszcze zdążyłem. Ale słyszałem historie ludzi, którzy nielegalnie przekraczali granice.
Dlaczego Polska?
Polska bardziej niż inne kraje przyjmuje studentów z Białorusi, a teraz też z Ukrainy. Bardzo jesteśmy za to wdzięczni, że w takich sytuacjach Polska wspiera młodych ludzi i wszystkich, którzy znaleźli się w takiej sytuacji.
Jakie były początki? Jak pan sobie poradził? Kto pomógł?
Przez pierwszy rok mieszkałem w Warszawie. Korzystałem z Programu Stypendialnego im. Konstantego Kalinowskiego. Miałem kurs języka polskiego, żeby móc studiować na uczelni. Otrzymywałem stypendium, miałem co jeść. A po skończeniu kursu aplikowałem na różne uczelnie. Na Politechnice Poznańskiej miałem możliwość kontynuacji studiów. Przepisali mi oceny, uznali studia na Białorusi. Gdybym poszedł na inną uczelnię, chyba musiałbym zaczynać od początku.
Świetnie mówi pan po polsku.
Dziękuję. Ale na początku nie znałem języka. Kiedyś tylko uczyłem się polskiego na poziom A1. Da się w Polsce przeżyć z angielskim. Nawet jak mówisz po białorusku to część ludzi zrozumie. Ale moim zdaniem trzeba znać język kraju, w którym się mieszka. To się przydaje.
Pierwsze wspomnienia po przyjeździe do Polski?
Było ciężko, bo nie znałem języka, a do tego była pandemia, byliśmy zamknięci. Była niepewność, co będzie dalej. Sytuacja na Białorusi też była coraz gorsza. Na szczęście mam kuzynkę w Warszawie.
A potem zaczęły się kursy językowe, mieszkałem w akademiku Politechniki Warszawskiej i tam też były osoby z Białorusi. Miałem dużo znajomych. Po protestach przyjechało dużo studentów, więc już się nie nudziłem. Znalazłem wolontariat i tam spędziłem dużo czasu, nauczyłem się też polskiego. Teraz studiuję w Poznaniu.
Życie studenckie kwitnie?
Mniej niż na Białorusi. Może dlatego, że jestem na trzecim roku, nie byłem od początku. Wszyscy się znają, a ja jestem nowy.
Po niemal dwóch latach w Polsce ma pan teraz więcej znajomych wśród Polaków czy Białorusinów?
Jednak powiedziałbym, że więcej wśród Białorusinów.
Trzymacie się razem?
Mamy małe grupki na Telegramie. Jest z kim wyjechać np. nad morze.
Jak pan sobie poradził finansowo?
Jestem informatykiem, miałem swoje środki na życie jeszcze przed wyjazdem. W Polsce pracuję jako programista, teraz nie mam problemów finansowych,
Jak bardzo odczuł pan pomoc Polaków? Zwykłych ludzi i urzędów?
Ludzie nie wiedzą, że wyjechałem z Białorusi z powodów politycznych. Jan, który jest kierownikiem wolontariatu, starał się mi pomóc we wszystkim, z czym miałem problem.
Z Kartą Polaka próbowałem uzyskać pobyt stały, ale w Warszawie decyzja była negatywna. Teraz czekam w Poznaniu, podobno ma być dobrze. Cała procedura zajęła ponad rok. Chodzi o prawo stałego pobytu na 10 lat.
A negatywne doświadczenia? Słyszałam, że niektórych Białorusinów boli to, że czasem Polacy biorą ich za Rosjan, zwłaszcza teraz w czasie wojny w Ukrainie. Spotkał się pan z tym?
Białorusini mówią po rosyjsku. Białoruski w ogóle nie jest popularny, dlatego niektórzy myślą, że to Rosjanie. Tak naprawdę również niektórzy Ukraińcy mówią tylko po rosyjsku. Osobiście nie spotkałem się z takimi reakcjami Polaków, ale słyszałem od znajomych, że gdzieś od kogoś to słyszeli.
Pan też rozmawia z kolegami po rosyjsku?
Tak. Niestety, na Białorusi wszystko jest po rosyjsku. Na uniwersytecie mamy zajęcia po rosyjsku, a białoruski jest jako drugi język. Tak jest też w szkole. Wszystkie przedmioty są po rosyjsku, jest tylko przedmiot język białoruski. Dlatego nikt nie używa białoruskiego.
Chciałby pan wrócić na Białoruś?
Na razie nie będę wracał. Do 27. roku życia musiałbym iść do wojska. Poczekam jeszcze pięć lat, wtedy będę mógł wrócić. Teraz chciałbym ukończyć studia. Zalegalizować pobyt w Polsce. Pojechać na tydzień na Białoruś.
To jest tak naprawdę inne życie, które teraz mam. Wszystko zmieniło się całkowicie w jeden dzień. Jakbym miał nowe życie.
Czytaj także: https://natemat.pl/417859,polskie-szkoly-na-bialorusi-do-likwidacji-skandaliczna-decyzja-lukaszenki