Lech Poznań znów blisko kompromitacji, ale ma awans. Mistrz Polski nadal w kryzysie

Krzysztof Gaweł
11 sierpnia 2022, 23:08 • 1 minuta czytania
Lech Poznań odrobił straty w dwumeczu z Vikingurem Reykjavik i awansował do czwartej rundy kwalifikacji Ligi Konferencji. Mistrzowie Polski ograli mistrzów Islandii po dogrywce 4:1 (2:0, 2:1), rywale doprowadzili do niej w ostatniej akcji meczu. A Kolejorz zmarnował tyle stuprocentowych sytuacji w pojedynku z półamatorami z Wyspy, że powinien się po trj wygranej wstydzić.
Fot. Lukasz Gdak/East News

Nie takiej gry i z pewnością nie takiego wyniku spodziewali się kibice Lecha Poznań w pierwszym starciu z Vikingurem Reykjavik w eliminacjach Ligi Konferencji. Po bardzo słabej grze mistrzowie Polski przegrali z mistrzami Islandii 0:1 (0:1) i musieli odrabiać straty. Postawa Kolejorza nie zachwyciła, zespół przegrał piąty z siedmiu ostatnich pojedynków. Mistrz Islandii dla naszego czempiona był zbyt mocny.

W rewanżu w Wielkopolsce role miały się odwrócić, a Kolejorz zamierzał pierwszy raz od pięciu lat odrobić straty w pucharowym dwumeczu i wziąć awans. Od początku gry goście pokazali jednak, że nie przyjechali do Polski, by dostać lanie. Już w 3. minucie groźnie strzelał Ari Sigurpalsson, a po chwili rywale skontrowali miejscowych, a Erlingur Agnarsson uderzył tuż obok bramki Lecha.

Miejscowi "siedli" na rywali w 12. minucie, kilka razy strzelali w polu karnym na bramkę Vikingura, ale rywale rozpaczliwie się wybronili i nadal było 0:0. Z minuty na minutę mistrzowie grali lepiej, aż przyszła 32. minuta i Kristoffer Velde płasko wrzucił piłkę w pola karne przeciwnika. A tam Mikael Ishak przypomniał, że jest królem i pewnie otworzył wynik spotkania. Straty były wyrównane.

Poznaniacy ruszyli śmiało do przodu i atakowali do końca pierwszej odsłony. W 44. minucie Joel Pereira popisał się świetną wrzutką po przetkątnej pola karnego, a Kristoffer Velde wyskoczył zza pleców islandzkich defensorów i wpakował piłkę do bramki. Kolejorz wreszcie zaskoczył i grał momentami tak, jak się tego spodziewają od początku sezonu kibice. Awans znów był na wyciągnięcie ręki.

Po zmianie stron mistrzowie Polski doznali bolesnej straty, uraz zgłosił Antonio Milić i musiał po pięciu minutach opuścić boisko. To dotkliwa strata dla ekipy Johna van den Broma, ale szansę dostał Filip Dagerstal i gra toczyła się dalej. Islandczycy nie potrafili zaatakować na połowie gospodarzy, ci czekali na kontry i mieli pełną kontrolę nad meczem. Potrzeba było jeszcze tylko gola numer trzy.

Pracowali na niego poznaniacy w pocie czoła, ale razili nieskutecznością. W 76. minucie piłka nie dotarła do Joao Amarala, bo defensor zatrzymał ją ręką, ale sędzia tego nie widział. Chwilę później Mikael Ishak kapitalnie uderzył technicznie, ale piłka odbiła się od słupka i wróciła do gry. Po chwili znów skontrował Kolejorz, Joao Amaral miał kolegę na czystej pozycji i pustą bramkę, ale strzelił w trybuny. Po prostu kryminał...

Wreszcie w samej końcówce kolejną kontrę Lecha zaprzepaścił Filip Marchwiński, który został obsłużony podaniem. Do tego wyszedł z bramki Ingvar Jonsson, który podciął w polu karnym Michała Skórasia. Sędzia oczywiście tego nie zauważył, a Lech Poznań znów zmarnował stuprocentową kontrę. I jeszcze jedną, w doliczonym czasie gry, bo przestrzelił Alfonso Sousa. Piłkarze Vikingura Reykjavik nie mieli nic do stracenia.

Ruszyli do ataku i wyszarpali dogrywkę, szokując mistrzów Polski. W ostatniej minucie doliczonego czasu gry zaskoczyli Kolejorza, a niewykorzystane sytuacje się zemściły. Erlingur Agnarsson poszedł prawą flanką, wrzucił piłkę przed bramkę, a tam 19-letni Danijel Djurić wpakował ją pod poprzeczkę i doprowadził do remisu. Mina Johna van den Broma mówiła wszystko...

W dodatkowym czasie gry poznaniacy od razu nacisnęli ekipę Vikingura i strzelili zwycięską bramkę. Filip Marchwiński zgarnął piłkę za polem karnym i kropnął przepięknie w okienko bramki Islandczyków. To nie był koniec emocji, Lech miał przewagę i atakował, a rywale oddychali rękawami, więc kolejne gole były kwestią czasu. Zwłaszcza że w 110. minucie meczu z boiska za brutalny faul wyleciał Julius Magnusson.

Miejscowi atakowali, a Alfonso Sousa zmarnował dwie kapitalne sytuacje. W 117. minucie wywalczył rzut karny, który po chwili zmarnował w koszmarny sposób. Ale dwie minuty później odkuł się, zatańczył z rywalami w polu karnym i podwyższył na 4:1. Lech Poznań wziął awans, ale męczył się z Islandczykami koszmarnie i z pewnością dumny po meczu być nie może.

W decydującej rundzie eliminacji Ligi Konferencji mistrzów Polski czeka starcie z F91 Dudelange, czyli mistrzem Luksemburga, który właśnie pożegnał się z eliminacjami Ligi Europy. W rewanżowym starciu z Malmoe FF Dudelange zremisowało na swoim boisku 2:2, przed tygodniem w Szwecji uległo rywalom aż 0:3. Ale w dwumeczu z Kolejorzem wcale nie będzie stało na straconej pozycji. Pierwszy pojedynek 18 sierpnia, rewanż już 25 sierpnia.

Lech Poznań - Vikingur Reykjavik 4:1 (2:0, 2:1), po dogrywce Bramki: Mikael Ishak (32), Kristoffer Velde (44), Filip Marchwiński (96), Alfonso Sousa (119) - Danijel Djurić (90) Pierwszy mecz: 0:1; awans: Lech