Zawstydzające sceny już na początek MŚ siatkarzy. Aż żal było na to wszystko patrzeć
Siatkarski mundial wystartował w piątek w Lublanie i Katowicach. I od razu doszło do nieprzyjemnego zgrzytu, który z pewnością nie powinie mieć miejsca. Brazylia, gigant światowej siatkówki i aktualny wicemistrz świata, mierzył się w Arenie Stozice w Lublanie z Kubą, czyli zespołem, który wrócił do elity i ma swoje aspiracje. Mecz był porywający, ekipa z Karaibów prowadziła już 2:0, ale zwyciężyli Canarinhos.
Sęk w tym, że triumf Brazylijczyków 3:2 (31:33, 21:25, 25:16, 25:17, 18:16) na żywo oglądało... 350 kibiców. Tak, to niestety nie pomyłka. W Arenie Stozice, która może pomieścić nawet 12 500 fanów, na pierwszy mecz siatkarskiego mundialu przyszła garstka fanów. I to chyba tylko dlatego, że grała Brazylia, bo trzy godziny później na meczu Japonia - Katar było ich jeszcze mniej, raptem stu.
Te zadziwiające sceny są efektem decyzji, które podejmuje Międzynarodowa Federacja Siatkówki i które od dawna są w sprzeczności z duchem sportu. Jasne, działacze będą się tłumaczyć, że przecież mamy ciężkie czasy, że turniej przeniesiono i że liczą się z tym, że brak gospodarza na parkiecie oznacza niską frekwencję. Ale 350 fanów na meczu Brazylijczyków w ogromnej hali? I to na tak znakomitym meczu? To po prostu hańba.
Frekwencja na trybunach podczas pierwszego dnia MŚ siatkarzy:
- Brazylia - Kuba 3:2 | 350 osób
- Japonia - Katar 3:0 | 100 osób
- USA - Meksyk 3:0 | 4299 osób
- Francja - Niemcy 3:0 | 800 osób
- Polska - Bułgaria 3:0 | ok. 11 000 osób
- Słowenia - Kamerun 3:0 | ok. 7000 osób
Niestety, obecne realia dla siatkówki są brutalne. Kibice nie stawiali się tłumnie na trybunach już podczas Ligi Narodów, wyjąwszy oczywiście finały i te mecze, gdzie fani wypełniali areny, bo mogli oglądać swoich pupili. Bilety? Ich ceny nie są wysokie, nawet w Słowenii. Ale nikt chyba nie wziął pod uwagę czynników i okoliczności rozgrywania meczu. Spotkanie Brazylia - Kuba zaplanowano na piątek, do tego na godzinę 11:00. A przecież są wakacje.
I być może w Lublanie większość fanów wolała wybrać się na weekend za miasto, albo była jeszcze w pracy. A może po prostu zabrakło pomysłu organizatorów, wpuszczenia na trybuny zorganizowanych grup kibiców i do tego za darmo. Wielkich pieniędzy FIVB na tym geście by nie straciła, ale za to nie byłoby wstydu. Nikt jednak nie zapobiegł kompromitacji, bo w takich ramach musimy rozpatrywać to, co widzieliśmy w piątek.
Mistrzowie olimpijscy Francuzi grali z Niemcami już przy poważniejszej liczbie kibiców, bo według meczowego raportu było ich 800. A potem na mecz Słowenia - Kamerun, którym gospodarze otworzyli turniej, stawiło się około 7 tysięcy fanów (tak informują media w Słowenii, raport meczowy nadal nie jest dostępny). Trybuny Areny Stozice nie zdołały się wypełnić.
I z jednej strony mamy słabą frekwencję w Słowenii, a z drugiej tłumy ludzi na trybunach Spodka. Już starcie USA - Meksyk śledziło ponad 4 tysiące kibiców, a na meczu Polaków z Bułgarami był komplet, czyli ponad 11 000 (tutaj też nie mamy oficjalnego raportu). Paradoks jest taki, że jeden mecz Polaków śledziło więcej fanów, niż wszystkie cztery w Lublanie. I to dużo więcej. Chyba nie o to chodziło w MŚ, prawda?
- To co dzieje się w Polsce przechodzi ludzkie pojęcie. Przecież to jest turniej towarzyski, a na trybunach było 15 tysięcy fanów - mówił niedawno Nikola Grbić podczas krakowskiego Memoriału Wagnera. Nie ma się co dziwić jego zachwytom, nasi kibice to ewenement w skali świata. Atmosfera święta, wspaniały doping, a do tego frekwencja. Tak to powinno wyglądać:
Niestety, obrazki ze Słowenii to smutna prawda na temat siakówki i promocji największych imprez. FIVB i jej działacze są tak daleko oderwani od rzeczywistości, że nie potrafią zadbać o fanów. I tak dzieje się od lat, a ministerstwo dziwnych decyzji, który de facto jest światowa federacja, z pewnością jeszcze nie jeden raz nas zaskoczy. I to raczej nie pozytywnie. Dziwicie się, że w takich okolicznościach mundial trafił do Polski? Bo my w ogóle.