Opioidy w tabletkach to heroina naszych czasów. Ćpają wszyscy, ale nikt tak sprytnie, jak kobiety
- Stany Zjednoczone przechodzą kryzys opioidowy. W miastach są całe dzielnice zasiedlane przez narkomanów, uzależnionych od najtwardszych narkotyków.
- Bieżąca sytuacja była poprzedzona analogiczną do tej, która dzieje się w Polsce. Dostęp do leków opioidowych, opartych o tę samą bazę co heroina, był w USA powszechny
- W Polsce po opioidy w tabletkach sięgają przedstawiciele skrajnie różnych grup społecznych, w tym także dzieci i osoby wysoko funkcjonujące.
- Nie utożsamiają się z narkomanami, choć zażywają dokładnie te same substancje, co zawarte w takich środkach jak heroina, ale podawane w inny sposób.
– Proszę sobie wyobrazić, że komuś z torebki wypada woreczek z białym proszkiem. Albo w aktówce brzdęknie szkło. Nawet sytuacje, które potencjalnie są proste do usprawiedliwienia, mogą wywołać konsternację. Za to blister tabletek na nikim nie robi wrażenia – tłumaczy terapeutka dr Maria Banaszak, która jest specjalistką psychoterapii uzależnień MONAR-u. Jak dodaje, nazwa handlowa morfiny niczym nie przypomina nazwy substancji aktywnej. – A opakowanie jest różowe i wygląda jak suplement diety dla kobiet w ciąży – mówi.
To opakowanie morfiny jest symbolem ćpania naszych czasów. Różowo-cukierkowego, insta-friendly, ukrytego w kolorowych opakowaniach tabletek, które biorą wszyscy i na wszystko.
Kobiety ćpają najlepiej
Nowymi ćpunkami dzisiejszych czasów są kobiety. Matki, żony, koleżanki z pracy, menedżerki. Ich przykład jest wyjątkowy, bo tuszują swoje uzależnienie lepiej niż ktokolwiek inny. Są prawdziwymi mistrzyniami kamuflażu. Również one, zdaniem terapeutów, wciągają się najszybciej.
– Zamiast realnie leczyć depresję dobrze dobranymi środkami, zaleczają związane z nią skutki tabletkami od koleżanek. Przecież to nie bierze się stąd, że Kowalska idzie do dilera, albo postanawia się zabawić. Za to można mnożyć sytuacje, w których panie stają się narkomankami dlatego, że dostały od koleżanek pierwszą tabletkę xanaxu, czy innego relanium, które uzależniają równie szybko co opiaty – mówi Maria Banaszak.
Lekowy anturaż, w który zapakowana jest współczesna narkomania, ułatwia przekroczenie niewidzialnej granicy, która kiedyś wyryta była bardzo wyraźnie. Wkroczenie w narkomanię w białej aptece, za pośrednictwem farmaceuty, jest znacznie łatwiejsze, niż wejście w nią przez bramę obskurnej kamienicy, w której czeka diler.
Ćpanie z początku odbywa się po godzinach, początkowo nie zaburza pracy ani pozornie normalnego funkcjonowania. Nie ma też prawie nic wspólnego z okropnym obrazem stereotypowej narkomanii, która tak nie przystaje do dzisiejszych czasów.
Nic, oprócz substancji czynnej, która łączy heroinę z lekami w kolorowych opakowaniach.
Opium naszych czasów
Opium, z którego produkuje się heroinę, doskonale komponowało się z czasami, z których wywodził się narkomański top of the top, z brudnymi latami 70. i 80.
– To trochę zabawne, bo ten obraz narkomana ze strzykawką wbitą w żyłę, który osiąga błogi haj, tak bardzo wrył się w mentalność, że nawet ludzie, którzy dziś wciągają nosem całą tablicę Mendelejewa, na samo słowo "heroina" wzdrygają się oburzeni i mówią, że nigdy w życiu tego nie wezmą – kwituje Maria Banaszak, która przypomina, że era heroinowa zaczęła powoli odchodzić w zapomnienie wraz z nastaniem lat 90.
