Uprawiają miłość grecką, ale się do tego nie przyznają. Co nas zawstydza w łóżku?

Aneta Olender
03 września 2022, 12:38 • 1 minuta czytania
– Przyjęło się założenie, że mężczyźni ją uwielbiają, a kobiety nie znoszą. Nie jest to jednak do końca prawda – podkreśla psycholożka i seksuolożka Katarzyna Kucewicz. W rozmowie z naTemat ekspertka nie tylko obala mity dotyczące miłości greckiej, ale przede wszystkim mówi o tym, co nie pozwala nam cieszyć się z seksu.
Fot. Dainis Graveris/Pexels

Czy Polki i Polacy mają wiele blokad w głowach – niezwiązanych z traumami – które powodują, że nie umiemy albo nie możemy cieszyć się z seksu?


To, co pani nazywa blokadami, ja bym raczej określiła nieadaptacyjnymi przekonaniami. Faktycznie gros Polaków ma o seksie hamujące przekonanie, które stanowi pewien leitmotiv seksualnych działań.

Kiedy myślimy o seksie w sposób pozytywny, z ciekawością, to blokad mamy mniej. Ale jeżeli mamy z seksem szereg negatywnych skojarzeń, bo przykładowo od dziecka wmawiano nam, że seks jest czymś złym, wstydliwym, zwierzęcym, niebezpiecznym, to bardzo trudno potem nagle uznać, że seks to wspaniała aktywność, dodająca witalności, przynosząca radość. Moje pacjentki często mówią, że uwielbiają seks, ale się tego uwielbiania wstydzą.

Z czego to wynika? Skąd się bierze ten wstyd?

U kobiet to kwestia wychowania w duchu "każda porządna kobieta średnio lubi seks, woli się tylko przytulać, nie jest on dla niej ważny". Oczywiście są kobiety, których temperament faktycznie nie jest zbyt wysoki i seks mógłby dla nich nie istnieć – jeśli czują się z tym dobrze i nie rzutuje to na ich związek, to świetnie.

Niemniej jednak gros osób seks lubi i wstydzi się go lubić, bo w konserwatywnej narracji, którą jesteśmy bombardowani, takie osoby uważane są za rozwiązłe, niemoralne, łatwe, czy puszczalskie. Kobieta, która pewnym siebie głosem mówi "no tak, lubię seks i jakość seksu jest dla mnie bardzo ważna", wzbudza konsternację.

Ale wstyd ma też dużo głębsze, wewnątrzpsychiczne podłoże. Nie chodzi tylko o przekonania społeczne dotyczące seksu, które plasują go jako czynność niebezpieczną/ problematyczną/niemoralną. Często, na skutek braku edukacji seksualnej, ludzie mają kłopot ze zrozumieniem samych siebie i tego się wstydzą.

Wstydzą się na przykład tego, że ich pochwa się nawilża, wstydzą się swojego zapachu, wstydzą się swoich fantazji, jeśli te nie są normatywne, wstydzą się swojego ciała, odgłosów, które wydają. Ponieważ nikt nie mówi głośno, że to normalne, że na przykład po seksie chce się siku, że podczas stosunku z penetracją pochwa wydaje różne śmieszne odgłosy, więc kiedy nas to spotyka, czujemy zażenowanie.

Nie tylko wychowanie, ale też nasze otoczenie, przyjaciele, koledzy i koleżanki, mogą wpływać na to, że wstydzimy się swoich pragnień, wstydzimy się sięgnąć po coś więcej?

Myślę, że na punkcie seksu jesteśmy dość wrażliwi. Łatwo nas zranić, zawstydzić, zamknąć w sobie. Jeśli powiemy, że totalnie podoba się nam barczysty ochroniarz z klubu, a koleżanki powiedzą "no co ty, taki mięśniak?", to już może być to dla nas informacja, że nasz gust i nasze preferencje są dziwne, nienormalne, że pewnie coś jest z nami nie tak.

Przytoczyłam tu akurat typ mężczyzny wysportowanego, ale to się tyczy raczej takich preferencji, które nie są normatywne. Na przykład, kiedy młoda studentka podkochuje się w 70-letnim profesorze i fantazjuje na jego temat, koleżanki mogą to różnie komentować.

Jest taka niepisana (krzywdząca i ograniczająca nas) zasada, kto się powinien komu podobać. Jeśli wysportowany, muskularny mężczyzna bierze ślub z kobietą plus size od razu pojawiają się komentarze: dziewczyno uważaj, on na pewno jest z tobą dla pieniędzy.

