Hipokryzja prawicy — jak "prawdziwi patrioci" wysyłają dzieci na studia z dala od Wielkiej Polski
Piękna, wykształcona, elegancka, pracowita. Do tego bogate CV i kilka książek na koncie. Magdalena Ogórek w teorii ma wszelkie atuty nie tylko, by robić oszałamiającą karierę, ale też cieszyć się szacunkiem i sympatią społeczeństwa.
Tyle że pani doktor ma kilka słabości. Na przykład zamiłowanie do prestiżu (od torebek Diora, przez BMW, aż po Oxford) czy karierowiczostwo. Złośliwi dodaliby pewnie jeszcze, że mimo licznych dyplomów, nie wydaje się osobą najlotniejszą.
W przeciwieństwie do swojej córki — nomen omen — również Magdaleny (junior). 17-latka ukończyła właśnie kurs w Oxfordzie, a wykładowcy nie mogli się jej nachwalić. Dumna była i Magda (senior), ale widać wakacyjny kurs językowy, nie wydawał się jej wystarczająco prestiżowy.
Ogórek postanowiła publicznie pochwalić się osiągnięciami córki, sugerując, że dziewczyna nie tyle uczyła się angielskiego, ile uczestniczyła w zajęciach na Uniwersytecie Oksfordzkim — jednej z najlepszych uczelni na świecie. Niestety podli internauci szybko wywęszyli ściemę. I tylko Magdy junior żal.
Grand Tour a la PiS
Co ciekawe, rodzicielskie ambicje Ogórek są dość znamienne dla przedstawicieli polskie prawicy. Wśród naszych dyżurnych patriotów zachwyconych Wielką Polską, wysyłanie dziatwy, by kształciła się poza polskim systemem edukacji, do rzadkości wcale nie należy.
Weźmy choćby Rafała Ziemkiewicza — niegdyś niezłego pisarza, dziś zaś dyżurnego patrioty, homofoba i seksisty — który zresztą nieudolnie usiłował stanąć w obronie koleżanki Ogórek. Gdy rok temu brytyjskie służby celne zatrzymały go na lotnisku w Londynie (powodem były poglądy "sprzeczne z brytyjskimi wartościami i mogą być obraźliwe dla innych"), na jaw wyszło, że córka publicysty miała właśnie zacząć studia na Oxfordzie (tym prawdziwym).
Oto wielki krytyk elit i kosmopolityzmu posyła dziecko na uczelnię symbolizującą to, czym podobno tak gardzi. I oczywiście słono płaci, bo i dostać się na Uniwersytet Oksfordzki to jedno — sfinansować naukę tam, to zupełnie co innego. Za granicą studiuje również syn Jarosława Jakimowicza — kolegi Magdy Ogórek z TVP.
Imperium Czarneckich
Hipokryzji Ziemkiewicza czy Jakimowicza daleko jednak do portfolio edukacyjnego Czarneckich. Nestor tego znamienitego rodu — Ryszard — zasłynął ostatnio ze względu na powiązania z szemraną uczelnią Collegium Humanum, na której osoby związane z PiS-em uzyskiwały dyplom MBA (znów kosmopolitycznie!) i to w dwa miesiące.
Rektor uczelni — Czarnecki, ale tym razem Paweł — jest według ustaleń “Newsweeka” bratankiem Ryszarda. Co jednak dobre dla jakichś tam działaczy, nie jest jednak wystarczające dla młodych paniczów.
Syn obrotnego Ryszarda — Bartosz — studiował rzecz jasna za granicą. Kilka lat temu zaliczył zaś medialny debiut po tym, jak wyszło na jaw, że zaczął pracę w Polskiej Grupie Zbrojeniowej — mimo zaledwie 26 lat na karku miał zostać doradcą, choć jego ojciec twierdził, że Bartek został zatrudniony “zaledwie” jako specjalista.
Europoseł wychwalał wówczas syna jako wielkiego patriotę, który zdecydował się na pracę w Polsce, mimo że mógł zarabiać więcej za granicą (choć pewnie nie jako specjalista w spółce skarbu państwa…).
Jeremi, syn Matiego
Jeremiasz, syn wielkiego Polaka i wnuk jeszcze większego Polaka — Kornela Morawieckiego — studiował z kolei stosunki międzynarodowe na London School of Economics. I mimo że premier nie chwali się jak Magda Ogórek mailami gratulacyjnymi, można założyć, że niebawem Jeremiasza czeka wspaniała kariera dyplomatyczna. Chłopak ma bowiem 25 lat, co wskazywałoby, że najwyższy czas rozejrzeć się za poważną pracą.