Kiedy wraz z transformacją ustrojową do Polski wdarł się szalejący kapitalizm, nie było przestrzeni na błogie i depresyjne heroinowe doznania.
– Ludzie potrzebowali stymulatorów, dlatego rynek opanowała amfetamina, którą zresztą od 1992 roku masowo produkowano w Polsce. Potem było już tylko gorzej, bo amfetaminę, szkodliwą w określony sposób i produkowaną w laboratoriach, zastąpiły dopalacze, szkodliwe w nieokreślony sposób, produkowane w garażach – mówi terapeutka i dodaje, że choć era dopalaczy ciągle trwa, doszliśmy do bieżącej epoki, czyli opioidowego i lekowego renesansu.
Czytaj także: Kobiety kłute strzykawkami. Niepokojące zjawisko w hiszpańskich klubach
Tempo życia, przebodźcowanie, konieczność łączenia wielu obowiązków prywatnych i zawodowych, presja bycia najlepszym, albo przynajmniej dostatecznie dobrym, sprawiają, że mamy ochotę włączyć przycisk z napisem "STOP".
Kiedy się okazuje, że takim przyciskiem są benzodiazepiny albo tabletka morfiny przed snem, która w końcu daje ukojenie, chce nam się do tego stanu wracać. Najlepiej co wieczór.
Opioidy pomocne dla wszystkich
Uzależnienia od opioidów nie "planują" zwykle osoby, które w lekach nie szukają doznań. Tymczasem, jak mówią eksperci, to oni wpadają szybciej, niż można byłoby się spodziewać.
O przykładzie jednym z wielu mówi Katarzyna – pielęgniarka w jednym z prywatnych domów seniora. Wśród pacjentów jest starszy człowiek, który cierpi na ból kolana.
– Na początku nie kwalifikował się do operacji, a teraz chyba nawet jej nie chce. Za to jakiekolwiek dyskusje dotyczące zasadności przepisywania mu kropel na bazie morfiny, które bierze od wielu lat, kończą się karczemną awanturą. Doktor nawet z nim nie dyskutuje, tylko od razu wypisuje receptę – tłumaczy pielęgniarka.
Dodaje, że kiedyś zasugerowała pacjentowi, że może ma problem z uzależnieniem. Krzyczał i awanturował się. Wytykał problemy wszystkim wokół, nie dopuszczając, że coś może być na rzeczy.
Cierpiących osób, które muszą jakoś funkcjonować w niewydolnym systemie polskiej ochrony zdrowia, nie obejmują statystyki. Nie wiadomo ilu jest pacjentów zażywa okazjonalnie, ani ilu uzależniło się przez ból.
Odwołane przez covid operacje czy zabiegi rehabilitacyjne, o które nie można się doprosić, pchnęły ich w objęcia morfiny, tramadolu i innych pochodnych substancji, które w końcu dały ukojenie. Do tego uspokoiły zszargane nerwy i pozwoliły w końcu odpuścić. Przynajmniej na moment.
Opium od najmłodszych lat
Opioidów nie pomijają w swoich narkotykowych eksperymentach również najmłodsi. Co ciekawe, dzieci i młodzież w uspokajacze i substancje psychoaktywne z grupy depresantów (czyli działających spowalniająco na centralny układ nerwowy), uciekają z tego samego powodu, co dorośli.
– Tygodniowy plan zajęć pozaszkolnych jednej z moich podopiecznych wyglądał następująco: dwa razy angielski, dwa razy hiszpański, raz konie, raz taniec i do tego prywatne zajęcia z nauczycielem rysunku, bo dziewczynka ma się dostać na architekturę – tłumaczy Mariusz Jędrzejko, który w Józefowie, koło Rawy Mazowieckiej, prowadzi ośrodek wsparcia dla osób uzależnionych. Jego pacjentami są głównie młodzi ludzie i dzieci.
