Ekspertka nie zostawia suchej nitki na ustawie pozwalającej karać 10-letnie dzieci. "To absurd"

Beata Pieniążek-Osińska
25 lipca 2022, 15:01 • 1 minuta czytania
To jakiś absurd! – tak ostro o podpisanej w czwartek przez prezydenta ustawie o resocjalizacji dzieci mówi w rozmowie z naTemat.pl psycholożka dziecięca dr Aleksandra Piotrowska. Ostrzega przed skutkami tych rozwiązań.
Resocjalizacja dzieci nie powinna opierać się na zaostrzaniu kar - podkreśla psycholog dziecięcy. Piotr BLAWICKI/East News

- Ta ustawa nie ma nic wspólnego z resocjalizacją. Nie dość, że nie zwiększa, ale zdecydowanie zmniejsza szanse na to, że poradzimy sobie z problemami z młodzieżą — ostrzega dr Aleksandra Piotrowska, którą zapytaliśmy o zapisy w podpisanej w czwartek przez prezydenta ustawie o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich.

Widać z niej niezwykle wyraźnie przekonanie twórców czy inspiratorów, że jak kogoś chcemy zmienić, to należy się posłużyć bardzo ostrą karą. I im ostrzejsza ta kara, tym lepiej. Tak jakby ukaranie niewłaściwego zachowania automatycznie powodowało, że zaczynamy przejawiać zachowania pożądane. To jakiś absurd.Dr Aleksandra PiotrowskaPsycholożka dziecięca

Ekspertka ma też poważne zastrzeżenia do efektów resocjalizacji w zakładach poprawczych, do których obligatoryjnie — zgodnie z nowymi przepisami — mają być kierowani młodzi ludzie za popełnienie określonych czynów.

Efekty pobytu w zakładach poprawczych wątpliwe

Ostrzega też przed skutkami kierowania do zakładów poprawczych, gdzie według niej rzadko dochodzi do resocjalizacji, a efektem częściej jest niestety pogłębienie demoralizacji.

- Nawet jeżeli będziemy zakładać, że to będą wyjątkowe przypadki, to w odniesieniu do dzieci lub młodzieży nie ulega wątpliwości, że pobyt w zakładach poprawczych — nie chcę być niesprawiedliwa wobec ich pracowników — w przeogromnej większości przypadków wiąże się z pogłębieniem demoralizacji, a nie z naprawieniem człowieka — przestrzega psycholog dziecięcy.

Według dr Aleksandry Piotrowskiej izolacja i to w zakładzie poprawczym nie pomaga, ale szkodzi w resocjalizacji.

- Jak można sądzić, że sprawimy, iż pojawi się lepsze przystosowanie do świata społecznego, do wszystkich jego norm, obyczajów, tradycji, przez odizolowanie od tego świata i zamknięcie w sztucznym kręgu? Na dodatek w izolacji od rodziny. Tam, gdzie trzeba włożyć wysiłek w zbudowanie relacji z bliskimi, to my kładziemy nacisk na izolację – mówi dr Aleksandra Piotrowska.

Koszmarne pomysły szeryfa

Przepisy znowelizowanej ustawy dopuszczają także stosowanie wobec wychowanków zakładów poprawczych środków przymusu bezpośredniego, jak np. pasy czy kaftany bezpieczeństwa.

- To są naprawdę koszmarne pomysły tego naszego nieszczęsnego wodza, szeryfa, które są realizowane. A przecież my mamy już wystarczająco dużo danych, które powinny wybijać nam z głowy pomysły udostępniania służbom środków, które ułatwiają stosowanie przymusu – zaznacza dr Aleksandra Piotrowska.

Według niej do służb "nadto chętnie" garną się takie osoby, które stosują różne środki, aby pokazać, że mają nad kimś przewagę, władzę.

- Mamy już takie przypadki. To jeszcze umacniać prawdopodobieństwo ich wystąpienia? - pyta z niedowierzaniem ekspertka odnosząc się do przepisów umożliwiających stosowanie wobec dzieci i młodzieży w placówkach resocjalizacyjnych środków przymusu bezpośredniego, jak kajdanki, pasy bezpieczeństwa, izolatki czy kaftany bezpieczeństwa. Jak podkreśla, wszystko wskazuje na to, że te rozwiązania przyniosą więcej szkody niż pożytku.

Łatwiej karać i budować nowe poprawczaki

Dr Piotrowska przypomina, że nauka poświęcona resocjalizacji mówi o tym, w jaki sposób radzić sobie z trudnymi zachowaniami.

- I jest tam dużo o tym, żeby pracować na zaufaniu, budowaniu motywacji do tego, aby funkcjonować w społeczeństwie, ale naprawdę nie ma tam mowy o opieraniu się na karach — wyjaśnia.

Według niej niestety nadal wielu rodziców jest przeświadczonych o tym, "że jak dziecku dobrze przyłożyć, to mu się wyprostują poglądy na ten świat".

– To jest groźne. Zmienianie prawa w tym kierunku jest groźne — ostrzega ekspertka.

O nowych przepisach można powiedzieć, że są próbą pójścia na skróty, ale w wychowywaniu dzieci oraz ich resocjalizacji — to nie działa.

- To jest znacznie prostsze zbudować dwa nowe poprawczaki niż praca z rodziną. Bo aby pomóc młodemu człowiekowi, którego zachowanie sprawia kłopoty, trzeba sobie zadać bardzo kłopotliwe dla nas dorosłych pytanie: Z czego to wynika? Dlaczego takie zachowania się pojawiły? – mówi nam psycholożka dziecięca.

I dodaje: – Niemal zawsze dochodzimy do wniosku, że to my dorośli zawaliliśmy sprawę.

– Niestety żadnego dobrego zdania nie mogę powiedzieć o tych rozwiązaniach, o tej zmienionej ustawie — podsumowuje.

Ustawa o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich

Sejm uchwalił ustawę reformującą na początku czerwca. Natomiast Senat zagłosował za jej odrzuceniem. Ostatecznie jednak Sejm odrzucił weto, a ustawa trafiła na biurko prezydenta, który podpisał nowe przepisy w czwartek. Za jej opracowanie odpowiada Ministerstwo Sprawiedliwości.

"Obowiązująca ustawa o postępowaniu w sprawach nieletnich, pochodząca z 1982 r., jest archaiczna. Nie obejmuje wielu czynów karalnych. Reakcje sądów na najpoważniejsze popełniane przez nieletnich przestępstwa bywają nieadekwatne" – argumentował Zbigniew Ziobro.

Ustawa reformująca zakłada m.in., że najmłodsi sprawcy najpoważniejszych przestępstw (zabójstw, gwałtów, pedofilii) będą obligatoryjnie kierowani do zakładów poprawczych.

Zmiany mają umożliwić również dyrektorom szkół zlecanie prac porządkowych na terenie placówek lub wokół nich za mniejsze przewinienia.

Wiele zapisów nowej ustawy o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich może świadczyć o tym, że ma ona bardziej charakter penitencjarny niż wychowawczy.