Fusy, które mocno kopią i zmarznięta drużyna. Taki jest plan trenera na złoty medal MŚ
- Polscy siatkarze krok po kroku zmierzają po upragniony medal MŚ
- Dwa wygrane mecze za nami, do wygrania jest jeszcze pięć gier
- Atmosfera w drużynie jest kapitalna, a zespół rośnie z dnia na dzień
Jest taka scena w kultowym "Misiu", którą na pewno wszyscy znacie. Telefon na kotłownię, odbiera palacz i tłumaczy kierowniczce odwieczne prawa natury. "Ja rozumiem, że wam jest zimno, ale jak jest zima, to musi być zimno!" - tłumaczy ze swadą i zapewnia, że cały czas pali. Bez przerwy. I kiedy zerkniemy na kadrę siatkarzy, to to odwieczne prawo natury wydaje się znajdować swoje potwierdzenie, choć do zimy jeszcze daleko.
O co chodziło naszym siatkarzom? To na razie tajemnica drużyny, której nikt nie chce wyjawić. – Ta cieszynka to taki "inside joke" naszej drużyny, nie będę go zdradzał. Zainteresowana osoba, do której będziecie musieli dojść, zrozumieć kto to jest, będzie mogła wam powiedzieć – powiedział tajemniczo Tomasz Fornal Polsatowi Sport. Dla nas to jeden ważny dowód, na znakomitą atmosferę w drużynie narodowej.
Jest jeszcze drugi obrazek, którego nie wolno przegapić.
Po meczu z Meksykiem siatkarze rozmawiają z dziennikarzami, a libero Jakub Popiwczak mówi wprost, że reprezentacyjne "fusy" dostały swoją szansę i ją wykorzystały. Skąd to nawiązanie? Do piłkarskiej kadry z Euro 2016, gdy grupę rezerwowych przezwano właśnie "fusami". Zaliczali się do niej: Łukasz Teodorczyk, Artur Jędrzejczyk, Krzysztof Mączyński, Michał Pazdan oraz Kamil Wilczek. Fusy utoną w kawie, lub wypłyną.
Proste, prawda? I to najlepiej pokazuje, poza żartami naszych siatkarzy i grą, którą rozpoczęli z kibicami i mediami, jak znakomita panuje atmosfera w drużynie. Hierarchia jest jasna od początku, każdy zna swoje miejsce i każdy czuje się potrzebny. Przed rokiem tak nie było, stąd porażka na igrzyskach w Tokio. Trener Nikola Grbić przebudował zespół, wprowadził jasne i sprawiedliwe zasady, a siatkarze mu uwierzyli. I zaufali.
Od lat wiemy, że kluczowa w naszej drużynie, poza fizyczną formą, jest atmosfera. Gdy jest dobra, Biało-Czerwoni sięgają gwiazd. Gdy coś nie gra tak, jak powinno, są problemy i porażki. Niektóre niezrozumiałe i bolesne. Teraz mamy żarty, mamy "fusy", które kopią rywali lepiej niż mocna kawa, mamy też powody do sportowego optymizmu. Bo nasza gra wygląda naprawdę znakomicie. "Mają rozmach!" - chciałoby się rzec w ślad za Siarą z "Kilera".
Rozmachu i planu na turniej nie brakuje też naszemu trenerowi.
Nikola Grbić już przed imprezą nakreślił jasny plan na finały MŚ. Żadnych kalkulacji, żadnego liczenia, szukania drabinek i wyjść awaryjnych. Siedem meczów, siedem wygranych i medal. Złoty medal, bo w ten celujemy od początku. I cały nasz zespół: siatkarze, asystenci, nawet lekarze i fizjoterapeuci wie, że takim torem ma iść zespół. Tak ma się hartować stal, a drużyna uczyć mentalności zwycięzców. Żadnych półśrodków, żadnej drogi na skróty.
Siatkarze o siedmiu meczach i celu na MŚ mówili już przed turniejem, na razie zadanie wykonaliśmy w części, bo za nami dwa zwycięstwa. Do szczęścia brakuje pięciu, to dużo i mało jednocześnie. Dość wspomnieć, że w 2014 roku do złota droga wiodła przez 13 meczów. Polacy wygrali 12, potknęli się tylko w starciu z Amerykanami, z którymi gramy właśnie we wtorek.
Ten mecz będzie szczególny dla drużyny, bo rywale dali nam łupnia w Bolonii. Czas na rewanż? Mamy taką nadzieję, bo nikt nie będzie się oglądał na idiotyczny regulamin, który wysmażyła FIVB. Siatkarze mówią wprost: "Jak można odpuścić mecz przy takich kibicach i takiej atmosferze w Spodku?". Też nie mieści nam się to w głowie, ale to niestety immanenta cecha siatkówki. "No ja tu widzę niezły burdel, siostry!" - ten cytat z "Seksmisji" pasuje tu jak ulał.
Czekamy więc na to, co przyniesie turniej i co pokażą Biało-Czerwoni. Zaczyna się poważne granie, już nie będzie miejsca na pomyłki i większe korekty. Do wygrania jest wszystko. Miejsce w historii, znakomita pozycja przed igrzyskami olimpijskimi i szansa walki o medal w Paryżu. Mamy tylko nadzieję, że na koniec MŚ uraczymy Was jakimś radosnym cytatem filmowym, a nie słynnym: "Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę!".