Pomagają przy gospodarstwie, pracują wokół obejścia czy zbierają owoce. – Robią sporo rzeczy, podczas których, po ludzku, spędzam z nimi czas i poświęcam im uwagę. Terapia zaczyna się więc od czegoś, czego te dzieci nie dostają w domu – tłumaczy terapeuta.
Czytaj także: Odtwórca Vecny opowiedział o uzależnieniu. "Od 7 lat jestem trzeźwy"
Najmłodsza pacjentka opioidowa, która trafiła do ośrodka w Józefowie, miała 14 lat. Była uzależniona od aptecznych leków kodeinowych, sprzedawanych bez recepty. Łączyła je z alkoholem. Takich przykładów było więcej.
– Dzieci, śladem rodziców, mają osiągnąć sukces. Tego się od nich oczekuje, dając przy okazji mało uwagi, za to za dużo wolności. Są strzępem, który składa się z presji i przebodźcowania, a ujściem dla takiego koktajlu są wyciszające leki, po które sięgają coraz młodsze osoby – tłumaczy pedagog specjalny.
Bierz przykład z rodziców
Nie bez znaczenia zdaniem Mriusza Jędrzejki są także wzorce idące z góry. Młodzi ludzie, którzy trafiają na odwyk, to najczęściej dzieci rodziców, którzy osiągnęli sukces. Jednocześnie to ludzie, którzy pracują od rana do nocy, a dzień kończą drinkiem lub garścią leków nasennych. Bez wspomagaczy nie są już w stanie normalnie funkcjonować, więc spirala się nakręca.
– Ostatnio przyjechał do nas ojciec, którego samochód był wart więcej, niż cały nasz ośrodek. Powiedział, że zapłaci wszystkie pieniądze, byle tylko udało mi się uratować jego dziecko. Kiedy zasugerowałem, że to jego trzeba ratować, bo dziecko potrzebuje ojca, a nie kolejnych zer na koncie, powiedział, że mam nie gadać bzdur – mówi terapeuta.
To samo usłyszał od matki jednej z pacjentek, której starał się uświadomić, że picie drinka co wieczór, jest dowodem na problemy z alkoholem. Kobieta wyparła tę informację, zarówno przed nim, jak również przed sobą.
– Taka osoba ma w głowie, że przecież nie może być alkoholikiem czy narkomanem, bo pozornie panuje nad wszystkim. Ma pracę, dom, rodzinę, a przecież tak nie wygląda narkoman – mówi Maria Banaszak, która dodaje, że obraz współczesnej narkomanii, przez to, że niewinny, jest bardzo niebezpieczny.
Cienka heroinowa linia
– Dopóki się nie zawala, to ludzie nawet jeśli wiedzą o ćpaniu, podchodzą do niego bardzo normalnie. Chyba to kwestia przyzwyczajenia. Wchodzi się głębiej i głębiej, znajomi to obserwują i jakoś się to wszystko jest w stanie opatrzyć – tłumaczy Szymon, który nie traktował siebie jak narkomana, nawet gdy sięgnął pierwszy raz po heroinę.
Zaczęło się jednak niewinnie, od leków na bazie kodeiny, które do dziś są dostępne w aptekach bez recepty.
Haj, w który wprowadzały go opioidowe tabletki, pomagał się wyciszyć i opanować przepełniające go lęki. Oczywiście chwilowo, bo na dłuższą metę opioidy tylko potęgują problem.
Kiedy po raz pierwszy postanowił poszukać pomocy u specjalisty, brał dziennie około stu tabletek. Oczywiście zaczynał od znacznie mniejszych ilości, ale do opiatów organizm szybko się przyzwyczaja.
– Ćpunem nazywałem się tylko z przymrużeniem oka. W końcu nie odstawałem zbytnio od reszty społeczeństwa. Miałem pracę i jakoś sobie radziłem, a nie tak przecież wyglądają ćpuny. Nawet inicjacja z heroiną, choć była stresująca, ostatecznie nie okazała się tak spektakularna, jak się spodziewałem, więc nawet to nie było dla mnie tym słynnym dnem, o którym tyle się mówi przy okazji uzależnień – tłumaczy.