Tymczasem, Mateusz Morawiecki podczas Forum Ekonomicznego w Londynie w 2014 roku zachęcał rodaków: Jeśli wrócicie do kraju, będziecie u nas elitą, w Wielkiej Brytanii będziecie prawdopodobnie zawsze jechać drugą klasą. Czwórce dzieci Morawieckiego druga klasa raczej nie grozi.
W przypadku córki Jacka Kurskiego — Zuzanny — wiele wskazuje na to, że to dopiero przejęcie władzy przez PiS i obsadzenie ojca na stołku prezesa umożliwiło jej zagraniczną edukację. Dziewczyna studia zaczynała bowiem w Poznaniu, by w 2016 roku przeprowadzić się do Londynu i podjąć naukę na tamtejszym King’s College. Magisterkę obroniła z kolei w zeszłym roku na London School of Economics.
Zuza zawsze była córeczką tatusia — wystarczy wspomnieć głośny rozwód Kurskich z 2014 roku, gdy stanęła po stronie ojca, co oznaczało w tym przypadku zeznawanie przeciwko własnej matce, ale i bratu. Ten sam brat, gdy Zuzanna pisała magisterkę, po raz kolejny stanął przed sądem w sprawie o gwałt na nieletniej — córce przyjaciół prezesa TVP.
Ciekawe, jaka kariera czeka dziecko Daniela Obajtka (to samo, które płakało, bo o tatusiu źle pisano, czego król nieruchomości zapowiedział nie podarować wrogom). Można założyć, że dla tak przedsiębiorczego polityka studia latorośli w Wielkiej Brytanii to za mało. Może Harvard? Jeśli ceny mieszkań się utrzymają, czesne w wysokości drobnych 200 tys. złotych rocznie nie powinno stanowić większego problemu.
Resortowe dzieci 2.0.
I jasne — większość ludzi chce zapewnić swoim dzieciom jak najlepszy start w dorosłość. Tyle że wielki exodus potomstwa na zagraniczne uczelnie (a potem czasem i obsadzanie tegoż potomstwa w spółkach skarbu państwa) odbywa się dokładnie w tym samym środowisku, które wcześniej urządzało polowanie na tzw. resortowe dzieci. Pokazywanie lepszych od większości społeczeństwa szans potomków PRL-owskich notabli na zrobienie kariery, służyło prawicy do dyskredytowania opozycji w oczach obywateli.
Tymczasem okazuje się, że cichaczem rośnie nam nowe pokolenie resortowych dzieci. Już nie w stylu Misiewicza, który szybko stał się memem. Tym razem z mocnymi nazwiskami i odpowiednimi papierami na sukces.
I może nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby ci sami ludzie, którzy są gotowi płacić nieraz i setki tysięcy złotych za zagraniczną edukację potomstwa, nie opowiadali co dnia o tym, jak wspaniale dzieje się w Polsce.
Strajkujący nauczyciele byli dla środowisk okołorządowych roszczeniowi i nieodpowiedzialni. Jacek Kurski mieszał ich na antenie TVP z błotem — wygodne, gdy własne dzieci edukuje się za granicą (wspomniana już Zuzanna liceum kończyła w Brukseli) lub w szkołach prywatnych (uczęszcza do nich większość dzieci polityków).
Co ciekawe, równie chętnie co polska prawica, dzieci na studia do Wielkiej Brytanii posyłają rosyjscy oligarchowie, którzy majątki pozbijali często dzięki współpracy z aparatem państwowym. No i jasne — osoba zdająca maturę jest w końcu pełnoletnia i sama ma jakieś plany na przyszłość, ale ktoś jej te studia musi jeszcze zaakceptować i sfinansować.
Nie wspominając o tym, że pomysł nauki na choćby takim London School of Economics, gdzie czesne wynosi około 20 tys. funtów, jest zarezerwowany raczej dla polskich elit.
Polska jest dla deklaratywnych patriotów krajem wielkich możliwości głównie dla tzw. ludu. I to ludu niewdzięcznego — uczą się tacy za darmo na lekarzy czy pielęgniarki, a potem bezczelnie wyjeżdżają za granicę. Najczęściej w dodatku do prześladującej praworządną Polskę Unii Europejskiej.
Elity są widać złe tak długo, jak długo samemu się do nich nie należy.
Czytaj także: https://natemat.pl/255437,gdzie-pracuja-corki-i-synowie-dzialaczy-pis