Bunt wojska ws. pikników patriotycznych. Błaszczak musiał interweniować
- Wojskowym nie podoba się, że zostają wysyłani na imprezy patriotyczne, ale nie mogą wpisać tego w nadgodziny
- Jak informuje Onet do MON zaczęły masowo wpływać skargi na takie decyzje dowodów
- Specjalny dokument w tej sprawie ma być rozesłany przez szefa resortu obrony Mariusza Blaszczaka
Wojsko niezadowolone z nowej ustawy
Onet przypomina, że od momentu inwazji Rosji na Ukrainę wojsko ogłosiło stan gotowości bojowej. Oznacza to, że żołnierze dostali rozkaz powrotu do koszar, cofnięto im urlopy i wyjazdy służbowe. Jakiś czas później weszła ustawa o obronie ojczyzny, która regulowała m.in. kwestię nadgodzin w wojsku. Nowe prawo pozwoliło na większe pole do interpretacji według uznania dowódców. Portal dotarł do pisma gen. Dariusza Parylaka, dowódcy 12 Dywizji Zmechanizowanej ze Szczecina, zatytułowane "Ustalenie zasadnicze w sprawie nadgodzin po 24.02/16.03", które jest właśnie takim przykładem. Zaleca w nim, by za prawidło przyznane nadgodziny traktować jedynie służby w weekendy. "Natomiast aktywność żołnierzy w ramach działalności patriotycznej — pikniki, uroczystości itp. oraz "szkolenie, działalność operacyjna, logistyczna i pozostałe — to są nieprawidłowo przyznane dni wolne (nienależne)". - opisuje portal.
Wojskowi poczuli się poszkodowani takim potraktowaniem przed dowódców i masowo zaczęły spływać skargi do Ministerstwa Obrony. W sprawie zdecydował się interweniować szef resortu Mariusz Błaszczak. Według informatora Onetu na dniach ma się pojawić dokument przyznający żołnierzom nadgodziny za pikniki.
Ustawa Kaczyńskiego zagrożeniem dla polskiej armii?
Przypomnijmy, że oficjalnym najważniejszym celem wejścia Jarosława Kaczyńskiego do rządu była właśnie ustawa o obronie ojczyzny. Głównymi założeniami dokumentu jest dwukrotne zwiększenie liczebności armii do 300 tys. i podniesienie nakładów na obronność z 2,2 do 3 proc. PKB.
O zagrożeniach związanych ze wdrożeniem ustawy w rozmowie z naTemat mówił były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. prof. Stanisław Koziej. – Widzimy ryzyko, że realizacja przepisów spowoduje pogorszenie jakości wojska w stosunku do stanu dzisiejszego. W takiej bowiem armii średnio na każdego żołnierza będzie przypadał o 1/3 mniejszy ułamek PKB, niż to jest dzisiaj – tłumaczył.
Co to oznacza? Większe wojsko kosztem jakości, a konkretnie cięciem środków na modernizację techniczną, szkolenia, czy też rekrutowanie jakościowo najlepszych kandydatów.
Gen. Koziej zwracał także uwagę, że w przypadku międzynarodowych konfliktów zbrojnych "przeciwnik zawsze atakuje najsłabsze ogniwo drugiej strony". – Gdyby nasza armia odstawała pod względem jakości, bylibyśmy najczęściej atakowani i ponosilibyśmy największe straty – ostrzegał.
Czytaj także: https://natemat.pl/396859,raport-o-polskim-wojsku-wojsko-zablokowalo-pokazanie-go-kaczynskiemu