Czytaj także: "Lekomania" trzyma w napięciu lepiej niż niejeden film akcji. To serial o kryzysie opioidowym w USA
Jak daleko zaszedł, Szymon uświadomił sobie dopiero w momencie, w którym "ćpuna z marginesu" zobaczyła w nim nowo poznana osoba. Dopiero wtedy osiągnął dno, od którego od 2,5 roku, stopniowo się odbija.
Uświadomił sobie, że pomocy musi szukać na regularnym odwyku. Takim z regularną terpią i koniecznością oddawania moczu, a uczestnictwo w programie obarczone jest odpowiedzialnością.
Jako jedna z niewielu osób z problemami opioidowymi figuruje również w statystykach, a jego leczenie pokrywane jest budżetu państwa.
Tabletka na wszystko
– To niesamowite, z jak dużą łatwością państwo jest gotowe dawać pieniądze na leczenie uzależnień, łatanie skutków narkomanii, a nie jest w stanie poradzić sobie z sednem całego problemu, czyli koncernami farmaceutycznymi – tłumaczy Mariusz Jędrzejko, dla którego dostęp do substancji psychoaktywnych, z których czerpią współcześni narkomani, jest zadziwiający.
O dostępie do leków z silnie uzależniającymi substancjami, jako o jednej z przyczyn nowego kształtu narkomanii, mówi również Maria Banaszak. Najbardziej problematyczna jej zdaniem jest powszechność i dostępność, połączona z akceptacją społeczną.
– Sytuacja w Polsce zaczyna coraz bardziej przypominać tę, z jaką mamy do czynienia dziś w Stanach Zjednoczonych. Kraj, w którym podobnie jak u nas reklamowano i sprzedawano tabletki na wszystko, dziś pogrążony jest w kryzysie opioidowym – mówi ekspertka z MONAR-u.
Amerykanie wracają do stereotypowego ćpania
Statystyki USA są porażające. Z raportu CDC wynika, że tylko w 2021 roku, odnotowano 15-procentowy wzrost liczby zgonów, spowodowanych przedawkowaniem narkotyków.
Najwięcej zgonów spowodowanych było przedawkowaniem fentanylu, czyli jednego z najsilniejszych opioidów na rynku. Z tego powodu zmarło ponad 71 tys. Amerykanów. Dla porównania metamfetaminę, która jest na drugim miejscu w niechlubnym rankingu przyczyn narkotykowych zgonów, przedawkowało prawie 2,5-krotnie mniej osób.
W USA toczą się procesy przeciwko lekarzom, którzy wypisywali pacjentom leki opioidowe. Gdy problem uzależnienia od opioidów zaczął przybierać na sile, a skala problemu weszła w fazę kryzysową, pozbawieni dostępu do uzależniających substancji Amerykanie, zaczęli korzystać z ulicznych odpowiedników.
Tak wygląda dzielnica Kensington w Filadelfii:
Kryzys opioidowy w USA poprzedzony był dokładnie tym, z czym mamy dziś styczność w Polsce.
– Chce nam się jeść, są na to tabletki. Nie chce nam się jeść, na to też są tabletki. Na sen, na brak snu... żyjemy w epoce, w której leki dostaje się na wszystko i garść tabletek, nawet zażywana publicznie, nie robi na nikim wrażenia. A skoro bierzemy na wszystko suplementy diety, to czemu nie sięgnąć po benzodiazepiny czy opioidy. Ludzie nie widzą większej różnicy, więc i granica jest łatwiejsza do przekroczenia – tłumaczy Maria Banaszak i dodaje:
– To jest dokładnie takie samo ćpanie i dokładnie tych samych substancji, jakie znamy z tych okropnych filmowych scen, rodem ze "Skazanego na Bluesa" i "Dzieci z dworca ZOO". Tylko forma podania bardziej przystępna. I opakowanie ładniejsze.