Ludzie oczekują, że świat będzie jak zwykły, mainstreamowy film pornograficzny – pełen tylko pięknych, wydepilowanych, młodych i szczupłych osób uprawiających ze sobą seks. Tymczasem większość z nas ma takie fantazje, które są dalekie od mainstreamu, a przede wszystkim podobają się nam naprawdę różni ludzie.

Energia seksualna wyrasta znacznie poza zwykłą atrakcyjność fizyczną. To, że mamy z kimś seksualne przyciąganie, może być kompletnie niezwiązane z urodą czy szeroko rozumianą seksownością. To są mikrogesty, spojrzenia, czyjaś aura i oczywiście biochemia.

Może być tak, że partner uważa, że ta druga osoba jest oziębła, a tak naprawdę chodzi o to, że po prostu stara się wyciszać swoje potrzeby, choć całe ciało prosi o coś więcej?

Czasem tak jest, że my nie mamy problemu z libido w sensie biologicznym, ale jesteśmy zblokowani psychicznie. Blokady mogą być różnorakie. Czasem wynikają z tego, że osoba jest zestresowana, napięta, depresyjna, zalękniona i w danym momencie życia nie jest otwarta na seks. Potrzebuje więcej bliskości, wsparcia.

Ale kiedy słyszę to zdanie "bo partner uważa, że druga strona jest oziębła", to od razu zadaję sobie pytanie – czy ta "oziębłość" nie wynika przypadkiem z tego, że naszym wspólnym seksem coś jest nie tak?

W wielu rozmowach w mediach rozprawiam na temat gry wstępnej. W moim poczuciu nieumiejętność jej prowadzenia przyczynia się do wielu naszych łóżkowych niepowodzeń. Nie chodzi o to, że musimy być jacyś bardzo kreatywni i wykupić cały asortyment sklepu z sex gadżetami. Raczej chodzi o uważność na drugiego człowieka, o to, by uczyć się, jak ten nasz partner działa, co mu sprawia przyjemność, co go stopuje.

Seks jest kompetencją. Każdy człowiek potrafi instynktownie go uprawiać, ale to trochę jak z innymi umiejętnościami – warto szlifować, udoskonalać, jeśli mają dla nas znaczenie.

Seks to kompetencja? Można się nauczyć?

Oczywiście, chociaż chcę podkreślić, że to nauka bardziej z pogranicza psychologii niż gimnastyki. Znajomość pozycji i tricków w seksie to fajne urozmaicenie, ale podstawą jest umiejętność słuchania, co mówi do nas nasze ciało i ciało partnera. To też zdolność do rozmowy o seksie – pełnej miłości, szacunku i otwartości.

Jeżeli w seksie pojawia się jakiś rodzaj udawania, cenzurowania, albo presji, to nic dobrego z tego nie będzie. Dobry seks to nie musi być żadna akrobatyka. To aktywność, która daje poczucie, że naprawdę się złączyliśmy z kimś, że naprawdę poczuliśmy się na moment poza czasem i przestrzenią.

Kiedyś usłyszałam takie zdanie od nauczycieli tantry Zofii i Dawida Rzepeckich, które brzmiało mniej więcej tak, że przyjemność jest tylko produktem ubocznym seksu, a jego podstawą jest bliskość między dwojgiem ludzi. To, co jest kluczowe w seksie, to wspólnota, to poczucie, że druga strona i my na te parę chwil stanowimy jedność.

Trzeba tylko chcieć się poznać?

Dokładnie. Chcieć się poznać i słuchać partnera - to jest klucz do udanego seksu. Często słyszę historie o tym, że ktoś się frustruje, bo zna całą Kamasutrę, a partnerka dalej unika zbliżeń. Albo ktoś ma idealne ciało, inwestuje w liczne zabiegi, a druga strona ciągle zmęczona.

W tych frustracjach często problem ulokowany jest w braku empatycznej komunikacji. Obie strony są zamknięte na dialog. Jedna mówi "ja chcę seksu", druga "a ja nie chcę" i dyskusja się kończy, a przecież to mógłby być świetny początek rozmowy o tym, co jest dla nas ważne, co możemy wspólnie z tym zrobić, jak rozwiązać ten konflikt interesów, co mamy na myśli, mówiąc "chcę i nie chcę". To mógłby być pretekst do rozmowy o uczuciach, o emocjach iskrzących między nami.

