Barcelona już drugi dzień nie potrafi zaprezentować "Lewego". To wszystko trąci amatorką
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- Robert Lewandowski miał zostać zaprezentowany we wtorek, ale nie będzie
- FC Barcelona zwleka i zasłania się kwestiami prawnymi. Ale pomysłu nie ma
- Polak nie może wciąż trenować z zespołem i nie zagra z Interem Miami
Robert Lewandowski w piątek dowiedział się, że zostanie jednak piłkarzem FC Barcelona, bo Bayern Monachium dogadał się z Katalończykami. W sobotę rano trenował po raz ostatni w Bawarii, potem był już w gabinetach włodarzy Barcy w Katalonii, a w niedzielę wyleciał do USA, by podpisać umowę i dołączyć do drużyny. Oczywiście najpierw musiał przejść badania, które zaplanowano na poniedziałek. Wszystko szło jak po maśle.
I nagle stanęło. W poniedziałek okazało się, że Polak nie może wciąż podpisać umowy, a jego prawnicy wciąż negocjują "detale" z przedstawicielami Dumy Katalonii. Tak informowano, zapraszając niejako na wtorek. To naturalna w piłce kolejność. Kluby się dogadują, piłkarz przylatuje do nowego miasta, przechodzi testy medyczne, podpisuje umowę, a potem prezentacja, zapoznanie z drużyną i do pracy. Treningów i meczów.
Zazwyczaj wszystko dzieje się w tym układzie w kilkadziesiąt godzin, które klub ma do wykorzystania, by wzbudzić zainteresowanie fanów i zagospodarować ich emocje związane z transferem. Pokazać nowego piłkarza, opowiedzieć jego historię, przedstawić go kibicom i rozegrać całe wydarzenie jak najlepiej marketingowo. Wycisnąć, jak cytrynę. Gdy mówimy o największych klubach świata i piłkarzu formatu Roberta Lewandowskiego, mówimy o milionach zysku.
Dlaczego? Bo kibice pod wpływem emocji kupują koszulki, zamawiają bilety na mecze, czasem rzucają się na karnety i klubowe gadżety w sklepie. Największe sportowe firmy na świecie potrafią na emocjach kibiców, które obrotni marketingowcy i PR-owcy umiejętnie podgrzewają, zarabiać fortunę i do tej pory Barcelona była postrzegana jako taki klub. Ale dziś widzimy, że upadek Dumy Katalonii także na tym polu jest dotkliwy.
"Lewy" przyjechał do USA, stawił się na badaniach, poznał zespół, potrenował w pojedynkę (z drużyną na razie nie może), miał sesję na plaży i przemówił do kibiców. I gdy minęło kilkadziesiąt godzin od ogłoszenia transferu, wszystkim wydawało się, że zostanie zaprezentowany. I że klub zrobi to w sposób godny zakupu najlepszego piłkarza świata. Z pomysłem, werwą, nieszablonowo.
Stop. Tyle w kwestii oczekiwań, rzeczywistość okazała się znacznie bardziej przyziemna. Drugi dzień dowiadujemy się, że prezentacji nie będzie. Prawnicy nie potrafią zbudować umowy dla Polaka, marketingowcy nie mają pomysłu na jego prezentację i na jej opóźnienie. Paradoksalnie zyskali dodatkowy czas, by podgrzać nastroje kibiców, zaskoczyć ich i wyjść poza schemat. "Pograć tematem Lewandowskiego" - jak się to mówi w żargonie.
Nic takiego się nie dzieje. Oglądamy po raz drugi Polaka na plaży, potem w hotelu, witającego się z kolegami - wykorzystano te same, niezbyt ciekawe ujęcia - a potem przechodzącego badania. Zadziwiająco słabo, by nie powiedzieć, że fatalnie, rozgrywa ten wielki transfer FC Barcelona. Pogłoski o kryzysie na wielu poziomach nie są przesadzone. Napiszmy mocniej: to wszystko trąci brakiem planu i paskudną amatorką.
A Robert Lewandowski? Też czeka, trenuje sam i nie może dołączyć do ekipy, nim nie podpisze umowy i nie otrzyma koszulki z herbem Blaugrany. Ponoć ma się udać w środę, ale ten termin też pewny nie jest. Na razie Barca zagra pierwszy sparing w USA, w nocy z wtorku na środę czasu polskiego (godzina 2:00) stawi czoła Interowi Miami. "Lewy" na pewno w nim nie zagra. Transmisja w Eleven Sports.
Czytaj także: https://natemat.pl/426169,robert-lewandowski-jednak-nie-wyszedl-na-trening-barcelony