W PiS nie wiedzą, skąd wziąć pieniądze na obietnice. To nagranie mówi wszystko
- Rząd Zjednoczonej Prawicy mimo inflacji nie rezygnuje z polityki kolejnych dodatków dla Polaków
- Jednak nie jest jasne, skąd będą pochodzić fundusze na te cele, skoro obniżono m.in. podatki
- Nie wiedzą tego nawet senatorowie PiS, którzy pytani przez dziennikarkę "Gazety Wyborczej" mieli spore problemy, aby coś sensownego odpowiedzieć
Dziennikarka "Gazety Wyborczej" Justyna Dobrosz-Oracz chciała dowiedzieć się od senatorów PiS, skąd rząd weźmie miliardy na kolejne dodatki, które są planowane, jako odpowiedź na inflację i drożyznę w Polsce. Pytani przez nią senatorowie kluczyli lub nie do końca wiedzieli, co mają jej odpowiedzieć.
Senatorowie PiS nie wiedzą, jak rząd chce pozyskać fundusze na planowane dodatki
– Tu Pani mnie zupełnie zaskoczyła. O tym – szczerze mówiąc – zupełnie nie myślałem – stwierdził beztrosko senator Józef Łyczak.
– Budżet państwa jest zasilany podatkami, które płacimy – zaczął tłumaczyć Wojciech Piecha, ale dziennikarka mu przerwała i przypomniała, że podatki zostały obniżone, a są też tarcze antyinflacyjne, więc VAT również jest niższy. Na uwagę, czy to prawda, że z Chin, senator odparł, że nie. – Z Chin na pewno nie. Bez przesady – oznajmił.
Kolejny pytany przez dziennikarkę senator był równie beztroski. – Mam nadzieję, że budżecie są te środki – stwierdził Marek Martynowski.
Przypomnijmy, że Główny Urząd Statystyczny podał już wstępny odczyt inflacyjny za lipiec tego roku. Wynika z niego, że ceny dóbr i usług były średnio o 15,5 proc. wyższe niż rok wcześniej.
Mateusz Morawiecki cały czas winą za inflację obwinia Władimira Putina
Jednak rząd przekonuje, że to nie on jest winien tego stanu rzeczy. Szef polskiego rządu Mateusz Morawiecki powtórzył już kilka razy, że na wzrost cen w głównej mierze wpływa polityka Rosji związana z prowadzoną w Ukrainie wojną.
Premier mówiąc w ostatnim czasie o inflacji w Polsce, nazywa ją "putinflacją", zdejmuje w ten sposób odpowiedzialność z rządu. Natomiast eksperci zwracają uwagę, że ceny rosły w szybkim tempie już wcześniej. "Rzeczpospolita" zapytała z tego względu niedawno Polaków, kogo uważają za głównego winowajcę historycznie wysokiej inflacji w kraju.
Najwięcej, bo 38,8 proc. respondentów wskazało na politykę rządu. Z kolei 17,3 proc. badanych uznało, że głównym powodem wzrostu inflacji jest wojna w Ukrainie. Trzecią najczęściej wskazywaną przyczyną były błędy Narodowego Banku Polskiego. Taką odpowiedź wskazało 14,6 proc. ankietowanych.
12,6 proc. respondentów odpowiedziało, że inflacja jest efektem polityki UE w zakresie transformacji energetycznej. Zdania, że inflacja jest następstwem pandemii COVID-19 jest 8,7 proc. respondentów, a 0,9 proc. ankietowanych sądzi, że za inflację odpowiada inny czynnik. 7,1 proc. badanych odpowiedziało, że nie ma zdania w tej sprawie.