Jakie jeszcze błędne przekonania nie pozwalają cieszyć się z seksu?

Nawiązując jeszcze do rozmowy w parze, często problemem jest, kiedy każdą informację zwrotną o seksie błędnie interpretujemy jako informację o nas. Kiedy partner mówi, że chciałby mieć seks wieczorem, a nie rano - my, biorąc wszystko do siebie, myślimy np.: "a co, rano lepiej mnie widać i mniej ci się podobam?"

Kiedy mężczyzna nie chce seksu, od razu przeskakujemy do konkluzji, że na pewno nas zdradza. Ogromnie łatwo też się obrażamy na uwagi, na krytykę i odpowiadamy w trybie nastoletniego dziecka: "nie podoba ci się? To żegnam!".

Kolejne błędne przekonanie: partner powinien mieć ochotę wtedy, kiedy ja i na to, co ja. Jeśli chce codziennie, coś z nim nie tak, pewnie to hiperseksualność, jeśli chce raz w miesiącu - zaburzenia popędu.

Nierzadko przychodzą do mnie do gabinetu ludzie oczytani w Google, gotowi wystawiać partnerom diagnozy kliniczne. Bardzo często bierze się to z przekonania, że druga osoba powinna chcieć seksu tak jak ja, bo ja stanowię normę. A jak ktoś lubi zupełnie inaczej, to czy aby nie jest chory?

Boimy się eksperymentować?

Część osób na pewno. Pewien strach jest nawet ok, bo sprawia, że nie pakujemy się w sytuacje niebezpieczne i ryzykowne. Trzeba też pamiętać, że otwartość seksualna nie polega na tym, że ślepo zapominamy, co to są choroby przenoszone drogą płciową.

Otwartość polega na tym, że świadomie dokonujemy wyboru, rozważając wszystkie za i przeciw. Wracając do pytania, myślę, że wstydzimy się eksperymentować, czujemy zażenowanie, co pomyśli partner, czy nie wyśmieje, czy nie nakrzyczy.

O dziwo moje doświadczenia są takie, że to dziewczyny skarżą się na wyśmianie ich pomysłów - przebrań, wibratorów w sypialni, przynoszenia różnych gadżetów BDSM do domu. Kobiety opowiadają mi o tym, że partnerzy patrzą i wybuchają śmiechem.

Oczywiście to może być początkowa reakcja kończąca się super seksem, ale może też nas "zgasić", dać nam jakieś poczucie, że coś z nami nie tak. Znowu wracamy do dialogu - jeśli para potrafi rozmawiać to i o dziwnym pomyśle porozmawia spokojnie, bez obrażania, bez epitetów.

To może nie wielki seksualny eksperyment, ale gdybym zapytała 10 osób o miłość grecką, czyli seks analny, to myślę, że przyznałaby się do tego jedna, maksymalnie dwie osoby. Dlaczego?

Seks analny to w ogóle ciekawy temat, bo przyjęło się założenie – mówię tu o heteronormatywnych relacjach – że mężczyźni go uwielbiają, a kobiety nie znoszą. Nie jest to jednak do końca prawda. Badania pokazują, że faktycznie mężczyźni pierwsi inicjują ten seks, ale później kobiety często odnajdują w nim dużo frajdy i przyjemności.

Część kobiet twierdzi nawet, że taki stosunek odpowiada im bardziej niż klasyczny. Tylko żeby była przyjemność, nie może być presji, czyli błagania, atakowania partnerki, ciągłego proszenia. Kiedy obie strony chcą dać sobie samym i swoim partnerom przyjemność- wspaniale. A jeśli seks to ma być wyłącznie prezent dla drugiej strony, to fatalnie.

W przełamywaniu barier, swoich blokad, ważne jest to, by pamiętać, że najważniejszy krok to nauka samego siebie - swoich potrzeb, swoich rozkoszy, swoich miejsc erogennych na ciele i swoich ulubionych dróg dojścia do orgazmu, bo jest ich naprawdę wiele. Dopiero kiedy mamy ze swoim seksualnym JA sztamę, możemy rozwijać swoje seksualne kompetencje w parze.

Czytaj także: https://natemat.pl/415573,frustracja-seksualna-jak-wplywa-na-zwiazek-niedopasowanie-temperamentow